Kaplica w Rybnickiej Kuźni, okres międzywojenny / Archiwum
Kaplica w Rybnickiej Kuźni, okres międzywojenny / Archiwum

 

71 lat temu Armia Czerwona pierwszy raz uderzyła na miasto. Atak został odparty, w związku z tym oddziały radzieckie przystąpiły do oblężenia. Pierwszymi ich ofiarami padli pacjenci i dwoje pracowników filii psychiatryka w Rybnickiej Kuźni.

 

Był mroźny poranek 26 stycznia 1945 roku. Tego dnia nastąpiło uderzenie żołnierzy Armii Czerwonej na Rybnik, ale wobec zdecydowanej obrony niemieckiej atak 55. i 56. Brygady Pancernej oraz 23 Brygady Piechoty Zmotoryzowanej został odparty. Oddziały sowieckie pod dowództwem pułkowników Dawida Draguńskiego i Zachara Siesarenki przystąpiły do oblężenia bronionego miasta.

 

Pierwsze ofiary

 

Od strony szosy Gliwickiej wojska sowieckie wkroczyły do folwarku Józefowiec, który należał do Śląskiego Zakładu Psychiatrycznego w Rybniku. Tam w niewyjaśnionych okolicznościach żołnierze zastrzelili ośmiu pacjentów umysłowo chorych z tamtejszego oddziału filialnego, których ciała pochowano później w zbiorowym grobie na terenie folwarku. Następnie oddział sowiecki skierował się do oddalonej o 1,5 km Rybnickiej Kuźni. Około godziny 19 wjeżdżający do wioski czołg z czerwoną gwiazdą ostrzelał kaplicę, a pocisk, który przeszył dach kaplicy, eksplodował i wzniecił pożar w sąsiednim budynku mieszkalnym Wiktora i Klary Szwedów. Do palącego się domu załoga czołgu wrzuciła dodatkowo granaty.

Około 200 metrów od kaplicy i palącego się domu stał obszerny budynek, w którym mieścił się filialny oddział Śląskiego Zakładu Psychiatrycznego w Rybniku, oznakowany flagą czerwonokrzyską. Sowieci wdarli się do niego i dokonali tam masowej zbrodni. Z zimną krwią wymordowali grupę pacjentów umysłowo chorych, ludzi całkowicie bezbronnych fizycznie i psychicznie, którzy w każdej cywilizacji i kulturze chronieni są w sposób szczególny. Według zapisu w "Kronice Szpitala Psychiatrycznego w Rybniku" autorstwa Teodora Augustyna (1895-1963), w Rybnickiej Kuźni zastrzelono 43 chorych.

 

Mord z zimną krwią

 

Natomiast Walenty Szweda (1901-1980) prowadzący "Kronikę Rybnickiej Kuźni" napisał, że "W piątek 26 stycznia 1945 roku weszły wojska radzieckie na Rybnicką Kuźnię. Pod ciężarem czołgu załamał się most nad kanałem hutniczym, później wojsko radzieckie zbudowało tymczasowy z drzewa. Przy wchodzeniu wojsk radzieckich zginęło 37 pacjentów na oddziale umysłowo chorych, pielęgniarka Edyta Goczoł oraz przebywający tam akurat Krywalski z Orzepowic i Karwot z Wawoka. Na rozkaz wojsk radzieckich wszyscy po paru dniach zostali pochowani przed budynkiem przez ludność z Rybnickiej Kuźni. W 1947 roku wykopano pochowanych pacjentów i przewieziono na cmentarz szpitalny do Wielopola."

Naoczny świadek tamtych wydarzeń, pan Bronisław Nowak z Rybnickiej Kuźni, złożył w rybnickiej prokuraturze następujące zeznania: "W styczniu 1945 roku, po ucieczce z zakładu pracy w Kędzierzynie-Koźlu, czasowo przebywałem u swojej babci Marty Motyki zamieszkałej w Rybnickiej Kuźni. W kierunku tej wioski zbliżali się czerwonoarmiści, którzy mieli zdobywać Rybnik. Obawiając się żołnierzy radzieckich, ukrywałem się w piwnicy domu mojej babci, który był położony około 300 metrów od budynku oddziału szpitalnego. Pamiętam, że słyszałem odgłosy przejeżdżającego czołgu oraz odgłosy strzelaniny. Po ustaniu strzałów wyszedłem na zewnątrz domu i zauważyłem palące się domostwo, które należało do rodziny mojej obecnej żony. Udałem się tam i wraz z Józefem Motyką pomagałem przy wynoszeniu dobytku.

 

Czołg w kanale

 

Obok budynku szpitalnego przebiegał stary kanał hutniczy, nad którym zbudowany był drewniany most. Pod ciężarem przejeżdżającego czołgu most się załamał i czołg wpadł do koryta kanału. Co działo się tam potem, tego nikt nie wie. Gdzieś po tygodniu od tego zdarzenia do naszego domu przyszedł żołnierz radziecki i kazał mi iść z sobą. Zaprowadził mnie na teren oddziału dla psychicznie chorych. Tam zorientowałem się, że pacjenci oraz pracownicy cywilni tego oddziału zostali zamordowani. Żołnierz kazał mi wynosić zwłoki na zewnątrz budynku, do dołu, który był już wykopany przed budynkiem przez innych mieszkańców wioski. W strasznym odorze wyciągaliśmy ciała z poszczególnych sal, spod łóżek i z piwnicy.

Widać było, że ofiary uciekały i kryły się przed oprawcami. Zwłoki ofiar wrzucaliśmy do wspólnego grobu o wymiarach 4/4 metry, gdzie je pochowano. Pamiętam, że zwłoki pielęgniarki Edyty Goczoł oraz woźnicy Krywalskiego z Orzepowic umieszczone były w jednym rogu dołu, żeby rodziny zwłoki te mogły zabrać i pochować. Po dwóch latach mogiłę odkopano, a rozkładające się zwłoki załadowano widłami do drewnianych skrzyń i przewieziono furmankami na cmentarz szpitalny nad rzeką Rudą w Wielopolu, gdzie ponownie pochowano je we wspólnym grobie. W ekshumacji udział brali mężczyźni z Rybnickiej Kuźni, a inni mieszkańcy wioski przyglądali się temu."

 

Drugi świadek

 

Pani Otylia Nowak, córka autora "Kroniki Rybnickiej Kuźni" Walentego Szwedy i późniejsza żona świadka Bronisława Nowaka, zeznała przed prokuratorem: "W 1945 roku wraz z moimi rodzicami Walentym i Gertrudą Szweda, siostrami Marią i Heleną oraz bratem Leonem mieszkałam w Kuźni Rybnickiej, w domu wybudowanym przez rodziców położonym około 200 metrów od filialnego oddziału zakładu psychiatrycznego w Rybniku. Pamiętam, jak w styczniu 1945 roku od strony Gliwic w kierunku Rybnika zbliżała się Armia Czerwona. Mieszkańcy naszej wioski obawiali się nadejścia frontu, więc gdy słyszeliśmy o zbliżających się wojskach radzieckich kryliśmy się po piwnicach.

Tak też uczyniła cała moja rodzina oraz lokatorka Peter Gertruda, która mieszkała u nas wraz ze swoją rodziną. Wieczorem 26 stycznia 1945 roku z powodu dochodzących odgłosów detonacji ojciec mój opuścił piwnicę, wyszedł przed dom i zobaczył, że pali się jego ojcowizna należąca wtedy do jego brata Wiktora. Chciał tam pójść, ale prosiliśmy ojca, aby nigdzie się nie oddalał, w końcu dał się przekonać i powrócił do piwnicy, w której była cała jego rodzina. Nad ranem ktoś począł dobijać się do drzwi wejściowych. Ojciec pełen obaw poszedł otworzyć i po chwili wbiegł do piwnicy oszalały i zakrwawiony pielęgniarz Tkocz z oddziału umysłowo chorych.

 

Udawał trupa

 

Biegał po wszystkich kątach chcąc się ukryć i krzyczał, że Rusy wszystkich strzelają, żeby się chować, bo i nas wystrzelają. Wpadliśmy w panikę, bo nie było innego schronienia i nie było gdzie uciekać. Jedyną nadzieją dla nas była Matka Boska Piekarska, której obraz mieliśmy w piwnicy, oraz gorąca modlitwa. Ojciec nasz przez całe życie pracował jako pielęgniarz w zakładzie psychiatrycznym w Rybniku, więc z pielęgniarzem Tkoczem (imienia nie pamiętam) znali się dobrze i dlatego szukał on ratunku w naszym domu. Od Tkocza dowiedzieliśmy się, że żołnierze, którzy przyjechali czołgiem, włamali się do oddziału i zaczęli do wszystkich strzelać. On z grupą pacjentów uciekł do piwnicy, ale i tam dosięgły ich kule. Przywalony zabitymi udawał martwego i to go ocaliło. Był on jedynym, który przeżył tę masakrę i pod osłoną nocy udało mu się zbiec do naszego domu."

Godna pamięci jest postawa i bohaterska śmierć 27-letniej pielęgniarki Edyty Goczoł (1918- 1945), która zginęła wraz ze swymi podopiecznymi na posterunku pracy. Jej grób znajduje się na cmentarzu parafialnym w Rybniku. Zamordowany Krywalski z Orzepowic miał 21 lat, był pracownikiem zakładu psychiatrycznego i konnym zaprzęgiem dowoził żywność ze szpitalnej kuchni w Rybniku do oddziałów filialnych w Rybnickiej Kuźni i Józefowcu. Drugi z zamordowanych to 80-letni Emanuel Karwot z Wawoka, który znalazł się na oddziale szpitalnym zupełnie przypadkowo, szukając tam pomocy medycznej.

 

Dlaczego zabili

 

Na podstawie kronikarskich zapisków i zeznań świadków bezspornym jest fakt, że zbrodni tej dopuściła się załoga sowieckiego czołgu w dniu 26 stycznia 1945 roku. Niejasny do końca jest jednak powód, jaki skłonił oprawców do tak nieludzkiej zbrodni. Niektórzy z mieszkańców Rybnickiej Kuźni uważają, iż jeden z pacjentów miał powitać włamujących się na oddział żołnierzy hitlerowskim pozdrowieniem "Heil Hitler", co ich rozjuszyło. Jednak bardziej prawdopodobne jest przekonanie załogi czołgu o sabotażu, który spowodował załamanie się mostu. Być może przyczynami były te dwie kwestie, nie to jednak jest ważne. Fakt jest taki, że ponad 40 osób przebywających na oddziale szpitalnym zostało w bestialski sposób wymordowanych.

Filialny oddział szpitala psychiatrycznego w Rybnickiej Kuźni został zlikwidowany. Ostatni pacjent opuścił jego gmach 28 października 1976 roku, jednak pamięć o pomordowanych przetrwała do dziś. Po przemianach społeczno-politycznych w Polsce, z inicjatywy mieszkańców Rybnickiej Kuźni w czerwcu 1990 roku zorganizowano spotkanie z radnymi miasta oraz z przedstawicielem rybnickiej prokuratury, które poświęcone było sprawie tej zbrodni. Po ustaleniach ostatecznie zajęła się tym Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Katowicach. Sprawę prowadził sędzia Jerzy Ruciński z Sądu Rejonowego w Katowicach, który kilka egzemplarzy opisu tej zbrodni przesłał do odpowiednich komórek rządowych Federacji Rosyjskiej.

 

Głaz z tablicą

 

Oprawców nie dosięgnie już sprawiedliwość z tego świata, jednak dzięki mieszkańcom Rybnickiej Kuźni nie zaginęła pamięć o bezprecedensowym zabójstwie nieszczęsnych ludzi pokrzywdzonych przez los oraz o bohaterskiej śmierci pracowników Śląskiego Zakładu Psychiatrycznego w Rybniku. Z inicjatywy samorządowców oraz Towarzystwa Promocji Rybnicka Kuźnia 23 stycznia 2009 roku przed budynkiem Gimnazjum nr 4 w Rybniku im. Jana Kochanowskiego odsłonięto głaz z tablicą, która upamiętnia pomordowanych w tym miejscu ewakuowanych więźniów oświęcimskich oraz pacjentów umysłowo chorych z filialnego oddziału szpitala psychiatrycznego. Patronat nad tym miejscem objęła młodzież gimnazjalna.

1

Komentarze

  • Stanik z Rybnika Ruskie zbrodnie na niewinnych. 12 lutego 2016 17:45Bardzo dobrze to opisujesz gynal tak nam Muter i Oma to opowiadali i gynal to samo . jeszcze musisz poszperać ia Tim Rusko-Polski smyczyli Felczerow niby pro Niemieckich za gazikiem z Rybnika do Orzepowic , wiela z nich nie zostało po 3 kilometrach , jeden z tych nieszczesnikow miał styczność z Rodziną Zniszczołow , czy krewny nie wiem??? A prawdopodobnie podobnie skarżyli na nich byli Powstańcy co się ukrywali przed Gestapo. Z relacji Omy to byli bardzo dobrzy ludzie wszystkim pomogali i bardzo pobożni.

Dodaj komentarz