Losy rodzin Ireny z domu Latowska i Zbigniewa Możdżeniów mogłyby posłużyć za kanwę serialu historycznego. Takie produkcje, jak np. "Czas honoru" cieszą się dziś ogromnym powodzeniem. Czy ktoś skusi się na sfilmowanie ich opowieści? Pani Irena urodziła się w Katowicach w 1933 roku, bo tam był najbliższy szpital położniczy w okolicy, jako że Latowscy mieszkali w pobliskich Miechowicach. – Miałam dziewięcioro rodzeństwa, siedem sióstr i dwóch braci – wspomina pani Irena. Pochodzi z rodziny zasłużonej w walce o polskość – i to zarówno po mieczu, jak i po kądzieli.
Mama z Kresów
Mama, Paulina z domu Hypnarowska, przyjechała na Śląsk z Kresów Wschodnich, pracowała w szkole powszechnej jako nauczycielka, była znakomicie wykształcona (znała cztery języki obce). Tato Józef Latowski mieszkał w Bytomiu. W wieku 18 lat został wcielony do pruskiego wojska i w czasie pierwszej wojny światowej walczył we Francji. Zaraz po powrocie wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Pracował w Polskim Komitecie Plebiscytowym w Bytomiu. Zasiadał w komisji parytetowej i wyborczej w Wielkiej Dąbrówce (dziś dzielnica Piekar Śląskich). Tam poznał swoją przyszłą małżonkę. Działalność w organizacjach narodowych doprowadziła oboje do udziału w trzecim powstaniu śląskim. Józef dowodził plutonem w pierwszej kompanii III baonu pułku bytomskiego.
Przeszedł ze swoim oddziałem cały szlak bojowy aż po Koźle. Paulina dostała przydział do powstańczej komendy miasta Bytomia. Pełniła funkcję oficera łącznikowego, często wyjeżdżała z rozkazami i meldunkami do odległych miejscowości, m in. znajdujących się poza linią frontu Kędzierzyna i Zgorzelca. Ślub wzięli podczas największych walk, on otrzymał na tę okoliczność czterodniowy urlop. Po ustaniu walk Paulina pracowała w powstańczej komisji likwidacyjnej, po czym wróciła do nauczania w szkole (Brzeziny, Piekary). W okresie międzywojennym prowadziła drużyny harcerskie, opiekowała się kołami Młodych Polek. Córka Irena zapamiętała, jak w ich miechowickim domu spotykali się byli powstańcy, wspominali nie tak dawne czasy i komentowali aktualne wydarzenia do późnych godzin wieczornych.
Ojciec na robotach
Podczas okupacji hitlerowskiej Józef był na przymusowych robotach w Niemczech. Paulina uczestniczyła w tajnym nauczaniu i pomagała swoim dzieciom w działalności konspiracyjnej. Jeden z synów zginął w obozie koncentracyjnym Auschwitz-Birkenau. Po wojnie mama pani Ireny dalej pracowała w szkolnictwie, aż do przejścia na emeryturę w 1955 roku. Współorganizowała Ligę Kobiet, działała również w Polskim Komitecie Pomocy Społecznej. Józef pracował w różnych bytomskich przedsiębiorstwach, przechodząc na emeryturę w 1964 roku. Oboje otrzymali wiele odznaczeń, w tym Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski i Śląski Krzyż Powstańczy.
Dramatyczne są również losy rodziny Zbigniewa Możdżenia. Jego ojciec, Józef, był zawodowym podoficerem Wojska Polskiego w Brześciu nad Bugiem. Tam 83 lata temu urodził się pan Zbigniew. – W 1939 roku tato walczył w stopniu sierżanta piechoty Armii Pomorze przeciwko Niemcom, m.in. w bitwie nad Bzurą. 17 września dostał się do niewoli. Przebywał w stalagu, a wiosną 1940 roku trafił do pracy w gospodarstwie u bauera pod Lipskiem. Mama Emilia z dziećmi, czyli mną i bratem, została w Brześciu. 18 września miasto zajęli Niemcy, a później przekazali je Rosjanom. Postanowiliśmy uciec do Radzynia Podlaskiego po niemieckiej stronie, gdzie żyła rodzina mamy, bo Sowieci zaczęli wywozić Polaków na Syberię i do Kazachstanu – opowiada pan Zbigniew.
Z jedną walizką
1 grudnia wyjechali z jedną walizką, by nie budzić podejrzeń, że uciekają na zawsze. W Łapach Rosjanie wypędzili z pociągu wszystkich Polaków. Było ich 50. Przenocowali u chłopów w pobliskiej wsi, a rano gospodarze przewieźli ich (za pieniądze) furmankami do nowo wytyczonej niemiecko- sowieckiej granicy. – Próbowaliśmy przejść łąkami na drugą stronę, ale złapali nas sowieccy żołnierze. Kazali otworzyć walizki i zabrali z nich co cenniejsze rzeczy. Ukradli mi kompas, myśląc, że to zegarek. Jeden z wojskowych chciał nas wywieźć w głąb Rosji, drugi puścić wolno. W końcu podprowadzili nas do przejścia granicznego w Małkini, gdzie pierwszy raz zobaczyłem hitlerowca w brunatnym mundurze – wspomina pan Zbigniew.
Rodzina pociągiem dotarła do Warszawy, a potem do Radzynia. Tam zabrał ich furmanką brat mamy. Pani Emilia była wyjątkowo dzielną kobietą. Miała tyle odwagi, że przez zieloną granicę przeszła do Brześcia. Mieszkanie nie było jeszcze splądrowane, więc zabrała z niego wiele cennych rzeczy. Po wojnie do domu wrócił ojciec i wszyscy osiedlili się na Śląsku. I tu poznali się, a potem pobrali Irena i Zygmunt, którzy mieszkają w Rybniku od ponad 50 lat. W przyszłym roku będą obchodzili 60. rocznicę ślubu.
Komentarze