20033611
20033611


23 sierpnia br. policjanci zjawili się w domu przy ul. Zabrzańskiej na wezwanie mieszkającej niedaleko pracownicy ośrodka pomocy społecznej. W domu, o którym mowa, mieszkała rodzina G. – 65-letnia matka Eugenia oraz jej 40-letni syn Eugeniusz i 42-letnia córka Irena.– O godz. 11.20 dyżurny Komisariatu Policji w Czerwionce został powiadomiony, że w domu przy ul. Zabrzańskiej dzieje się coś niepokojącego. Według pracownicy ośrodka pomocy społecznej dokonującej zgłoszenia wszystko było pozamykane, a mieszkająca tam starsza kobieta od kilkunastu dni nie dawała znaku życia. Policjanci po przyjeździe na miejsce zastali sytuację odwrotną niż ta, o której mówiła pracownica ośrodka. Wszystko w domu było pootwierane, a funkcjonariusze już od drzwi poczuli fetor charakterystyczny dla rozkładających się zwłok – poinformowała komisarz Aleksandra Nowara, rzeczniczka prasowa KMP w Rybniku.– Zastaliśmy otwarte drzwi. Kiedy wszedłem do środka, w kuchni na fotelu siedziała kobieta. Ciało znajdowało się w daleko posuniętym rozkładzie. Pracuję w policji osiem lat. Przez te wszystkie lata pracy zdarzyło się oglądać ludzkie zwłoki. Jednak widok tej kobiety był makabryczny. Obok, w pokoju za ścianą, spały dwie pijane osoby. Okazało się, że są to dzieci zmarłej – mówi st. sierżant Robert Cieśla z KP w Czerwionce-Leszczynach. Eugeniusz i Irena G. byli tak pijani, że obecnym na miejscu funkcjonariuszom trudno było nawiązać z nimi jakikolwiek kontakt. Kiedy doszli trochę do siebie, córka stwierdziła, że mama zmarła wczoraj, a następnie obydwoje zaczęli uskarżać się na bóle w klatce piersiowej. Lekarze stwierdzili, że znajdują się w stanie wycieńczenia. Nie zgodzili się na ich zatrzymanie przez policję i zamiast na komisariat trafili do szpitala.Odkrycia zwłok dokonała krewna zmarłej, która, kiedy po dzielnicy zaczęła krążyć plotka o śmierci starszej pani, postanowiła sprawdzić, na ile jest prawdziwa.– Najpierw znajoma zapytała mnie, czy to jest prawda, że ciocia nie żyje, bo jak w czwartek Gienek w sklepie kupował wódkę, to powiedział do sprzedawczyni: „Dajcie mi pół litra, bo mama mi umarła i znaleźliśmy ją w piwnicy”. Drugi raz, jak wracałam z pracy, sąsiedzi zapytali mnie, co jest z pogrzebem. Poszłam tam w piątek. Dzwoniłam, ale cały dom był pozamykany i nikt mi nie otworzył. W sobotę poszłam do sklepu i po drodze znowu tam wstąpiłam. To było jakoś koło południa – opowiada kobieta. – Tym razem drzwi do domu były otwarte, natomiast zamknięta była bramka przed domem. Ponieważ dzwonienie i wołania nie dały efektu, kopnęłam w furtkę i weszłam. Poczułam straszny fetor i widziałam takie mokre ślady. Poszłam po tych śladach i zobaczyłam ciocię w fotelu pod oknem, całą już w rozkładzie. Wyglądało to strasznie. Jak tylko to zobaczyłam, od razu stamtąd uciekłam.Kiedy wypadła na ulicę, pobiegła do sklepu na rogu, skąd właściciel zadzwonił na policję. Jednak policja była już poinformowana przez pracownicę OPS-u.Zmarła staruszka oprócz dwójki dzieci mieszkających razem z nią miała jeszcze jedną córkę. Obecnie mieszka ona w Krakowie, a powiadomiona o tym, co się stało, kategorycznie stwierdziła, że na pogrzeb owszem przyjedzie, ale z rodzeństwem nie chce mieć nic wspólnego.Dębieńsko to mała miejscowość, nic więc dziwnego, że ta makabra zelektryzowała wszystkich. Chętnie komentują wydarzenia, ale boją się pokazywać twarzy i ujawniać nazwisk. – Córka pani G. już się odgrażała. A czy to człowiek wie, co takim ludziom po pijaku strzeli do głowy? – pyta stojący na przystanku autobusowym mężczyzna. – Przecież tam się piło, trzeźwiało i znowu piło. Szkoda słów – dodaje starszy pan.– Sądzę, że są nienormalni, bo jak można nie pochować rodzonej matki? Ale co pani chce, jak tam wszyscy pili. Nie ubliżając zmarłej – piła matka, córka, syn. A jak ktoś chodzi cały czas zapruty, to co może z tego wyjść dobrego? – komentuje sąsiadka rodziny.Inna sąsiadka z niedowierzaniem kręci głową: – Boże kochany, to się nie mieści w głowie! Przecież to był człowiek!– Co tu dużo mówić. Dwudziestego miała przyjść listonoszka z rentą, to posadzili nieboszczkę w fotelu, żeby pobrać pieniądze i pić – przekonuje dalszy sąsiad. Inny łapie się za głowę: – To Irena G. wszystkim trzęsła w domu. Teraz chodzi z podniesioną głową, jakby się nic nie stało. Wie pani, jak im zdechła koza, to ją od razu zakopali, a matkę zostawili.– Jak mieli pieniądze, to dom był pozamykany i pili, a jak nie było pieniędzy, to chodzili po okolicy i zbierali złom – mówi sąsiadka. – Dzisiaj od rana znowu piją. Zresztą tam się piło od pokoleń.Córka zmarłej po powrocie ze szpitala twierdzi, że matka zmarła dzień wcześniej, a przedtem zdążyła jeszcze pobrać emeryturę.Jej słowom zaprzecza orzeczenie lekarza, który przeprowadził sekcję zwłok, a rozkład ciała zmarłej wskazuje na to, że kiedy została znaleziona, nie żyła już od co najmniej kilkunastu dni. Ponadto sekcja wykazała, iż przyczyną śmierci 65-letniej kobiety był nowotwór.– Wstępne wyniki sekcji zwłok wykazały, że zgon nastąpił dwa, trzy tygodnie przed znalezieniem zwłok. Jeżeli chodzi o samo niepochowanie zwłok przez taki okres czasu, nie jest to karalne. Wchodzi tutaj wątek wyłudzenia renty i jeżeli zostanie udowodnione, że pobrali oni pieniądze już po śmierci matki, zostanie im postawiony zarzut o oszustwo – powiedział prokurator Krzysztof Hynek z Prokuratury Rejonowej w Rybniku.

Komentarze

Dodaj komentarz