Średniowieczny kat gotowy do pracy / Archiwum
Średniowieczny kat gotowy do pracy / Archiwum

 

Na naszych ziemiach swojego kata miały dwa miasta: Racibórz, a potem także Pszczyna. Wykonywanie tego zawodu skazywało na ostracyzm, ale jeden z katów odwołał się do króla i uchronił przed wykluczeniem społecznym swoją piękną córkę!

 

W wiekach wcześniejszych i średnich nikt nie patyczkował się z przestępcami ani nie mówił o prawach człowieka. W zależności od powagi przewinienia sądy skazywały złoczyńców na różnorakie kary. W sprawach błahych najczęściej nakazywały spełnienie zadośćuczynienia w postaci przeprosin (odproszenia) lub kary pieniężnej (grzywny), bardziej surowe były kary hańbiące, jak publiczny pręgierz, kuny i na przykład wypędzenie z miasta. Za najpoważniejsze przestępstwa sądy skazywały na karę okaleczenia lub śmierć przez ścięcie, powieszenie albo utopienie. Tortury i inne kary cielesne stosowano głównie dla przyśpieszenia i wymuszenia zeznań lub przyznania się oskarżonego do stawianych mu zarzutów.

 

Śmierć za śmierć

 

Zabójstwo nie zawsze karane było śmiercią, winowajca mógł bowiem od tej kary zostać wykupiony gotówką uzgodnioną z krewnymi ofiary, co dziś jest nie do pomyslenia. Jeśli już doszło do publicznej egzekucji zbrodniarza, to ze względu na rytuał i oprawę makabrycznego widowiska wiązało się to ze znacznymi kosztami. Do egzekwowania tych okrutnych i krwawych kar niezbędny był doświadczony kat. Stałych katów utrzymywały miasta większe i bogatsze, rajcowie uboższych miast, których nie stać było na utrzymywanie własnego kata, w razie konieczności zmuszeni byli na jego odpłatne wypożyczenie.

Podobnie w wiekach średnich było w Pszczynie, gdzie w razie potrzeby wykonania wyroku śmierci lub okaleczenia skazańca korzystano z usług zawodowych katów z Bytomia, Raciborza lub Cieszyna. Dopiero w 1700 roku miasto zatrudniło własnego kata o nazwisku Szulc na etat "mistrza poprawnego" i wyznaczyło mu pensję miesięczną. Rajcowie zakupili miecz katowski, który był zewnętrzną oznaką prestiżu i zaszczytu piastowania przez Pszczynę tzw. "prawa gardłowego". Na mieczu tym kazano wygrawerować łaciński napis, który w tłumaczeniu brzmiał: "Jeżeli postępujesz prawnie, nie obawiaj się nikogo", wyryta też na nim była naga postać bogini sprawiedliwości Temidy.

 

Umowa z katem

 

Umowę z katem Szulcem osobiście podpisali burmistrz oraz rajcowie miasta 20 grudnia 1700 roku, po sprawdzeniu jego fachowych umiejętności bezpośrednio przy wykonywaniu egzekucji. Następnie władze miasta ustaliły i spisały instrukcję, w jaki sposób pierwszy samodzielny kat pszczyński miał się wywiązywać ze swych obowiązków i postępować w ich środowisku. Między innymi rajcowie życzyli sobie, aby był on osobą prawą, bogobojną i całkowicie stronił od pijaństwa, co egzekwowane było pod presją możliwości wymierzenia mu surowej kary przez burmistrza. W kościele kat miał wyznaczony kąt, gdzie mógł siadywać z dala od innych "honorowych" mieszczan.

Dlaczego? Ano dlatego, aby się z nimi nie mieszać i okazywać w ten sposób widoczną różnicę w pozycji społecznej. Wymagano od niego, aby tak samo mieszkańców innych miejscowości "w uczciwości mieć i przed nimi należycie zawsze czapkę trzymać". Oczekiwano też bezwzględnego podporządkowania się do poleceń władzy zwierzchniej, którą reprezentował burmistrz i wójt, następnie zaś rajcowie miasta. Bez zgody burmistrza lub wójta kat nie miał prawa nikogo zamykać ani przyjmować do więzienia miejskiego, nie mógł też wtrącać się do przebiegu procesów sądowych, szczególnie zaś nie mógł wpuszczać nikogo do więzienia lub umożliwić widzenia złoczyńcy z osobami postronnymi.

 

Status i kasa

 

Kat więc musiał być bezwzględnie posłuszny włodarzom miasta, nienagannie się sprawować, mieć obywateli w poszanowaniu, a jednocześnie unikać z nimi styczności i wszelkich kontaktów. Status społeczny całkowicie uzależniał kata od przedstawicieli władz miasta, pozbawiał go możliwości podejmowania własnych decyzji, w każdej sytuacji kazał mu miernie i skromnie się zachowywać oraz unikać wszelkich kłopotów, a zwłaszcza "miecza nikomu z rąk na swawolę nie dawać".

Za przestrzeganie tych zakazów i nakazów spisanych w specjalnej instrukcji miasto wynagradzało kata roczną gratyfikacją w wysokości 8 reńskich, które wypłacane mu były po 2 co kwartał. Ponadto zgodnie z umową każdy rzeźnik w mieście z okazji wszelkich uroczystości zobowiązany był dawać mu po jednym funcie mięsa, a jeśli rozpocząć miał się proces złoczyńcy z wyrokiem stracenia, wtedy kat pobierał z kasy miasta dodatkowe pieniądze za karmienie więźnia w wysokości 6 czeskich dziennie. W przypadku gdy do więzienia dostał się jakiś złoczyńca "od Ich Mości Panów", bo takie przypadki też się zdarzały, kat otrzymywał należność według starej instrukcji cieszyńskiej.

 

Podła robota

 

Prócz czynności związanych z wykonywaniem wyroków sądu miejskiego do dodatkowych obowiązków kata należało również zajmowanie się najohydniejszymi czynnościami sanitarnymi w mieście i okolicy. "Mistrz poprawny" wykopywał zatem groby, grzebał samobójców i spadłe z szubienicy lub znalezione rozkładające się trupy, zabijał i zakopywał wściekłe psy, padłe lub dobite wskutek chorób świnie, bydło i inne zwierzęta hodowlane i dzikie. Ze względu na roznoszący się fetor w nocy opróżniał doły kloaczne w miejscach publicznych i prywatnych, po czym wywoził fekalia poza teren miasta.

Za wykonywanie tych obrzydliwych czynności otrzymywał kat osobne wynagrodzenie według ustalonej taryfy. W związku z tak brudną i ohydną profesją kat uważany był w środowisku społecznym za "osobę niehonorową" i jako takiemu nie wolno mu było wykonywać żadnego innego zawodu ani stykać się z poczciwymi obywatelami, siadać z nimi na jednej ławie, aby nie ubliżyć im na honorze. Zgodnie z przestrzeganym od wieków zwyczajem i spisaną instrukcją ustaloną przez rajców pszczyńskich, surowym przepisom podlegał nie tylko kat, ale w równym stopniu wszyscy członkowie jego rodziny.

 

Prośba kata

 

Z restrykcjami tymi związany był bardzo ciekawy i wyjątkowy jak na ówczesne stosunki społeczne przypadek, który miał miejsce w 1756 roku. Otóż kat pszczyński nazwiskiem Winkler miał córkę wielkiej urody, w której kochało się wielu młodzieńców. Przepiękna Weronika Winklerówna, o wzorzystych i pięknych włosach, nie mogła jednak wyjść za mąż, gdyż jako córka kata była niehonorowa. Każdy honorowy młodzian, który chciałaby poprowadzić ją do ołtarza, wykluczyłby siebie samego i całe swoje przyszłe potomstwo z grona honorowego mieszczaństwa.

Wykluczenie takie miało dalekosiężne i dotkliwe skutki, bowiem członek katowskiej rodziny nie mógł piastować żadnego urzędu i wykonywać żadnego rzemiosła. Przez długi czas smuciła się takim losem cała rodzina, smucił się też ojciec Weroniki. W końcu zdesperowany, nie mogąc przeboleć tak wielkiego poniżenia, postanowił zaryzykować. Za pośrednictwem pana na Pszczynie hrabiego Jana Erdmanna z rodu Promnitz (1719-1785) wysłał pisemną prośbę do króla pruskiego Fryderyka II Wielkiego (1712-1786, władca od 1740 roku) o uznanie swej córki za honorową.

 

Łaska królewska

 

W całym mieście wywołało to ogólne poruszenie i zgorszenie, gdyż niejedna matka widziała w pięknej Weronice realną konkurencję dla swych córek. Niektórzy obywatele posunęli się nawet do wywierania nacisków na burmistrza, żądając, aby po prostu wypędził kata z miasta wraz z rodziną. Ten jednak nie chciał mieszać się w sprawę, która oparła się już o samego króla. Pomimo toczącej się wtenczas wojny siedmioletniej, w której król pruski brał czynny udział, na odpowiedź nie czekano zbyt długo. W piśmie z 23 grudnia 1756 roku własnoręcznie podpisanym przez króla Fryderyka II przysłany został na zamek pszczyński specjalny dekret zatwierdzający akt łaski.

Dekret ten zaopatrzony w królewską pieczęć brzmiał następująco: "Córka kata, Weronika Winklerówna, na przyszłość może z innymi uczciwymi ludźmi być uważana i wśród nich być cierpiana. Również tak jej samej, jak i potomkom, z powodu zawodu jej ojca nikt nie będzie miał prawa czynić uwag lub zarzutów, ani w cechach, ani w zawodach, ani w sądach, ani poza sądem, lub w publicznych miejscach, lub też na jej niekorzyść coś czynić, a to pod nieuniknioną karą. Według niniejszego zarządzenia stosować się będą posłusznie zwłaszcza górnośląskie cechy i gwarki pod ciężką karą."

 

Szczęście Weroniki

 

Stary kat Winkler oniemiał ze szczęścia i natychmiast wysłał królowi uniżone podziękowanie za okazanie tak wielkiej łaski, jakiej w ciągu wieków nie doznał żaden z katów. Piękna Weronika już jako dziewczę honorowe wyszła za mąż za jednego z pszczyńskich rzemieślników i żyła bogobojnie oraz szczęśliwie w gronie własnej honorowej rodziny.

 

 


Ostatni kat
Ostatnim profesjonalnym katem w Pszczynie był w latach 1769-1788 Jerzy Geisler, który przybył z Żor i objął ten niewdzięczny urząd w wieku raptem 23 lat. Za usługi i przestrzeganie regulaminów władze miasta przyznały mu roczną pensję w wysokości 11 talarów i 19 srebrnych groszy. Po kasacji urzędu kata w 1788 roku, w razie konieczności rolę tę spełniali zazwyczaj dozorcy więzienni, częściej jednak skazanego na śmierć stawiano przed plutonem egzekucyjnym.

 

 

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz