Zamek kojarzy się nam z sądem. Przez kilkadziesiąt lat w jednym z jego skrzydeł istniał jednak również zakład karny. Toczyło się w nim normalne więzienne życie, ale nie brakowało dramatów.
W roku 1849 powstał w Rybniku sąd grodzki, który urzędował w jednym ze skrzydeł zamku i przez ponad pół wieku podlegał sądowi grodzkiemu w Raciborzu. Kiedy jednak w 1904 roku Sąd Grodzki w Rybniku otrzymał status instytucji niezależnej, zaszła konieczność przebudowy części wiekowego gmachu dla potrzeb biur sądowych i więzienia. Przebudowa ta trwała w latach 1904-1907 i wyodrębniła część jednego ze skrzydeł właśnie na potrzeby więziennictwa. Po adaptacji parter gmachu więziennego zajmowały pomieszczenia biurowe naczelnika i dozorców, obszerna kuchnia obsługiwana przez samych więźniów oraz łaźnia. Pierwsze piętro zajmowały cele więzienne, zaś na drugim piętrze prócz cel znajdowała się kaplica więzienna i świetlica.
Wedle regulaminu
Przed ogłoszeniem przez rząd Rzeczpospolitej Polskiej amnestii, co nastąpiło w 1932 roku, w 30 celach rybnickiego więzienia przebywało 200 więźniów. W styczniu 1936 roku natomiast siedziało tam 110 mężczyzn, gdyż oddział dla kobiet w owym czasie przeniesiony był już do Wodzisławia Śląskiego. Należy dodać, że w więzieniu rybnickim karę odsiadywali skazani z wyrokiem do ośmiu lat pozbawienia wolności, jako że dłuższe wyroki egzekwowane były w Cieszynie. Całym kompleksem więziennym zarządzał naczelnik, któremu podlegało 11 dozorców pracujących na dwie zmiany. Regulamin dnia w rybnickim więzieniu był ściśle ustalony.
Codziennie o godzinie 6 była pobudka, modlitwa, toaleta poranna, potem śniadanie. Po śniadaniu powrót i porządkowanie cel. Po zakończeniu inspekcji cel przez naczelnika lub jego zastępcę więźniowie udawali się na jednogodzinny spacer po dziedzińcu. Następnie skazani przystępowali do prac obowiązkowych w stolarni więziennej, ślusarni i kuchni, wybrani więźniowie natomiast wychodzili do pracy na terenie miasta, czyli poza mury. Na godzinę 12 więźniowie wracali z pracy na obiad, po którym korzystali z krótkiej przerwy i ponownie udawali się do przydzielonych im zadań. Na godzinę 17 więźniowie wracali na kolację, po której mieli czas wolny w lecie do godziny 21, zaś w zimie do godziny 20.
Co kto lubił
Czas wolny każdy organizował sobie według własnych upodobań, zazwyczaj więźniowie spędzali go na czytaniu książek i pisaniu listów do najbliższych. Zaledwie kilku uprzywilejowanych więźniów miało zezwolenie naczelnika na palenie tytoniu. W każdą środę osadzeni mogli widywać się z rodzinami i najbliższymi oraz odbierać paczki z żywnością. Co drugą niedzielę w kaplicy więziennej dla osadzonych katolików odprawiane były nabożeństwa przez miejscowych ojców misjonarzy słowa bożego. Dla osadzonych wyznania ewangelickiego nabożeństwa odbywały się w świetlicy więziennej, z której oczywiście w innych porach mogli korzystać wszyscy.
Świetlica przeznaczona była dla więźniów, żeby mieli gdzie spędzać wolny czas, wysłuchiwać pouczających referatów i pogadanek, które tu dla nich urządzano. Należy dodać, że do dyspozycji osadzonych były gry planszowe oraz bardzo rzadko spotykane jeszcze wówczas radio. Świetlica służyła także do organizowania świątecznych spotkań z okazji Bożego Narodzenia (tu s=ustawiano ustrojoną choinkę) lub Wielkanocy. Frontową ścianę świetlicy przyozdabiał wielkich rozmiarów herb Polski wykonany z chleba przez jednego z osadzonych.
Jak w sanatorium
W okresie wielkiego kryzysu lat trzydziestych XX wieku w niejednym domu nie było tak dobrego jedzenia, jakie codziennie serwowano w rybnickim więzieniu. Naczelnik wychodził bowiem z założenia, że sytych więźniów opuszcza ochota od urządzania wszelkich awantur, buntów i rewolt. Jak na tamte chude lata podstawowy wikt w rybnickim więzieniu rzeczywiście był iście pański. Na śniadanie serwowane były kawa z mlekiem i cukrem oraz chleb smarowany smalcem. Na obiad rosół i gulasz z ziemniakami, albo rosół i kapusta z pieczoną kiełbasą i ziemniakami lub grochówka z wędzoną słoniną. Na kolację kawa, chleb i ser, flaczki lub zupa kartoflana z grzybami.
W niedziele i święta podawano rosół, pieczeń wieprzową, kartofle lub kluski oraz jarzyny. Dodać należy, że więźniowie nie otrzymywali ograniczonych porcji, lecz mogli jeść do syta. Nic więc dziwnego, że dobrze wyglądających kryminalistów rybniczanie nazywali po prostu kuracjuszami. Praca była cenionym przywilejem wśród więźniów, nie wszyscy jednak byli tym przywilejem obdarzeni. Krnąbrni i skłonni do ucieczek skazani byli na odosobnienie w czterech ścianach niewielkiej celi. Chętnych do wszelkiej pracy zawsze było w nadmiarze, gdyż za każdy roboczy dzień na konto więźnia szło uczciwie zapracowane 50 groszy, co przez lata odsiadki czyniło sporą sumę.
Na nowe życie
Zarobione pieniądze skazany otrzymywał jednak dopiero po zwolnieniu z więzienia, aby ułatwiło mu to adaptację w nowych warunkach życia. Pieczę nad resocjalizacją więźniów w trakcie i po odbyciu kary sprawował obywatelski patronat Towarzystwa Opieki nad Więźniami w Rybniku, który uatrakcyjniał im życie za kratkami przez urządzanie świątecznej atmosfery podczas Wielkanocy, Bożego Narodzenia i innych uroczystych dni. Staraniem patronatu w każdy wieczór wigilijny w świetlicy stawiana była choinka, więźniowie śpiewali kolędy i otrzymywali upominki. Po zakończeniu kary zadaniem patronatu było sprawowanie opieki nad byłymi więźniami, którym w miarę możliwości starano się pomagać w powrocie do uczciwego życia na wolności.
Pomimo tak komfortowych warunków odsiadki nie wszyscy doceniali humanitarną filozofię naczelnika i dobrą kuchnię. Często dochodziło bowiem w rybnickim więzieniu do udanych lub udaremnionych prób opuszczenia murów przed zasądzonym terminem zakończenia wyroku. I tak na przykład w poniedziałek 28 września 1936 roku w godzinach rannych uciekło trzech więźniów: Tomasz Sierp z Rydułtów odsiadujący karę ośmiu lat więzienia za zabójstwo piekarza Jureczki z Radlina, Edmund Pańczeski z Nowej Wsi odbywający karę pół roku więzienia oraz Paweł Pięciok z Krzyszkowic odsiadujący karę więzienia za kradzież.
Bunty i strajki
W połowie kwietnia 1937 roku wybuchł bunt wśród więźniów, który przemienił się w strajk głodowy. Podłożem tej rebelii miał być wydany przez naczelnika zakaz dostarczania więźniom paczek żywnościowych przez ich rodziny. Często bowiem zdarzało się, że poszczególni osadzeni otrzymywali od swych rodzin paczki z żywnością i powodziło im się lepiej niż na wolności, co było sprzeczne z wymogami restrykcyjnego sposobu odbywania kary pozbawienia wolności i prawidłową resocjalizacją. Po kilku dniach bunt ten został stłumiony. Nie minął jednak rok, a wydarzyło się jeszcze coś gorszego. W czwartek 15 kwietnia 1938 roku w czasie apelu porannego osadzeni zaatakowali dwóch strażników.
Przodownik straży więziennej Bendkowski i strażnik więzienny Dekert otwierali celi, w której osadzonych było dziewięciu groźnych więźniów. Nagle jeden z nich uderzył Bendkowskiego wyjętym z pryczy żelaznym prętem w głowę tak mocno, że ten brocząc krwią, upadł na posadzkę bez przytomności. Inni więźniowie rzucili się na strażnika Dekerta i również pobili go do nieprzytomności. Po zrabowaniu przodownikowi Bendkowskiemu kluczy więźniowie poczęli otwierać kolejne bramy. W tym czasie Bendkowski oprzytomniał i strzelił w kierunku uciekinierów. Strzał zaalarmował innych strażników, którzy wraz z wezwaną policją wszystkich niedoszłych uciekinierów ulokowali z powrotem w celach.
Tragiczny finał
Potem odbyła się rozprawa karna desperackiej dziewiątki niedoszłych uciekinierów. Wincenty Zimnik z Chwałowic i jego kompan z celi Kudla skazani zostali na spędzenie reszty kary w więzieniu w Katowicach. Nie chcieli jednak się poddać. Podczas ich konwojowania koleją na nowe miejsce odsiadki, między stacjami Czerwionka i Jaśkowice udało im się uśpić czujność eskortujących ich policjantów. Kudla silnym kopnięciem zdołał otworzyć drzwi przedziału i wyskoczył, pociągając za sobą skutego z nim Zimnika. Próba ucieczki skończyła się tragicznie. Kudla na skutek gwałtownego upadku z pędzącego pociągu poniósł śmierć, Zimnik zaś doznał bardzo groźnych obrażeń.
Ponury rozdział |
Bardzo ponurą rolę w historii regionu odegrało rybnickie więzienie w okresie okupacji niemieckiej w latach drugiej wojny światowej. Przetrzymywano i katowano w nim tutejszych Polaków i ludzi nieprzychylnych Trzeciej Rzeszy. Z reguły pobyt w więzieniu trwał wówczas nie dłużej jak trzy miesiące i traktowany był jako areszt tymczasowy przed wywózkę do innych więzień lub obozów koncentracyjnych. |
Komentarze