Na łamach „Nowin” opisaliśmy likwidację cmentarza żydowskiego w Rybniku. Groby rozkopano, szczątki ludzkie ograbiono, kości złożono do zbiorowych mogił, a macewy wykorzystano do utwardzania dróg! Po publikacji do redakcji zgłosił się Franciszek Musiolik, jeden ze świadków tamtych wydarzeń. Cmentarz żydowski w Rybniku hitlerowcy zlikwidowali na początku wiosny 1940 roku. Nagrobki rozbierano, ale robiono to bardzo precyzyjnie. Macewy, które nie były uszkodzone, ładowano na samochody i wywożono do Niemiec. Resztę albo pozostawiono na miejscu, albo wykorzystano do utwardzania dróg na terenie miasta. 16-, 18-latkowie z Rybnika, pod lufami karabinów, łopatami rozgrzebywali groby, wydobywając szczątki, które tam się znajdowały. Na miejscu byli hitlerowscy lekarze i antropolodzy, którzy wykonywali tzw. badanie zwłok.
Polegało ono m.in. na wyrywaniu złotych zębów czy mostków, a także zabieraniu wszystkich znalezionych kosztowności. Zbezczeszczone resztki łopatami wrzucano na wozy zaprzężone w konie i wywożono do bajora, które ostało się po stawie przy ulicy Brudnioka. W tym miejscu dziś jest miejski parking. Franciszek Musiolik pracował tam przy rozplantowaniu ziemi z cmentarza. Miał wtedy 12 lat, był ministrantem w starym kościele, pracował z kolegami. Prosił ich o to ksiądz proboszcz Franciszek Klimza. – Wzięliśmy łopaty i wyrównywaliśmy ten staw. Ksiądz mówił, że są tam ludzkie szczątki, byśmy odnosili się do nich z godnością. Kiedy trafiała się czaszka, staraliśmy ją jak najszybciej przykryć. Innych kości nie rozpoznawaliśmy… – opowiadał nam pan Franciszek. Jego zdaniem na parkingu powinna pojawić się jakaś tablica upamiętniająca budzące zgrozę wydarzenia z czasów drugiej wojny światowej. Wiele miast w Polsce ma swoje „Pokłosie”...
Komentarze