Kaplica św. Juliusza / Wacław Troszka
Kaplica św. Juliusza / Wacław Troszka

 

Dziś już mało kto wie, że w zasadzie przez cały okres międzywojenny personel Juliusza, głównie zakonnice, był oskarżany o antypolską działalność. Nie zmienił tego nawet proces, który rozstrzygnął się na korzyść sióstr!

 

Jak już wspomniałem w pierwszej części opowieści o Juliuszu, po przejęciu Rybnika przed władze polskie w szpitalu zaczęło dochodzić do konfliktów na tle narodowościowych, zwłaszcza że większość z blisko 30 zakonnic w przyszpitalnym domu była narodowości niemieckiej. Opinię publiczną najbardziej bulwersowały publikacje prasowe zarzucające siostrom franciszkankom odmowę przyjęcia do szpitala polskich pacjentów poszkodowanych w wypadkach drogowych. Prym w tych oskarżeniach wiódł prosanacyjny dziennik "Polska Zachodnia", którego artykuły dyskredytujące zakonnice głośnym echem odbijały się po całym Śląsku. Pod naciskiem opinii publicznej władze Rybnika pozwały przed trybunał sądowy osoby pomówione o odmówienie udzielenia pomocy medycznej.

 

Ciężki zarzut

 

Sensacyjny proces miał miejsce 29 listopada 1935 roku. Był to piątek. Już na długo przed rozpoczęciem rozprawy korytarze Sądu Okręgowego w Rybniku zapełniły się ciekawską publicznością, lecz tylko nielicznym udało się wejść na salę rozpraw. Na ławie oskarżonych zasiadły trzy zakonnice ze Szpitala św. Juliusza w Rybniku – siostra Marta Ponieważ, siostra Marta Zeug i siostra Marta Wolnik oraz sanitariusz szpitala Spółki Brackiej w Rybniku przy ulicy Rudzkiej Hieronim Zimny. Wszyscy oskarżeni byli o odmówienie ciężko rannym przyjęcia do szpitala. Z akt sprawy wynikało, że 19 czerwca 1935 roku przywieziono do Szpitala św. Juliusza w Rybniku Bartolda Bobeka i jego wuja Emanuela Bobeka, ciężko poszkodowanych w wypadku samochodowym.

 

Dyżurujące tam franciszkanki odmówiły jednak przyjęcia mężczyzn do szpitala, gdyż zgodnie z obowiązującymi przepisami mogły przyjąć jedynie członków kasy chorych. Pomimo tego kierowca, który ich przywiózł, kategorycznie zażądał przyjęcia rannych do szpitala. W odpowiedzi siostry zażądały zaliczki na poczet leczenia. Wobec niemożności złożenia kwoty zaliczkowej kierowca przewiózł poszkodowanych do szpitala Spółki Brackiej w Rybniku na ulicę Rudzką, tam jednak historia się powtórzyła. Pełniący dyżur oskarżony pielęgniarz Hieronim Zimny odmówił przyjęcia rannych, twierdząc, że do szpitala Spółki Brackiej przyjęci mogą być tylko górnicy albo hutnicy, a "cywil" może być przyjęty wyłącznie za wpłaceniem zaliczki.

 

Wypadki i paragrafy

 

Nie widząc żadnych szans pomocy w Rybniku, kierowca przewiózł poszkodowanych do szpitala w Wodzisławiu, gdzie się nimi zaopiekowano. Było już jednak za późno, gdyż jeden z nich zmarł na stole operacyjnym. Przy okazji procesu prasa przypominała, że ten sam motyw był powodem odmowy przyjęcia do szpitala św. Juliusza 17-letniej służącej Marty Buglanki, którą potracił samochód. Uboga dziewczyna z braku pieniędzy na opłatę szpitala i lekarza leczyła się sama w domu, co doprowadziło do powikłań i zgonu. Na rozprawę wezwano szereg świadków, między innymi lekarzy naczelnych Szpitala św. Juliusza i Szpitala Spółki Brackiej – dr. Miedniaka oraz dr. Zachtlebena, którzy stwierdzili, że oskarżeni powinni byli przyjąć rannych do szpitala.

 

Podkreślili wprawdzie, że istnieje paragraf prawny, który wyraźnie określa, że chorych nie należących do kas przyjmuje się tylko za wpłaceniem zaliczki, co nie dotyczy jednak osób, które uległy nieszczęśliwym wypadkom i potrzebują natychmiastowej pomocy lekarskiej. Zeznania pozostałych świadków również poważnie obciążały oskarżone siostry i pielęgniarza. Jedynie przełożona Szpitala św. Juliusza siostra Demetria broniła swych podwładnych i wyjaśniła, że w jej szpitalu znajduje się 10 łóżek przeznaczonych wyłącznie dla chorych, którzy nie mogą opłacić kosztów leczenia, oraz dla ofiar nieszczęśliwych wypadków. Z kolei oskarżone siostry wyjaśniły motywy podjętej decyzji nieobecnością lekarza w szpitalu, więc poradziły udać się z poszkodowanymi do innej lecznicy.

 

 

Wyrok i odwołanie

 

Po wystąpieniu obrońców dr. Nuzikowskiego i adwokata Oślizgłego głos zabrał prokurator Hansel. W mowie oskarżycielskiej stwierdził on, że siostrom chodziło w pierwszym rzędzie o przysporzenie szpitalowi dochodów, a nie o niesienie pomocy chorym bliźnim, co ze względu na niskie pobudki działania oskarżonych zasługuje na surowy wymiar kary. Po krótkiej naradzie sąd odczytał wyrok skazujący trójkę oskarżonych na sześć tygodni aresztu, zawieszając warunkowo karę na okres dwóch lat. Od winy uwolniona została jedynie siostra Marta Zeug. Po procesie siostry Marta Ponieważ i Marta Wolnik wniosły odwołanie do Sądu Apelacyjnego w Katowicach, który wyrokiem z dnia 18 maja 1936 roku uwolnił je od wszelkiej winy i kary, wobec czego siostry. franciszkanki całkowicie zostały zrehabilitowane.

 

Pomimo wyroku uniewinniającego nieprzychylna atmosfera wokół franciszkanek trwała nadal. Kolejny brutalny atak na zakonnice pracujące w Szpitalu św. Juliusza w Rybniku nastąpił w połowie września 1937 roku. I znów "Polska Zachodnia" na swych łamach zarzuciła siostrom franciszkankom, że wykorzystują swój pobyt w szpitalu do "niecnej działalności germanizacyjnej oraz jeszcze innych, gorszych występków". Nieprzychylne pismo nie zawahało się podeprzeć swych wątpliwych argumentów poprzednim oskarżeniem i wyrokiem Sądu Okręgowego w Rybniku, który w całości oddalił Sąd Apelacyjny w Katowicach.

 

 

Podłoże ataku

 

Siostry franciszkanki przebywały w Rybniku za zgodą polskich władz administracyjnych, które podobnie jak większość mieszkańców Rybnika odnosiły się do nich z życzliwością, doceniając ich długoletnią pracę charytatywną. Tak samo za zgodą polskich władz w dozwolonym przepisami prawa zakresie zakonnice utrzymywały stały kontakt ze swym domem macierzystym w Sanct Mauritz w Niemczech. I właśnie te kontakty wykorzystane zostały przez nieprzychylne gazety do oskarżenia sióstr o "germanizacyjną robotę", co miało na celu za wszelką cenę wyrugowanie zakonnic ze szpitala. Temat znalazł odzwierciedlenie na łamach "Gościa Niedzielnego" nr 43 z 24 października 1937 roku w artykule pt. "Nieprawda dotąd nie sprostowana".

Autor przedstawiający sprawę rybnickich franciszkanek między innymi pisze: "Od siebie do tych wiadomości dodajemy, że jeżeli zachodzą istotnie jakiekolwiek przewinienia ze strony sióstr, nie mamy zamiaru bronić ich i usprawiedliwiać krzywdę narodową, której by mogły być przyczyną. Władze i społeczeństwo w Rybniku z pewnością nie pozwoliłyby, by przez kilkanaście lat prowadzono u ich boku działalność tak antypolską, jak ją przedstawia "Polska Zachodnia". Należy jednak walczyć uczciwie, a jeżeli fakty podane przez korespondenta polegają na nieprawdzie, mamy tu do czynienia z metodą wybitnie nieuczciwą. – A może denuncjator sióstr ma jakieś osobiste cele i zyski na oku – bo bardzo często tak bywa przy denuncjacjach: kiedy o polskości się mówi i pisze, o sobie się myśli!"

 

Bolesne zarządzenie

 

Ciągła krytyka prasy i przedstawianie sióstr. franciszkanek oraz ich działalności w negatywnym świetle w dużej mierze oddziaływały na nastroje miejscowego społeczeństwa. Ostatecznie zdesperowane tym ciągłym konfliktem władze Rybnika wydały urzędową decyzję o usunięciu 28 sióstr franciszkanek ze Szpitala św. Juliusza. Wybuch drugiej wojny światowej uniemożliwił wykonanie tego bolesnego zarządzenia.

3

Komentarze

  • Piotr Odsyłane karetki z pacjentami.. 30 grudnia 2014 13:12A co z lekarzami w szpitalach którzy obecnie odsyłają pacjentów..
  • Stanik z Rybnika Nagonki na niemieckie Siostry Zakonne. 21 grudnia 2014 12:56Panie kolarczyk bardzo ładnie opisane i odkrycie małego zrąbka prawdy historycznaj Rybnika, Chcialem tylko dodać relacji Rodziny , ta nagonka zaczęła sie w 1920r gdy do Szpitala przywozili rannych Polaków(Powstańców) w potyczkach z grencszucami i pod groźbą i wachania lufy pistoletu Siostry musialy udzielać pomocy .Heronim Zimny z Orzupowitz(Orzepowic) był dobrym i uczciwym czlowiekiem wszyskim pomagal czy to byl (Polak ,Rus, cz innej nacji chociasz wiedział że to są Powstańcy Polacy co strzelali do jego Rodziny
  • Piotr świetny artykuł 20 grudnia 2014 19:55Gratuluję autorowi. Przeczytałem jednym tchem. W sumie od tamtych czasów niewiele się na Śląsku zmieniło. Cały czas ta nacjonalna szarpaczka

Dodaj komentarz