Z powodu prac remontowych na ulicy Boryńskiej miejscowi przedsiębiorcy stracili klientów  / Ireneusz Stajer
Z powodu prac remontowych na ulicy Boryńskiej miejscowi przedsiębiorcy stracili klientów / Ireneusz Stajer

Z powodu źle prowadzonego remontu drogi właścicielom sklepów i firm przy ulicy Boryńskiej grozi plajta. W piątek miała zakończyć się modernizacja fragmentu ulicy Boryńskiej, ale się nie zakończyła, w dodatku wygląda na to, że jeszcze trochę potrwa. Tymczasem właściciele sklepów oraz innych działających tam firm mają zerowe obroty. Grozi im plajta. W najtrudniejszej sytuacji jest Katarzyna Gradzik, która raptem w czerwcu otworzyła tu sklep z bielizną. Nie starcza na czynsz, bo wynajmuje pomieszczenie od osoby prywatnej. Nie ma na zapłacenie obowiązkowych składek ZUS-owskich. W dodatku przez wiele lat była bezrobotna. Na rozkręcenie działalności gospodarczej otrzymała dotację z urzędu pracy. Mija czwarty miesiąc, a ona dokłada do interesu, zamiast zarabiać. Obawia się, że będzie musiała zwrócić 16,6 tys. zł dotacji. Po upływie pół roku musi bowiem rozliczyć się z pośredniakiem.
– Nie uprzedzono mnie, że zbliża się generalny remont tego odcinka ulicy. Robotnicy wykopali przed sklepem głęboką dziurę. Po mojej interwencji ułożyli na niej kilka desek, ale ludzie boją się po nich chodzić, bo się chwieją. Na dodatek fachowcy doprowadzili do tego, że w jednym z pobliskich sklepów obuwniczych runął dach. Od tej pory nikt nie robi u nas zakupów – martwi się pani Katarzyna. – Nim doszło do katastrofy, koparka wydrążyła pod fundamentem trzymetrową dziurę. Potem dwóch robotników wybierało z niej ziemię łopatami. Gdyby mój mąż nie krzyknął, że wali się dach, zostaliby pogrzebani żywcem. Na drugi dzień nasz sklep zamknął nadzór budowlany – opowiada ekspedientka, synowa właścicielki sklepu obuwniczego. Wykonawca obiecał, że naprawi wszystkie szkody.
Katastrofa spowodowała zagrożenie w innym sklepie, który trzeba było czasowo zamknąć. Tak naprawdę jednak to żadnego nie ma po co otwierać. W trudnej sytuacji jest także szkoła jazdy, do której na bieżący kurs nie zapisał się nikt. – W dodatku ekipy pobierają od nas energię elektryczną, podłączając kabel do naszych instalacji, i nie płacą ani grosza! – żalą się przedsiębiorcy. Andrzej Brocki, powiatowy inspektor nadzoru budowlanego, potwierdza ich zastrzeżenia co do fachowości niektórych pracowników firmy. – Kopali na głębokości dwóch i pół metra bezpośrednio w licu zadaszenia, więc nic dziwnego, że zawalił się dach. W efekcie musiałem zamknąć dwa sklepy. Ten drugi chwilowo. Planując inwestycję, trzeba mieć na względzie interes miejscowych firm. A jeśli już trzeba wyłączyć na jakiś czas z użytkowania okoliczne budynki, należy to zrobić w sposób cywilizowany – mówi Andrzej Brocki.
Dodaje, iż modernizujący drogę pracownicy powinni mieć swój agregat prądotwórczy albo zamontować rozdzielnię energii z licznikiem. Wtedy będzie wiadomo, ile ekipa remontowa pobrała prądu z pobliskich budynków, a potem rozliczyć się z ludźmi. Urząd pracy zapewnił nas, że nie będzie żądał zwrotu dotacji od Katarzyny Graczyk, gdyż firma nie przynosi dochodu. Kobieta nie może jednak zlikwidować działalności gospodarczej, bo wówczas musiałaby oddać wspomniane 16,6 tys. zł. – Powinna być w stałym kontakcie z nami. Wspólnie postaramy się rozwikłać jej problem. Zasugerujemy m.in. zmianę miejsca prowadzenia biznesu – zapowiada Monika Wołoszczak, inspektor ds. dotacji w żorskim urzędzie pracy.
Co na to wszystko magistrat, który jest inwestorem? Tam dowiedzieliśmy się jedynie, że wykonawca jest zobowiązany do usunięcia wszelkich szkód. Przedsiębiorcy mogą dochodzić roszczeń od wykonawcy na drodze cywilno-prawnej, czyli w sądzie. Tak powiedział nam Józef Dziendziel, pełnomocnik prezydenta ds. infrastruktury technicznej.

Komentarze

Dodaj komentarz