Jak się biły hanysy i gorole

Pomiędzy werbusami, którzy przyjeżdżali na Śląsk do pracy z różnych stron Polski, a miejscowymi często wybuchały krwawe bójki. I nie była to wcale filmowa „święta wojna” hanysów i goroli, ponieważ dochodziło do okrutnej przemocy, pobić, a nawet zabójstw! Takie przypadki miały miejsce m.in. w Radlinie, Knurowie, Boguszowicach, Chwałowicach, Niedobczycach, Jastrzębiu, Dębieńsku, a nawet w Turzy Śląskiej. O konflikcie swój – obcy na naszych ziemiach w latach 1957-1958 napisał dr Bogdan Kloch, dyrektor muzeum w Rybniku, w publikacji zamieszczonej w „Studiach z dziejów ziemi rybnicko-wodzisławskiej” w latach 1945-1989”. W swojej pracy oparł się na archiwalnych artykułach z „Nowin”.

Kłopotliwe werbusy
Już w styczniu 1957 roku na łamach naszej gazety pojawił się polemiczny tekst, który przedstawiał problem młodych mężczyzn przybywających do pracy w przemyśle górnośląskim. Nosił on znamienny tytuł „Chuligan – wróg publiczny nr 1”. „Autor bez ogródek napisał w nim, że Domy Górnika w Czerwionce, Dębieńsku, Jastrzębiu, Boguszowicach, Chwałowicach, Niedobczycach i Radlinie stały się rozsadnikiem pijaństwa oraz zorganizowanego bandytyzmu, realizowanego za pomocą noży, kastetów i brzytew” – konkluduje dr Kloch. Domy górnika czy robotnika były wówczas „złowrogimi przestrzeniami wywołującymi niejednokrotnie uzasadniony strach u okolicznej ludności”.
Miały one stać się namiastką rodzinnego domu dla młodych mężczyzn przybywających na Śląsk z wielu miejsc powojennej Polski, tymczasem nieraz stawały się siedliskiem demoralizacji i patologii. Ich lokatorzy terroryzowali miejscową ludność, a miejscem prowokacji były przede wszystkim zabawy taneczne czy okoliczne bary. „W latach 50. za sprawą mieszkańców tych przemysłowych noclegowni zauważono na forum publicznym, iż pojęcie swój i obcy, gorol i hanys nabrało kolejnego wymiaru realnego konfliktu” – dodaje dr Kloch. Do najbardziej dramatycznych wydarzeń należały krwawe zajścia na zabawie karnawałowej w Popielowie. Było to 27 stycznia 1957 roku.

Krwawe bójki
Do sali, gdzie bawili się miejscowi, wtargnęło 23 podpitych mężczyzn, którzy sprowokowali krwawą bijatykę. Rannych zostało aż 11 osób! „W ciągu niewielu minut grupa agresorów została pojmana przez naprędce zorganizowaną obławę, składającą się z grupy mieszkańców oraz oddziału Milicji Obywatelskiej. Aresztowano prowodyrów, wszyscy byli mieszkańcami domów młodego górnika” – czytamy we wspomnianej publikacji. Niestety, wycofując się z Popielowa, napastnicy śmiertelnie pobili na ulicy jednego z mieszkańców Niedobczyc. Po tym wydarzeniu na łamach naszych „Nowin” rozgorzała dyskusja, która obrazuje ówczesne napięcia społeczne i atmosferę tamtych dni.
Ponad 55 lat temu nasza gazeta opublikowała materiał, który był po części listem otwartym, apelem mieszkańców Rybnika i okolic, wręcz wołaniem o pomoc! Miejscowi byli przerażeni podsycaną alkoholem agresją coraz liczniej przybywających na Śląsk ludzi, którzy uzbrojeni w kastety, metalowe pręty i noże wychodzi na ulice i prowokowali bójki. W apelu tym czytamy m.in., że niektórych lokatorów domów robotniczych cechuje prostacki stosunek do ludności miejscowej. „Niektórzy uważają, że Ślązak to pies lub szwab, którego należy bić po mordzie. A ich znajomość przeszłości historycznej Śląska jest wprost kompromitująca!” – pisały „Nowiny” w 1957 roku.

Różni ludzie
Zajścia w Popielowie zakończył pokazowy proces sprawców. Niestety, nie oznaczał on wcale kresu konfliktu. W lutym 1958 roku na zabawę karnawałową do sali FWP w Jastrzębiu wtargnęło czterech podpitych ludzi, którzy najpierw zażądali alkoholu, a potem ruszyli na miasto, napadając na przechodniów i bijąc ich do nieprzytomności. Podobnie było na zabawie, którą zorganizowało koło ZboWiD w Boguszowicach. W sprowokowanej walce wzięło udział około 50 osób! Kilka zostało rannych. Temat w „Nowinach” zakończył się wywiadem z pułkownikiem Franciszkiem Szlachcicem z Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Katowicach.
Funkcjonariusz stwierdził w nim m.in. „Do okręgu rybnickiego napływają i będą napływały do pracy tysiące ludzi. Między innymi przyjeżdżają również chuligani i przestępcy, z winy których mnożą się awantury i bójki”. Bogdan Kloch zwraca uwagę na to iż konflikt miał znacznie głębsze podłoże społeczne, o czym milicjant już nie wspomniał.

2

Komentarze

  • Yrwin A dzisiej to jak je ? 28 sierpnia 2017 12:41Dzisiej dziecka łod tych werbusów łażą tukej u nos na Gurnym Ślonsku w koszulkach "żołnierzy wyklętych" i stowajom "na baczność" 1 sierpnia o 17, ale o naszyj śląskij geszichcie to nic nie poradzom pedzieć.
  • francek hanys i gorol 07 listopada 2012 19:02na ten temat moge pisac tygodniami , w kazdej wsi wkazdej gminie w kazdym miescie w kazdym panstwie sa ludzie dobrzy i sa ludzie zli,chlopy w domu gornika tez byli dobrzi i zli, czasami byla haja skuli dziolchow albo zpowodu roboty albo skuli gupot na fajfach,w tych czasach 58 jeszcze wiela ich nie bylo w hotelach, w popielowie u holony najgorsze bylo ohp, haje czasami byly pieronowe ze milicja musiala strzelac w powietrze ,a czesto my po robocie razem sidzieli i popjali ,ogolnie mowiac to tak jak dzisiaj tez sie piera sküli pieniedzy

Dodaj komentarz