Sadzenie lasu na terenie nadleśnictwa. Niegdyś nikt nie prowadził takich akcji / Archiwum Nadleśnictwa
Sadzenie lasu na terenie nadleśnictwa. Niegdyś nikt nie prowadził takich akcji / Archiwum Nadleśnictwa

 

Z historią tego pięknego miejsca związanych jest wiele konfliktów, sporów i procesów, jakie od wieków toczyły się między obywatelami miasta a jego właścicielami.

 

 

W latach 1581, 1600 i 1601 król i cesarz Rudolf II Habsburg (1552-1612) zlecił oszacowanie wartości stanowego państwa rybnickiego, w skład którego wchodziło miasto Rybnik oraz 13 następujących wsi: Smolna, Orzepowice, Radoszowy, Jejkowice, Michałkowice, Rydułtowy, Biertułtowy, Niedobczyce, Boguszowice, Szczejkowice, Przegędza, Książnice i Ochojec. W sporządzonym wtenczas urbarium (wycenie) między innymi podkreślono, że większość lustrowanego obszaru pokryta była lasami i dlatego nie miała większej wartości. Znacznie wyżej od borów iglastych oceniono dąbrowy i bukowiny, w których istniała możliwość tuczenia świń hodowlanych.

 

Wypasy w dąbrowach

 

Według tych kryteriów wysoko oceniono dąbrowy pod Książnicami z ponad 300 wypasanymi świniami, pod Przegedzą ze 120 świniami, dąbrowy pod Jejkowicami, Niedobczycami i Orzepowicami, w których wypasano po około 60 świń, oraz dąbrowy pod samym Rybnikiem, gdzie wypasano i tuczono około 100 świń. W zależności od pogłowia trzody chlewnej do kasy dominialnej włościanie wnosili opłatę od 1 do 3 zgr (złotych groszy). Piękna dąbrowa i bukowina rozpościerała się też pod Ochojcem, gdzie żyły dorodne jelenie, sarny i dziki, jednak ze względu na walory myśliwskie tych lasów wypas świń był tam zabroniony.

Przez wieki rozległe rybnickie lasy dostarczały również ludziom budulca i opału, zaś rozpowszechnione zbieractwo zaopatrywało spiżarnie w grzyby, owoce i runo leśne. Mnogość zwierzyny pozwalała na urządzanie częstych polowań, ale było to domeną możnowładców. Wraz z rozwojem przemysłu hutniczego w okolicach Rybnika lasy stały się surowcem do produkcji węgla drzewnego niezbędnego do wytopu żelaza. W leśnych ostępach powstawały liczne mielerze, w których wypalane i zamieniane w węgiel drewno i tak stanowiło zaledwie niewielką cząstkę tutejszych zasobów leśnych.

 

Ostoja dla każdego

 

We wspomnianym urbarium Rudolfa II osobno wyszczególniono wielki las mieszany pod Wielopolem zwany Miedziną, który już w średniowieczu należał do najpiękniejszych w okolicy i często nazywany był perłą rybnickich lasów. Rosły w nim wspaniałe dęby, buki, świerki i sosny, była to ostoja dzikiej zwierzyny, ludzie znajdowali tu pożywienie, paszę, budulec, opał, smolne szczapy do oświetlania domostw, a w razie wrogiego najazdu także schronienie. Wszelkie prawa do Miedziny, jakie mieli obywatele Rybnika, spisane były na urzędowych pergaminach, co miało zapewniać im nienaruszalność nadanych przywilejów.Mimo to z historią tego lasu związanych było wiele nieporozumień, konfliktów i procesów, jakie toczyły się między obywatelami miasta a jego kolejnymi właścicielami.

Pierwsze miały miejsce, kiedy właścicielem państwa rybnickiego był hrabia Karol Gabriel Węgierski (wł. 1695-1735). Zażądał on od rybnickich rajców ukazania starych edyktów z przywilejami obywateli miasta, które nadał im przed laty hrabia Jan Bernard von Oppersddorff (wł. od ok. 1674-1688). W obawie przed konfiskatą tych praw burmistrz Piotr Martula popierany przez rajców odmówił żądaniu hrabiego. Za tę jawną niesubordynację pan kazał wtrącić go do więzienia, gdzie przesiedział aż 22 tygodnie. I tak bardzo podupadł w nim na zdrowiu, że wkrótce po uzyskaniu wolności umarł. W oczach obywateli Rybnika burmistrz Martula jawił się jako bohater i męczennik, który oddał życie za ich sprawę.

 

Zakazy hrabiego

 

Śmierć burmistrza nie pohamowała zapędów hrabiego na ograniczenie serwitutów obywateli, wobec czego ustanowił swoje prawo. Całkowicie zabronił w Miedzinie wypasu zwierząt domowych, zbierania tam drewna opałowego oraz nakazał ścisłą kontrolę nad wyrębem drzew. Tym, co nowych przepisów nie przestrzegali, za karę zajmował woły i konie, którymi wjechali do lasu. Konflikt trwał kilka lat i z roku na rok przybierał na sile. Ostatecznie górę wziął zdrowy rozsądek i strony przystały na kompromis, który14 lipca 1709 roku przypieczętowało podpisanie ugody. Hrabia zgodził się w niej na wypas bydła w Miedzinie i lesie wielopolskim, jednak w zamian obywatele musieli wpłacać po 1 talarze rocznie do kasy urzędu rent. Nie doszło do porozumienia w sprawie zbierania trawy ze stawu Rudzkiego, ustalono zatem, że spór ten rozstrzygnie sam cesarz Józef I (1678-1711, cesarz od 1705).

Ponowny spór o las Miedzina rozgorzał po 26 latach od podpisania wspomnianej ugody, a rozpętał go syn hrabiego Karola Gabriela, hrabia Franciszek Karol Węgierski (wł. 1735-1747). On również zabronił wypasania bydła w Miedzinie i lesie wielopolskim oraz wyrębu drzewa budulcowego. Rybniczanie wystosowali więc skargę do cesarza Karola VI (1685-1740, cesarz od 1711), który pismem z 8 stycznia 1740 roku zarządził, iż na podstawie dawnych udokumentowanych i spisanych przywilejów prawo brania drzewa i wypasu bydła w lesie zwanym Miedzina należy się obywatelom bezsprzecznie. Decyzja władcy utemperowała nieco zakusy hrabiego Franciszka Karola, który jednak wkrótce zmarł, a państwo rybnickie objął jego syn Emanuel Węgierski (wł. 1747-1768), który też usiłował ograniczyć prawa obywateli rybnickich do lasu Miedzina.

 

Co może pan

 

Ponieważ jednak opowiadały się za nimi cesarskie wyroki i zarządzenia, nie mógł przeszkodzić im w użytkowaniu lasu. Zaczął więc go wyrąbywać, co formalnie było zgodne z prawem. Pod topór poszły wiekowe dęby, buki, wysmukłe świerki i uroczy do niedawna las powoli zamieniał się w karczowisko. Magistrat rybnicki z burmistrzem na czele milczał. Dopiero obywatele Franciszek Polonius, Tomasz Dzierżawa i Jakub Koch w imieniu całej gminy wnieśli do izby wrocławskiej zażalenie, w którym m.in. napisali: "Jeśli tak dalej pójdzie w Miedzinie, to wnet ani jednego pnia tam nie będzie". W tym samym piśmie żalili się też na wydany przez hrabiego zakaz palenia i wyszynku gorzałki przez obywateli. W odpowiedzi wrocławska instancja rządowa nakazała hrabiemu Emanuelowi, żeby las Miedzina oszczędzał i nie uszczuplał praw mieszczan, ale w sprawie gorzałki wzięła stronę hrabiego.

Ponieważ wystosowanie skargi do Wrocławia było dość kosztowne, przeprowadzono wśród mieszczan składkę, na którą złożyło się: czterech piekarzy, dwóch stolarzy, dwóch powroźników, 12 szewców, 16 tkaczy, 17 rzeźników, jeden kapelusznik, jeden murarz, jeden cieśla, jeden muzykant i dwóch Żydów. Mijały lata, a spór o las Miedzina nie ustawał. Zimą 1752 roku zgodnie z prawem obywatele rybniccy spuścili tam kilka drzew. Za ten czyn hrabiowski leśniczy zarekwirował gospodarzom Mateyce i Poloniusowi po jednym koniu, zaś Solorzowi dwa woły. Na nic zdały się pokorne prośby o wydanie zwierząt. Dopiero w piśmie z 16 stycznia 1753 roku hrabia oświadczył, że wymienieni obywatele spuszczali drzewo bez zezwolenia i wyda zwierzęta dopiero wtedy, jak zapłacą grzywnę, a jeśli nie zrobią tego w terminie, konie i woły pójdą na sprzedaż. Obywatele nie mieli wyboru, chociaż prawo było po ich stronie.

 

Interwencja burmistrza

 

Po śmierci hrabiego Emanuela Węgierskiego w 1768 roku, w imieniu niepełnoletnich jeszcze następców zmarłego rządy sprawował hrabia Józef Węgierski z Pilchowic (wł. 1768-1780). Także i on prowadził z obywatelami Rybnika spór o las Miedzina i nie zezwalał uprawnionym obywatelom do brania drzewa z lasu, czego skutecznie pilnowali jego leśnicy. Zakazał też wypasu w lesie bydła i trzody, a kiedy skutkiem tych zakazów zabrano obywatelom rybnickim pasące się w Miedzinie świnie, konflikt sięgnął zenitu. Dopiero interwencja burmistrza Rybnika Jana Bilinga (burm. 1778-1799), który miał zaufanie obu spornych stron sprawiła, że hrabia Józef ustąpił i kazał zajęte świnie wydać.

Po uzyskaniu pełnoletniości rządy w państwie rybnickim przejął hrabia Antoni Węgierski (wł. 1780-1788). Ten młody i rozważny człowiek nie chciał konfliktów z obywatelami, dlatego też honorował wszystkie nabyte w przeszłości prawa i przywileje odnoszące się również do korzystania z lasów. Zażądał jedynie, aby mieszczanie oddawali cały popiół drzewny do użyźniania lasów oraz zbierali szyszki świerkowe w celu pozyskiwania nasion. Chociaż i te niewielkie powinności spowodowały początkowo sprzeciw, to ostatecznie Rybniczanie zgodzili się na takie warunki.

 

Koniec przywilejów

 

W 1788 roku państwo rybnickie wraz z wszystkimi zasobami leśnymi zakupione zostało przez króla pruskiego Fryderyka Wilhelma II (1744-1797, król od 1786). Władze pruskie przystąpiły do przeprowadzania głębokich reform w całym państwie, które objęły również leśnictwo. Rząd dążył do wykupienia od obywateli praw do użytkowania lasów, na co ci nie chcieli się tak łatwo zgodzić. Ostatecznie stare prawo drzewobrania i inne przywileje obywateli Rybnika wykupił rząd pruski w 1851 roku, a w zamian za to miasto otrzymało zabudowania i pola folwarków Rybnik i Smolna oraz staw Olszenicki przy gościńcu żorskim. Cały ten majątek w grudniu 1855 roku został spieniężony w drodze licytacji, a dochód ze sprzedaży zasilił kasę gminy. Odtąd tylko ona miało prawo wyrębu drzewa budulcowego w lesie Miedzina i innych wyznaczonych lasach, jednak wyłącznie na potrzeby budownictwa publicznego.

Komentarze

Dodaj komentarz