Wielka firma nie liczy się z małym człowiekiem – mówi gorzko Maria Polok / Iza Salamon
Wielka firma nie liczy się z małym człowiekiem – mówi gorzko Maria Polok / Iza Salamon
Sześć pism do posłów, jedno do Ministerstwa Infrastruktury, jedno do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad – tyle listów z prośbą o pomoc wysłała Maria Polok z Połomi w sprawie swojego zniszczonego pola z powodu budowy autostrady A1. Poruszyła niebo i ziemię, żeby odzyskać pół hektara pola, które dla niej znaczą tyle, co przeżycie, ponieważ utrzymuje się gospodarstwa rolnego. Na swój apel dostała zaledwie jedną krótką odpowiedź. Generalna dyrekcja jej odpisała w dwóch zdaniach, że ma zwrócić się do konsorcjum Alpine Bau, które budowało autostradę. – Najsmutniejsze dla mnie jest to, że nikt z posłów nawet nie zareagował na moją prośbę. Dwa miesiące temu wysłałam listy do sześciu parlamentarzystów i żaden mi nie odpisał – żali się Maria Polok.
Jako dowód pokazuje pocztowe potwierdzenia. Od trzech lat zmaga się z problemami związanymi z budową A1. Najpierw buldożer wjechał jej na pole, które nie było jeszcze wypłacone. Maszyna przeorała i zniszczyła młode pędy zbóż. Teraz Maria Polok załamuje ręce nad kolejną połacią ziemi. – Zawarłam wprawdzie porozumienie na zajęcie gruntu w związku z pracami przy budowie A1, ale po zakończeniu prac pole miało zostać uporządkowane, przywrócone do poprzedniego stanu. Miałam dostać odszkodowanie, mieli nawieźć humusu. Nie ma nic – rozkłada ręce Maria Polok. Przypomnijmy, że w grudniu GDDKiA zerwała kontrakt z Alpine Bau na budowę odcinka A1 Gorzyczki – Świerklany. Wykonawca miał na głowie ważniejsze sprawy niż pół hektara pola Marii Polok.
Zbliżała się jednak wiosna, czas zasiewu, więc kobieta, nie oglądając się na nic, zaczęła działać. – Jeszcze w listopadzie rozmawiałam w Alpine z pracownikiem, który obiecał mi, że dostanę odszkodowanie, ale z tego, co wiem, człowiek ten już tam nie pracuje. Skończyło się na obietnicach – wspomina mieszkanka Połomi. Wiosną we własnym zakresie obsiała pole, ratowała wyjałowioną ziemię wapnem, obornikiem i nawozami, żeby nie stało ugorem. – Dla takiej dużej firmy jak Alpine może to się nie liczy, ale dla mnie ziemia ma ogromną wartość. Nasi dziadkowie przekazali nam do niej ogromny szacunek, ale wykonawca A1 tego nie uznaje – dodaje mieszkanka Połomi.
Kiedy zadzwoniliśmy do Alpine, pracownicy zareagowali błyskawicznie. Natychmiast przyjechali do pani Marii na podwórko z… pretensjami, że zawiadomiła gazetę. Z kolei nam zarzucili, że chcemy napisać łzawy tekst. – Mamy z panią Marią wszystko załatwione i nie będziemy rozmawiali z gazetą, bo nie ma tematu. Zapadło porozumienie w sprawie odszkodowania, sprawa ma zostać sfinalizowana za kilka dni. Pani Polok miała podpisać ugodę i ją odesłać, wtedy dawno byłoby wszystko załatwione – usłyszeliśmy od jednej z przedstawicielek Alpine. Konsorcjum gorliwe zadeklarowało też, że nawiezie teraz na zniszczone pole humusu. – Przecież to pole jest obsiane! – irytuje się pani Maria.
Maria Polok jest wdową, wychowuje troje dzieci, utrzymuje się tylko z gospodarstwa rolnego. Kogoś może dziwić to, że tak zapamiętale walczy o skrawek ziemi. Zrozumieją ją tylko prawdziwi rolnicy, którzy wiedzą jak długo ziemia wraca do życia po takim wyjałowieniu i jak ciężko jest później odzyskać jej płodność. – To pole przez dziesięć lat nie przyniesie żadnych plonów! Dlatego jak będą otwierali autostradę, to ja wstanę i powiem, ile mnie krzywdy kosztowała ta inwestycja. Wielka firma nie liczy się z małym człowiekiem i tyle – stwierdza mieszkanka Połomi.
1

Komentarze

  • Yeti Szkoda, że w artykule nie 06 maja 2010 17:07Szkoda, że w artykule nie zostały podane nazwiska tych posłów, którzy są obojętni na ludzką krzywdę. Pewnie o swoich wyborcach przypomną sobie dopiero w przyszłym roku, przed kolejnymi wyborami.

Dodaj komentarz