Przedwojenni rybniczanie byli przebojowi. Na zdjęciu: paszport Zdzisława Byśka, aptekarza z rynku, zapalonego motocyklisty i automobilisty, ktry w latach 30. wyprawił się wraz z kolegą do Francji / Archiwum
Przedwojenni rybniczanie byli przebojowi. Na zdjęciu: paszport Zdzisława Byśka, aptekarza z rynku, zapalonego motocyklisty i automobilisty, ktry w latach 30. wyprawił się wraz z kolegą do Francji / Archiwum

Jak powstawał cykl „Rybnik w latach 20. i 30. minionego wieku” i dlaczego kończy się na roku 1938.
Nadszedł czas na podsumowanie naszego cyklu, jako iż znajdujące się w polskich zbiorach numery „Sztandaru Polskiego i Gazety Rybnickiej” kończą się na 1938 roku.

W trakcie publikacji otrzymałem sporo e-maili oraz telefonów. Nie byłem w stanie na wszystkie odpowiedzieć. Mogłem obiecać jedynie odpowiedź zbiorową, a oto ona. Przed laty zacząłem przeglądać przedwojenne wydania gazety pod kątem interesujących mnie działów. Opłaciło się, i to bardzo, bo dowiedziałem się na przykład, że przed wojną w Rybniku przebywał generał Sosabowski, odkryłem postać lotnika Alojzego Drei czy związek jego syna Chrisa z zespołami Yardbirds i Led Zeppelin.

Coś wyjątkowego
Największą satysfakcję dae statystyka odwiedzin tych moich tekstów na portalu internetowym „Nowin”. Nie mniejszą radość przynoszą komentarze, że „Nowiny” zamieszczają coś wyjątkowego, co nie udało się żadnej innej gazecie. Wiadomości wyjściowych, jakich dostarczyły numery „SzPiGR” starczyłoby na napisanie kilku prac doktorskich i dużo więcej magisterskich. Dodam, że jeszcze dwa lata temu poszukiwałem w bibliotekach (głównie uniwersyteckich) i archiwach odpowiedzi na pytanie: Co z rocznikami 1923-1924, 1931 i 1939? Okazuje się, że z tamtych lat nie ma ani jednego wydania gazety.
W związku z tym ostatnio poprosiłem o rozmowę profesora Edwarda Długajczyka, wybitnego znawcę międzywojennego Śląska, w tym prasy. Jego książka „Oblicze polityczne i własnościowe prasy polskiej w województwie śląskim 1922-1939” szczegółowo omawia temat. Dowiadujemy się z niej m.in., iż ostatni przed wojną numer „SzPiGR” zarekwirowano za rzekome szerzenie defetyzmu w obliczu wojny. Autor zwraca też uwagę, że w 1925 roku z Polski na stałe wyjechał właściciel gazety Michał Kwiatkowski. Nowy naczelny Ignacy Knapczyk znalazł się między młotem a kowadłem.
Aby bowiem zachować gazetę na rynku, musiał stępić ostrze opozycji. Chadecy nie byli szczęśliwi z tego, że przyjmuje zamówienia sanacji, a rada miejska w 1928 obcięła „Rybnickiej” 800 zł dotacji za... umieszczenie informacji z magistratu. Profesor Długajczyk w rozmowie potwierdził brak wspomnianych roczników. W e-mailu wskazał jednak na pewne źródła w Archiwum Państwowym w Opolu. I tak sporo się zachowało, aczkolwiek w „Nowinach” znalazła się połowa materiału, który zebrałem dodatkowo w ciągu ostatnich dwóch lat. Na badaczy czekają na przykład ogłoszenia parafialne (chrzty, śluby, pogrzeby, za którymi kryją się ludzkie losy), które musiałem pominąć, by skupić się na głównych wydarzeniach.

Czym się różni
Często dzwonili do mnie najstarsi rybniczanie, którzy przed wojną byli dziećmi. O wielu sprawach z tamtych lat dowiedzieli się jednak dopiero z moich tekstów. Ktoś powiedział, że cieszy się, bo teraz wie, co działo się w roku jego urodzenia. Ci ludzie, których niestety jest coraz mniej, ale nie tylko oni, pytają, czym tamten Rybnik różnił się od dzisiejszego. Widzimy jednak tyle samo dobra i zła, tyle samo mądrości i głupoty. O tamtych rybniczanach wiemy, że byli melomanami (istniały tu chóry, orkiestry, szkoła muzyczna, wytwórnia organów), miłośnikami X Muzy (w mieście istniały aż trzy kina, tyle samo, ile było w centrum powojennych Katowic, póki nie otwarli Kosmosu), miłośnikami teatru. Ileż to spektakli odbyło się w Świerklańcu!

Dla wyobraźni
Byli też bardzo aktywni w turystyce, sportach motoryzacyjnych, pływaniu, szermierce, tenisie, boksie, narciarstwie i hokeju. Przedwojenna „Rybnicka” dostarcza mnóstwo intrygującego materiału. Pisali dla niej Kornel Makuszyński, Gustaw Morcinek i inni znani ludzie. Sam wiele skorzystałem. Wyobraźnię nieraz poruszył nawet sam język, jak np. określenie nowojorskie niebotyki czy inne słowa, które dziś nikomu nie przyszłyby nawet do głowy. Przejrzałem w miarę dokładnie ok. 9000 numerów, czyli sporo ponad 10000 stron, bo wchodziłem nie tylko na stronę lokalną. Z czytelni mikrofilmów w Bibliotece Śląskiej często po kilku godzinach wychodziłem z bólem. oczu. Nieraz czyściłem zabrudzone szybki wyświetlaczy.
Wzrok się pogorszył, ale rozum zyskał, co cieszy, zwłaszcza że przełożyło się to na zainteresowanie czytelników. Kończymy spacer po dawnym Rybniku, ale zebrany materiał jeszcze nieraz zaowocuje jeszcze ciekawymi publikacjami w „Nowinach”. Pierwsza z nich już za tydzień.

2

Komentarze

  • Marek Schabowski Dziękuje 30 sierpnia 2012 16:13Dostarczył pan wielu wspomnień o ludziach wtedy żyjących -szkoda wielka że już kończy pan te wspomnienia , zostaną w annałach historii. Moja rodzina mieszkała na Sobieskiego 2.
  • Małgorzata Płoszaj Dziękuję 25 sierpnia 2012 21:24Bardzo dziękuję za te wszystkie wyszperane \"perełki\" dotyczące rybnickich Żydów. Panu się pogorszył wzrok od mikrofilmów, a mnie przybyło zapisków dzięki Panu :D Pozdrawiam.

Dodaj komentarz