Rodzina Myśliwcw przy chevrolecie w Jastrzębiu. Od lewej: crki Salomea, Konstantyna i Bronisława oraz wnuczka Danusia, siostra Roberta Grzybka. W środku (w czapce) Wincenty Myśliwiec. Fotka z roku 1935 lub 1936 / Archiwum Roberta Grzybka
Rodzina Myśliwcw przy chevrolecie w Jastrzębiu. Od lewej: crki Salomea, Konstantyna i Bronisława oraz wnuczka Danusia, siostra Roberta Grzybka. W środku (w czapce) Wincenty Myśliwiec. Fotka z roku 1935 lub 1936 / Archiwum Roberta Grzybka

Wincenty Myśliwiec (1876-1954), właściciel Hotelu Polskiego, był barwną postacią przedwojennego Rybnika. Jeździł z żoną Konstantyną (1874-1946) i dziećmi czarnym reprezentacyjnym chevroletem, bardzo nowoczesnym jak na owe czasy. Sam nie kierował, bo nie miał prawa jazdy. – Prowadził zwykle jego syn Wincenty junior, który szczycił się stosownymi uprawnieniami, oraz czasem najmłodszy syn Bolesław, choć nie posiadał prawa jazdy – opowiada Robert Grzybek, wnuk Wincentego seniora, który mieszka w Rydułtowach.

Z Brzezia nad Odrą

Myśliwcowie mieli ośmioro dzieci: pięciu synów i trzy córki. Wincenty pochodził z Brzezia nad Odrą. W młodości, tak jak wielu Ślązaków, pracował w kopalniach w Bottrop w Westfalii. Potem osiadł w Zabrzu. Za zarobione pieniądze otworzył tam z żoną sklep meblowy. Po plebiscycie w 1921 roku zakupił gmach przy rynku w Rybniku, w którym powstał Hotel Polski. Z jego balkonu przemawiał do mieszkańców sam Wojciech Korfanty. – W poniedziałkowe popołudnia, w winiarni na parterze, dziadek spotykał się z inżynierem budowlanym Władysławem Malinowskim, burmistrzem Władysławem Weberem, aptekarzem Zdzisławem Byśkiem i prawie do rana grali w skata. Pamiętam te ich okrzyki, związane choćby z licytacją – uśmiecha się pan Robert.

Cieśla i stolarz

Bardzo dawno temu Hotel Polski był zajazdem. Później stajnie przebudowano na 11 garaży. – W jednym z nich stał chevrolet. W rogu ostatniego z garaży dziadek miał warsztat stolarski. Z zawodu był bowiem cieślą stolarzem. Jak popsuło się coś z drewna, sam to naprawiał. W hotelu było przecież 28 pokoi dla gości, nie licząc restauracji z salą dansingową, wspomnianej już winiarni oraz zaplecza – wymienia pan Robert. Dodaje, iż chevroletem jeździli do zaprzyjaźnionej rodziny Szułów w Rydułtowach. Dziadek znał się z panem Szułą jeszcze z Bottrop, gdzie razem pracowali. Potem Szuła zbudował na rogu rydułtowskiego rynku, naprzeciw kościoła, duży dom, który stoi do dziś.

– Myśliwcowie odwiedzali też autem siostrę mojej babci Tatarczyk w Wodzisławiu. Do kościoła chodzili pieszo, bo mieli blisko – zaznacza 87-letni dziś wnuk Wincentego. Samochód był przestronny, wygodnie mogło nim podróżować pięć osób. Skórzana tapicerka i efektowna linia pojazdu świadczyły o zamożności i dobrym guście właściciela. Pierwsze chevrolety trafiły do Polski tuż po pierwszej wojnie światowej, wraz z Błękitną Armią generała Józefa Hallera. Wkrótce General Motors Export Co rozpoczął ekspansję na polskim rynku. W 1927 roku sprzedał 1205 samochodów, co plasowało go na drugim miejscu wśród marek. Rok później firma zaczęła montować chevrolety w Warszawie.

Smykałka do aut

Wincenty junior miał smykałkę do motoryzacji. Kupił słynny przed wojną motocykl ariel, który produkowano w Wielkiej Brytanii. Jeździł nim dużo i często, wzbudzając uwagę rybniczan. –Wczesnym rankiem 1 września 1939 roku Myśliwcowie wyjechali z miasta. Od dwóch godzin trwała już wojna. Prawdopodobnie prowadził Wincenty junior. W samochodzie podróżowali też babcia z dziadkiem oraz być może Boleś i któraś z dziewcząt – mówi pan Robert. Nie zajechali daleko. W Żorach zatrzymało ich polskie wojsko i skonfiskowało auto. Słyszałem, że dało pokwitowanie, ale dziadkowie już nie odzyskali samochodu. Na furmance dojechali za Kraków. Wkrótce jednak wrócili na Śląsk.

1

Komentarze

  • mariusz 29 października 2023 19:27Salomea - moja babcia której nie znałem .... pozdrawiam

Dodaj komentarz