Burmistrz Władysław Weber odbiera defiladę na placu Wolności / Zbiory Michała Palicy
Burmistrz Władysław Weber odbiera defiladę na placu Wolności / Zbiory Michała Palicy

Przed wojną Święto Niepodległości 11 listopada obchodzono formalnie tylko dwa razy, w latach 1937 i 1938. Wprowadziła je ustawa z 23 kwietnia 1937 roku, pod którą widnieją podpisy prezydenta Ignacego Mościckiego, premiera i ministra spraw wewnętrznych Sławoja Składkowskiego oraz szefów pozostałych resortów. Jak wyjaśniają w rybnickim muzeum, wcześniej świętowano 11 Listopada nieoficjalnie w różny sposób. W 1926 roku, po zamachu majowym, wydano okólnik zalecający, by był to dzień wolny od pracy w urzędach państwowych.

Jak za Marszałka

Szefem rządu był wówczas Józef Piłsudski. W kościoła odprawiano nabożeństwa, organizowano defilady wojskowe w Warszawie i we wszystkich miastach garnizonowych, akademie i odczyty, odbywały się spotkania kombatantów. – Szczególnie uroczyście świętowano w 1928 roku, w 10. rocznicę wyzwolenia spod zaborów – mówi Dawid Keller, historyk z muzeum w Rybniku. Od 1932 roku 11 listopada stał się dniem wolnym od nauki. Centralne obchody przeprowadzano z coraz większą pompą. Urządzano też obchody lokalne, które stały się obowiązkowe od 1937 roku. Dość szeroko relacjonuje ich przebieg w powiatowym mieście Rybniku "Sztandar Polski i Gazeta Rybnicka", ukazujący się wówczas trzy razy w tygodniu.

Na stronie tytułowej czytamy, że 11 listopada 1937 roku było zimno i deszczowo, więc święta nie można było obchodzić z należytym rozmachem, ale mimo tego wypadło ono okazale. Fetowanie rozpoczęło się już 10 listopada od capstrzyku z udziałem orkiestry Zakładu Psychiatrycznego. W następnym dniu zmobilizowało się całe miasto. Domy były przystrojone flagami. Około godziny 8 na rynku zaczęły zbierać się oddziały wojskowe. Po zdaniu raportu dowódcom mundurowi udali się do kościoła pw. św. Antoniego, gdzie mszy św. przewodniczył ks. Tomasz Reginek. Po nabożeństwie sformowano pochód na ulicy Kościuszki, który ruszył defiladowym krokiem. Na czele szły poczty sztandarowe, a widok ten był imponujący.

Miłość do armii

Defiladę odbierał starosta Jan Wyglenda i zastępca dowódcy garnizonu w otoczeniu powiatowych prezesów i komendantów zrzeszeń młodzieżowych. Młodzież przybyła bardzo licznie. Każda grupa niosła transparent z hasłami, potwierdzającymi przywiązanie do polskiej armii. "Byli harcerze, hufce szkolne, OMP (Oddziały Młodzieży Powstańczej – red.), KSM (Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży – red.), powstańcy, hallerczycy, strzelcy itd. Sokoły wystąpiły bardzo licznie, bo w liczbie około 250 osób z ośmioma sztandarami. Na rynku przemówił jędrnie p. prof. Koza. Chór mieszany odśpiewał kilka pieśni na wolnym powietrzu" – czytamy dalej.

Ta część programu nie interesowała już za bardzo rybniczan, przemarznięci i przemoknięci rozeszli się do domów. Autor artykułu ubolewał, że akademii nie zorganizowano w sali. Tego dnia w starostwie wręczono odznaczenia 65 rybniczanom i mieszkańcom powiatu. Przemawiał starosta Jan Wyglenda, który podkreślił, że rząd uhonorował ich za wybitną pracę dla społeczeństwa, w tym działalność niepodległościową. Polacy – ewangelicy mieli swoją uroczystość kościelną, patriotyczne kazanie wygłosił pastor Cilke.

Akademie i capstrzyki

Ta sama gazeta opisała obchody w sąsiednich Rydułtowach, skąd duża liczba umundurowanych szermierzy, powstańców i sokołów pojechała na uroczystości do Rybnika. Rydułtowianie zebrali się przed miejscową placówką policji. Następnie udali się w pochodzie na nabożeństwo w parafialnym kościele, gdzie mszę św. odprawił ksiądz wikary Kopyto. Potem odbyła się akademia w lokalu pana Kółtona z udziałem zwykłych mieszkańców i przedstawicieli organizacji. Program spotkania przedstawił dr Dadaczyński, referat okolicznościowy wygłosił kierownik szkoły, następnie śpiewali uczniowie, wiersze deklamowali m.in. harcerze i strzelcy.

Gazeta donosi również, "że dziećmi obecnymi na akademii nikt się nie opiekował". Autor ma nadzieję, że w następnym roku będzie pod tym względem lepiej. Ponadto, jego zdaniem, mieszkańcy nie dołożyli starań, by odpowiednio upiększyć swoje siedziby. "(...) więcej serca przy dekoracji tak domów jak i wystaw życzyliby sobie wszyscy narodowo usposobieni ludzie" – stwierdza dziennikarz. Z lokalnej prasy wiemy też, jak obchodzono 11 listopada 1938 roku w Żorach.

Obrazy i flagi

– Uroczystości zainaugurowano capstrzykiem wieczorem w przededniu święta. 11 listopada została odprawiona msza św. w kościele farnym, w której wzięły udział poczty sztandarowe związków i organizacji oraz przedstawiciele władz i urzędów. Po nabożeństwie sformowano olbrzymi pochód do defilady na rynku. Szły w nim kolejno: szkoły powszechne, gimnazjum, członkowie Obrony Narodowej, żołnierze z tutejszego garnizonu, a także organizacje półwojskowe – relacjonuje Jan Delowicz, badacz dziejów regionu z żorskiego muzeum.

"Gazeta Żorska" donosiła, że po południu odbyła się akademia w Sali Związkowej. Zygmunt Laskowski, profesor gimnazjum, wygłosił treściwy referat o historii i znaczeniu Święta Niepodległości. Wystąpiły chóry Feniks i Hasło, bardzo udane były inscenizacje uczniów oraz deklamacje milusińskich z ogrodu jordanowskiego. Miasto było udekorowane obrazami dostojników państwowych i flagami narodowymi.

Burżuazyjne i sanacyjne

Agresja hitlerowska i sowiecka wykluczyła oficjalne fetowanie Święta Niepodległości w 1939 roku i przez kolejne lata wojny. Dodajmy, że władze Litwy pozwoliły 11 listopada 1939 roku zorganizować w Wilnie w zamkniętych lokalach okolicznościowe akademie. Komuniści jeszcze w czasie wojny chcieli przywłaszczyć święto. 11 listopada 1944 roku PKWN zorganizował w Lublinie defiladę wojskową. Z czasem władze Polski Ludowej odżegnały się od niego, nazywając to święto burżuazyjnym i sanacyjnym.

15 lutego – ustawą z tego dnia 1989 roku władze PRL przywróciły Święto Niepodległości. Było to przed czerwcowymi wyborami do tzw. Sejmu Kontraktowego – przypomina Dawid Keller

 

Komentarze

Dodaj komentarz