Siatkarska niespodzianka


astrzębianie od kilku lat należą do ścisłej czołówki w kraju. Drużyna prowadzona przez trenera Jana Sucha w ciągu trzech poprzednich sezonów musiała zadowalać się grą o trzecie miejsce. Za każdym razem w półfinałach na drodze jastrzębian do walki o najważniejsze trofeum stawał zespół AZS Częstochowa. W tym roku kompleks klubu spod Jasnej Góry został w końcu przełamany.– Piąty mecz z Częstochową w półfinale był dla nas przełomowy. Mimo że przegrywaliśmy w tie-breaku 5:10, zdołaliśmy wygrać. Wtedy uwierzyliśmy, że stać nas na wygranie z każdym. Mecze finałowe były niczym w porównaniu z walką, jaką stoczyliśmy z AZS Częstochowa. Stres był już nieporównywalnie mniejszy – mówi Radosław Rybak.Przed rozgrywkami zarząd klubu dokonał kilku zmian w kadrze drużyny. Najistotniejszą okazało się ponowne sprowadzenie R. Rybaka. Zawodnik ten wrócił do klubu z Jastrzębia po czterech latach gry w Morzu Szczecin. Zastąpił Słowaka Petera Divisa, który wybrał ofertę Polskiej Energii Sosnowiec. Ponadto z Górnika Radlin ściągnięto Marcina Wikę i Arkadiusza Terleckiego, a z BBTS Włókniarza Bielsko-Biała zakupiony został Grzegorz Pilarz. W porównaniu z pozostałymi klubami Ivett kupował graczy o mało znanych nazwiskach. Jednak najważniejszym transferem było zakontraktowanie słowackiego szkoleniowca Igora Prielożnego. Co ciekawe, trener ten nie miał praktycznie żadnego wpływu na dokonywane w trakcie letniej przerwy w rozgrywkach zakupy nowych graczy.Prielożny został polecony kierownictwu klubu przez rozgrywającego Pavla Chudika. Doskonale znał on warsztat 47-letniego wykładowcy uniwersytetu w Bratysławie. Wcześniej razem pracowali w Austrii Wiedeń. Nowy trener od początku w swojej pracy zaczął stosować nieznane dotychczas techniki przygotowań do rozgrywek. Drużyna Ivettu wyjechała na obóz na Słowację. Po powrocie dużo zajęć odbywało się na piaszczystych boiskach przy basenie letnim w parku Zdrojowym. W salce treningowej przy hali w Szerokiej zamontowana została nowoczesna siłownia wraz z niezliczoną liczbą luster. W ten sposób siatkarze mieli pełna kontrolę nad wykonywanymi na poszczególnych przyrządach ćwiczeniami. Wszystkie zajęcia treningowe były rejestrowane na kamerze. Później, w trakcie ich odtwarzania, trener zwracał graczom uwagę na popełniane błędy.Już pierwsze mecze sezonu pokazały, że Ivett dysponuje silną drużyną. Zespół odniósł sześć kolejnych zwycięstw. Dopiero w siódmej kolejce zanotował pierwszą porażkę. Pogromcami jastrzębian okazali się ich późniejsi rywale w finale – zawodnicy AZS PZU Olsztyn. Podopieczni trenera Prielożnego potrafili wyciągać wnioski z przegranych meczów. W rewanżu olsztynianie ponieśli sromotną klęskę. Nie dość, że w Jastrzębiu nie wygrali ani jednego seta, to w dodatku ani razu nie udało im się przekroczyć dorobku 20 punktów. Jedyną poważną wpadką drużyny Ivettu w trakcie rundy zasadniczej była przegrana w Bielsku-Białej (2:3). Nie miała ona jednak wpływu na końcowy kształt tabeli. Jastrzębianie wygrali rundę zasadniczą.Prawdziwe emocje czekały kibiców dopiero w rundzie play-off. Najpierw zespół Ivettu wyeliminował KS Nysę. Po łatwych dwóch wygranych we własnej hali jastrzębianie niespodziewanie ulegli graczom z Nysy w trzecim meczu. Jednak w czwartej konfrontacji tych zespołów nie było już wątpliwości – Ivett wygrał 3:0 i awansował do półfinału. W nim znów naprzeciw jastrzębskiej drużyny stanął AZS Pamapol Częstochowa.Dopiero piąty mecz zadecydował o tym, że to Ivett znalazł się w finale. Okoliczności, w jakich jastrzębski klub zapewnił sobie prawo gry o mistrzostwo, na pewno długo będą wspominane przez sympatyków siatkówki w kraju. W decydującym spotkaniu doszło do tie-breaku. W nim częstochowianie prowadzili już 10:5. Wydawało się, że nikt nie jest w stanie odebrać im zwycięstwa. Tymczasem w hali w Szerokiej stał się cud. Ivett zdołał odrobić straty i przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.Okazało się, że wywalczenie tytułu mistrzowskiego było dla drużyny trenera Prielożnego nieporównywalnie łatwiejsze niż przebrnięcie półfinału. Do wygrania finału Ivett potrzebował tylko trzech spotkań, w których ograł zespół AZS PZU Olsztyn.Takie zakończenie ligowego sezonu jest dużym zaskoczeniem. Trener kadry narodowej Stanisław Gościniak nie powołał żadnego zawodnika Ivettu do drużyny, która w maju w portugalskim Porto będzie walczyć o olimpijską kwalifikację. W składzie reprezentacji na tegoroczne rozgrywki Ligi Światowej jest tylko Piotr Gabrych. Zawodnik ten przez wielu szkoleniowców uznany został za najlepszego gracza PLS w minionym sezonie. Trzeba jednak sprawiedliwie przyznać, że nie mniejszy wkład w sukces Ivettu ma Przemysław Michalczyk. Kapitan mistrzów Polski był zdecydowanym liderem zespołu nie tylko na boisku. Kiedy kontuzja wyeliminowała go z gry w pierwszych meczach półfinałowych, umiejętnie mobilizował pozostałych graczy z ławki rezerwowych.– W tym sezonie tworzyliśmy zgrany zespół. Każdy wiedział, co ma robić na boisku. Nie było w tym przypadkowości. Trener umiejętnie wykorzystał indywidualne możliwości poszczególnych graczy. Nie graliśmy może finezyjnej siatkówki, ale staraliśmy się grać skutecznie – mówi P. Michalczyk.– Uważam, że w tym zespole tkwią jeszcze rezerwy. Pracowałem z tymi zawodnikami dopiero pierwszy sezon. W pierwszej kolejności starałem się zmienić ich mentalność. Sprawić, by wierzyli w swoje umiejętności, by konsekwentnie realizowali założenia taktyczne. Wielokrotnie to powtarzałem, że nasz zespół to zbiór dużych indywidualności. Jeżeli nie było wewnątrz grupy żadnych niesnasek lub niedomówień, graliśmy bardzo dobrze. Czasami zdarzały się jednak sytuacje, że swoim zachowaniem zawodnicy sami doprowadzali do niepotrzebnej nerwowości. Czasami musiałem prosić o przerwy nie ze względu na wynik seta, tylko na to, co działo się wewnątrz zespołu – mówi trener I. Prielożny.Po powrocie z Olsztyna nowo koronowani mistrzowie dostali tygodniowe urlopy. W klubie zjawią się 28 bm. Część przystąpi do rozmów z działaczami w sprawie nowych kontraktów. Pozostali gracze rozpoczną przygotowania do kolejnego sezonu. W piątek (30 bm.) nową umowę z Ivettem ma podpisać trener Prielożny.Mistrzów Polski czeka w przyszłym sezonie oprócz rozgrywek ligowych także udział w prestiżowej Lidze Mistrzów. Nadal nie wiadomo, gdzie zespół Ivettu będzie rozgrywać swoje mecze w europejskich pucharach. Hala w Szerokiej nie otrzyma certyfikatu Europejskiej Federacji Siatkówki (CEV).– Mamy kilka wariantów. Jeden z nich zakłada wynajęcie na potrzeby meczów Ligi Mistrzów katowickiego Spodka. Drugi dotyczy hali w czeskich Vitkovicach. Na rozbudowę naszej hali klubu obecnie nie stać – mówi Zdzisław Grodecki, dyrektor do spraw sportowych Ivettu.Prezydent Jastrzębia Marian Janecki nie ukrywa, że chciałby, aby mecze LM odbywały się w mieście mistrza kraju. Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Jastrzębiu dysponuje halą, która może pomieścić ok. 2,5 tys. kibiców.– Dokonaliśmy już pomiarów hali. Chcemy otrzymać potwierdzenie ze strony Polskiego Związku Piłki Siatkowej, że spełnia ona wymagania stawiane przez organizatorów Ligi Mistrzów. Jeżeli będę dysponował tym pismem jeszcze przed wakacjami, wystąpię do radnych z propozycją przeznaczenia środków na niezbędne przygotowanie hali do kolejnego siatkarskiego sezonu. Według naszych szacunków potrzeba na to ok. 250 tys. zł. Za te pieniądze odnowiony mógłby zostać parkiet, zakupilibyśmy tablicę świetlną oraz matę z boiskiem do siatkówki – mówi prezydent Jastrzębia M. Janecki.

Komentarze

Dodaj komentarz