Jedna z przedwojennych kartek świątecznych / Archiwum
Jedna z przedwojennych kartek świątecznych / Archiwum

Gazeta rybnicka w pierwszej połowie lat 30. minionego wieku pisała o różnych aspektach obchodów świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Pisano także o tym, jak ten okres spędza się w Betlejem, gdzie Jezus przyszedł na świat, a nawet jak u Sowietów, zwracając uwagę, że pod komunistycznymi rządami ludzie nie emanują tak bogactwem jak za czasów carskich, kiedy nawet ci biedniejsi starali się przede wszystkim zaprezentować światu zewnętrzny blichtr. Obecnie na twarzach tych, co nie świętują w komitetach, tylko idą do cerkwi, widać prawdziwie głębokie przeżycie.

Wróżby z ognia
Jeden z autorów w artykule pt. „Przesądy ludowe na Śląsku związane z wieczerzą wigilijną” przekazuje, iż informacje ma od własnej babki, lat 90 (czyli urodzonej ok. 1840 roku). Czego się dowiadujemy? Ano tego, iż wszelkie odpadki ze stołu wigilijnego, np. łupiny orzechów, obierzyny jabłek czy ości ryb składa się w czterech rogach sadu, co zapewni drzewom dobre owocowanie. Po wieczerzy daje się też bydłu tzw. królewskie opłatki, co skutecznie uchroni je od chorób. Psu rzuca się przez okno czosnek z chlebem, aby dobrze sprawdził się jako stróż gospodarstwa.
Ludzie bawią się też we wróżby. Każdy po kolei gasi świecę z wigilijnego stołu. Gdy dym idzie w górę, będzie dobrze, gdy bokiem, należy spodziewać się choroby, a gdy w stronę cmentarza, to już wiadomo. Stawia się także zapaloną świecę na progu. Gdy płomień kieruje się w stronę pokoju, należy oczekiwać przyjścia na świat nowego obywatela. Na wodzie w miednicy kładzie się łupinę orzecha, a na nim zapaloną świeczkę. Jeśli choć przez chwil kilka utrzyma się na powierzchni, dana osoba będzie długo żyła. Zaś co śni się w wigilijną noc, spełni się w najbliższym roku.

Miłosne przesądy
Oczywiście istniały też przesądy miłosne. Wierzono np., że z której strony owej nocy panna usłyszy szczekanie psa, z tej strony nadejdzie galant. Dziewczyny kładły również na progu chleb z serem, a potem pilnie patrzyły, w jakiej kolejności chapnął je pies. Ta, której porcja została zjedzona jako pierwsza, mogła być pewna, że wyjdzie za mąż najszybciej z grona koleżanek lub krewnych. Wierzono też, że kto pierwszy po wieczerzy wyjdzie na podwórze, zobaczy trumnę na dachu i wkrótce umrze.

Od domu do domu
Okres świąteczny wiązał się też z kolędą, czyli obrządkiem kościelnym, który zaczynał się od Nowego Roku i trwał do Wielkiego Postu. Plebani z organistą i nauczycielem chodzili po dworach i wsiach z Dobrą Nowiną i błogosławieństwem. W rybnickiej gazecie natomiast przekazywano m.in. informacje o trasie i terminach kolędy. Można dowiedzieć się na przykład tego, że kolęda w Rybniku szła także ulicą Werkową od Piasków. Pamiętajmy, że w ówczesnym mieście istniała tylko jedna parafia (pw. Matki Boskiej Bolesnej), więc nie ulega wątpliwości, że księża i towarzyszące im osoby musiały mieć naprawdę dobre nogi.

2

Komentarze

  • dziobak Zorzanka.. 06 stycznia 2013 16:03Brawo zorzanka takie tradycje powinno sie opisywac i zachowac..
  • Żorzanka zwyczaje i przesądy świąteczne 05 stycznia 2013 12:40Znany był na Śląsku ( nie tylko w naszej okolicy) zwyczaj karmienia ognia resztkami z wieczerzy wigilijnej, po to żeby zyskać jego przychylność, bo głodny ogień potrafił "strawić" (dosłownie!) cały dobytek skąpego gospodarza. Słyszałam o takich praktykach jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Głośno się o tym nie mówiło ( Kościół był przeciwny takim praktykom), ale robiło po cichu!

Dodaj komentarz