20041706
20041706


Po dwóch wygranych we własnej hali jastrzębianie pojechali do stolicy Warmii i Mazur, licząc, że uda im się wygrać jedno spotkanie. Olsztynianie, chcąc zachować szansę na triumf w rozgrywkach, musieli wygrać dwa kolejne mecze. W ślad za drużyną Ivettu do Olsztyna wyjechała 48-osobowa grupa sympatyków z klubu kibica. Wiele osób z Jastrzębia zdecydowało się na podróż prywatnymi samochodami. Pozostali kibice zmuszeni byli oglądać piątkowy mecz w telewizji. Kluby i restauracje, których właściciele zakupili dekodery Polsatu, na frekwencję tego wieczoru nie mogli narzekać. Przed telewizorami doping był nie mniejszy niż na hali Urania w Olsztynie.Początek meczu należał do gospodarzy. Niesieni dopingiem blisko 3,5 tysiąca kibiców zawodnicy AZS prowadzili już 16:11. Kiedy gracze Ivettu zaczęli odrabiać straty, ich podstawowemu rozgrywającemu Słowakowi Pavlowi Chudikowi odnowiła się kontuzja nadgarstka. Musiał opuścić boisko, a jego miejsce zajął 24-letni Grzegorz Pilarz.– Wszedłem i zrobiłem swoje. Uważam, że mogłem zagrać dużo lepiej, ale – jak na taki mecz – to chyba zagrałem przyzwoicie. Myślę, że pomogłem zespołowi. Mniej więcej od połowy tygodnia wiedziałem, że zagram w Olsztynie. Pavel miał skręconą nogę i kontuzję nadgarstka. Jestem bardzo szczęśliwy, że mogłem pomóc zespołowi – mówi G. Pilarz.Doskonale zniósł on ciężar meczu. Konsekwentnie realizował założenia taktyczne trenera, a to pozwoliło bez większych problemów wygrać pierwszego seta. W drugim gra również toczyła się pod dyktando jastrzębian. Prowadzili w nim już 24:22, a mimo to gospodarze zdołali odrobić straty i przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. W trzeciej odsłonie obie drużyny toczyły wyrównany bój do ostatnich piłek. W końcówce więcej zimnej krwi zachowali zawodnicy z Jastrzębia. Po skutecznym ataku Przemysława Michalczyka i nieudanym zagraniu Marka Siebecka wygrali tę odsłonę do 23.Zdesperowani gospodarze w czwartym secie w końcu zagrali tak, jak oczekiwali tego kibice z Olsztyna. Wykorzystali szereg błędów popełnianych przez siatkarzy Ivettu, głównie w przyjęciu zagrywki, i objęli prowadzenie 22:12. Trener Jastrzębia-Boryni Igor Prielożny wiedząc, że tie-break jest nieunikniony, zdecydował się na zmiany. Na boisku pojawili się Sławomir Szczygieł, Marcin Wika i Michał Kaczmarek. Zawodnicy ci zdołali odrobić część strat. Kiedy na tablicy wyników pojawił się rezultat 23:20, szkoleniowiec AZS Grzegorz Ryś nie ukrywał pretensji do swoich graczy. W końcówce zdołali oni jednak zdobyć dwa punkty i o wyniku meczu decydował piąty set.Początek piątej partii był wręcz wymarzony dla Ivettu. Nasz zespół objął prowadzenie 2:0. Gospodarze szybko zniwelowali tę przewagę i do stanu 11:11 obie drużyny toczyły wyrównany bój. Wówczas na zagrywkę poszedł Radosław Rybak. Jego silnego serwisu rywale nie zdołali odebrać.– Od pewnego czasu zagrywka po prostu mi leży. Trener kazał serwować na siłę. Trafiłem między Mariusza Sordyla i Piotra Poskrobkę – relacjonuje atakujący Ivettu.Chwilę później jastrzębianie przeprowadzili skuteczną kontrę, którą sprytnym zagraniem zakończył Pilarz. Po ataku Pawła Papkego było 13:12 dla Ivettu. I. Prielożny poprosił o czas. Tuż po nim Michalczyk zdobył czternasty punkt dla Ivettu. W rewanżu udanie zaatakował Papke. Słowacki szkoleniowiec znów zażądał przerwy.– Spytałem się trenera, jak rozegrać ostatnią akcję. Bałem się wziąć na siebie odpowiedzialność. Odpowiedział mi, że mam zagrać tak, jak uważam to za słuszne. Skończyliśmy akcję i myślę, że wybrałem dobrze – wspomina G. Pilarz.Po zagrywce Łukasza Kadziewicza Pilarz wystawił piłkę Piotrowi Gabrychowi, a ten atakiem po prostej zakończył mecz.– To był pojedynczy blok. Gdzie bym nie uderzył, to i tak by weszło – stwierdził „Gary”.– Liczyłem, że zawodnicy z Olsztyna nie sprostają presji, jaka na nich ciążyła. Po zejściu Pavla nasza sytuacja była trudna. Na szczęście Grzegorz zagrał bardzo spokojnie. To udzieliło się pozostałym zawodnikom. Szczególnie w piątym secie było to bardzo ważne. Nie popełniliśmy w nim ani jednego błędu – mówi trener I. Prielożny.Dla tego szkoleniowca to już czwarty tytuł mistrzowski w karierze trenerskiej. Wcześniej I. Prielożny zdobywał tytuły mistrza Słowacji (z VKP Bratysława), Austrii (z Austrią Wiedeń) i Szwajcarii (z Naefels).Z grona jego podopiecznych jedynie Wojciech Serafin był wcześniej mistrzem kraju. Z Mostostalem Kędzierzyn-Koźle „Serek” czterokrotnie sięgał po złoto Polskiej Ligi Siatkówki. Najdłużej na ten tytuł czekał 43-letni libero Ivettu Krzysztof Wójcik.– W 1996 roku po trzech operacjach kolana zakończyłem siatkarską karierę. Kiedy pojawił się przepis o libero, wróciłem do grania. Przechodząc do klubu z Jastrzębia, miałem 39 lat. Jestem bardzo wdzięczny działaczom za zaufanie, jakim mnie obdarzyli. Nikt nie zagląda mi w metrykę. Liczy się tylko sportowa forma. Myślę, że mój wkład w mistrzowski tytuł jest formą odwdzięczenia się za to, co dla mnie zrobili – mówi popularny „Dziadek”.– Jesteśmy w euforii. Jechaliśmy nastawieni, by wygrać pierwszy mecz w Olsztynie. Nie wiem, czy wszyscy w to wierzyli. Było ciężko. Gospodarze grali dobrą siatkówkę. Jednak do końca byłem przekonany, że uda nam się wygrać. Spoglądałem na ławkę trenerską i wiedziałem, że mamy wsparcie ze strony Igora. Trener był z nami od początku do końca. Dobre zmiany dali gracze rezerwowi. Myślę, że w gronie 12 zawodników nie ma nikogo, kto nie przyłożyłby się do tego sukcesu – mówi P. Michalczyk.– Największe emocje towarzyszyły meczom półfinałowym z AZS Pamapolem Częstochowa. W pojedynkach z AZS Olsztyn były one zdecydowanie mniejsze. Poszło to o wiele łatwiej. W finałowych meczach stres nie był już tak duży. Graliśmy bardzo spokojnie. Niesamowicie wierzyliśmy w wygraną. Wyeliminowanie Częstochowy dało nam ogromną siłę. Teraz nikt nam już nie mógł stanąć na przeszkodzie – mówi R. Rybak.Do Jastrzębia „złota” drużyna wróciła w sobotę po południu. Na świeżo koronowanych mistrzów kraju pod halą w Szerokiej czekało kilkuset kibiców. Wśród nich byli przedstawiciele władz miasta. Kiedy drzwi autokaru otwarły się, a w nich pojawił się kapitan Ivettu P. Michalczyk z pucharem za mistrzostwo, rozpoczęło się świętowanie sukcesu. Kibice śpiewali, skandowali nazwiska swoich ulubieńców. R. Rybak został na rękach zaniesiony do hali. Tam jeszcze przez kilkadziesiąt minut trwała celebracja mistrzostwa.To nie koniec świętowania największego sukcesu w historii klubu. Dyrektor do spraw sportowych Ivettu Zdzisław Grodecki zapowiada cykl spotkań z kibicami, sponsorami i władzami miasta. Dopiero później rozpoczną się przygotowania do kolejnego sezonu. W nim zespół Jasrzębia-Boryni reprezentować będzie Polskę w siatkarskiej Lidze Mistrzów.KS Ivett Jastrzębie Borynia – AZS PZU Olsztyn 3:0 (25:18 25:23 27:25) 3:1 (25:22, 16:25, 25:22, 28:26)PZU AZS Olsztyn – Ivett Jastrzębie Borynia 2:3 (22:25, 27:25, 23:25, 25:20, 13:15)

Komentarze

Dodaj komentarz