Kilka lat temu rejon kościłka akademickiego na Grze Cerekwickiej przebadali archeolodzy / Dominik Gajda
Kilka lat temu rejon kościłka akademickiego na Grze Cerekwickiej przebadali archeolodzy / Dominik Gajda

 

Wspólnota religijna to także miejsca wiecznego spoczynku zmarłych. Dziś piszemy o rybnickich cmentarzach, których historia w epoce chrześcijańskiej zaczęła się na Górze Cerekwickiej.

 

Od niepamiętnych czasów zmarłych mieszkańców Rybnika i okolicznych wiosek grzebano wokół kościoła pw. Najświętszej Maryi Panny Wniebowziętej na Górce Kościelnej. W krypcie pod jego prezbiterium chowani byli dawni właściciele miasta oraz członkowie ich rodzin. Tam też spoczywają pierwsi rybniccy duszpasterze, gdyż tradycja chrześcijańska nakazywała, aby wierne owieczki spoczywały w pobliżu swych dobrych pasterzy. Od 1750 roku w specjalnie zbudowanej krypcie pod chórem, za odpowiednią opłatą, mogli być grzebani również znaczniejsi mieszczanie.

 

Grób na grobie

 

Cmentarz przy kościele na górce ogrodzony był częściowo murowanym, a częściowo drewnianym parkanem, który według ustalonej kolejności w należytym stanie utrzymywały poszczególne wioski przynależne do parafii. Przy bramie wejściowej stał krzyż, a nad mogiłami górowała drewniana rzeźba Matki Boskiej umieszczona na postumencie.

Kiedy na początku XVIII wieku liczba ludności miasta i wiosek poważnie wzrosła, cmentarz ten stał się za ciasny. Coraz częściej zachodziła konieczność przekopywania grobów, w których zwłoki nie uległy jeszcze całkowitemu rozkładowi. Zmusiło to księdza Feliksa Reisnera (?-1808, proboszcz w latach 1772-1808), do poszerzenia nekropolii i oddania na ten cel części własnego gruntu. Tym sposobem w roku 1807 obszar cmentarza powiększył się o jeden raz dotychczasowej wielkości.

 

Problemów wiele

 

Po niespełna dwudziestu latach ksiądz Michał Schneider (1772-1837, proboszcz w latach 1808-1837) ponownie powiększył ten cmentarz o dalsze o 3 morgi i 65 prętów kwadratowych. Po kilku następnych latach i ten teren jednak okazał się niewystarczający, co zmusiło parafię do wykupu 0,75 morgi sąsiedniego pola od obywatela miasta Fleischera. Na ciasnocie nie kończyły się niestety problemy ze starą nekropolią, która na przełomie XVIII i XIX wieku była już bardzo zaniedbana, część murowanego parkanu runęła, a drewniane płoty uległy całkowitej dewastacji.

Okoliczna ludność wypasała tam bydło i trzodę, żerujące wieprze ryły po grobach, a czaszkami i kościami bawiły się dzieci, nie okazując żadnego szacunku dla szczątków zmarłych. Było to powodem wielkiego zgorszenia mieszkańców, dlatego proboszcz Feliks Reisner zwrócił się do władz fiskalnych państwa pruskiego, które sprawowało patronat nad kościołem, o odpowiednie fundusze i zezwolenie na założenie nowego cmentarza. Prosił też o zgodę na zatrudnienie kopidoła (grabarza), którego dotychczas w parafii nie było.

 

Zmarłych pogrzebać

 

Dlaczego? Ano dlatego, że ciągle praktykowano tu odwieczny zwyczaj, zgodnie z którym jednym z chrześcijańskich uczynków miłosierdzia nakazującym zmarłych pogrzebać rodzina i bliscy nieboszczyka sami kopali dla niego grób. W odpowiedzi na prośbę księdza władze wyraziły zgodę na utworzenie posady kopidoła, a proboszcz zatrudnił grabarza. W piśmie z 13 lipca 1803 roku proboszcz Reisner poinformował o tym patronat kościoła, zaznaczając jednak, że parafianie nie chcą zrezygnować ze zwyczaju samodzielnego grzebania swych zmarłych.

Konsekwencje były takie, że nowy kopidoł, którym został emerytowany huzar Zimonia, nie miał żadnych dochodów ze sprawowanej funkcji. W związku z tym ustalono odpowiednią opłatę dla kopidoła, która wynosiła: od grobu dorosłego latem 6 groszy srebrnych, zimą 12 groszy srebrnych, od grobu dziecka latem 3 grosze srebrne, zimą 6 groszy srebrnych. Początkowo parafianie nie godzili się na te ustalenia i dopiero za namową proboszcza rodziny zmarłych zaczęły płacić kopidołowi.

 

Obrzędy pogrzebowe

 

Ubodzy parafianie, których nie stać było nawet na te symboliczne opłaty, dalej mogli sami grzebać swych zmarłych. Kopidołowi wręczali jedynie dobrowolny datek za wskazanie miejsca pochówku i pomoc w obrzędach pogrzebowych, które nie zmieniały się od wieków i były bardzo skromne. Zazwyczaj trumnę z ciałem zmarłego lub tylko zwłoki ułożone na zwykłej desce i owinięte w całun przywożono furmanką do kościoła na krótką ceremonię prowadzoną przez księdza, a następnie składano w grobie, który uprzednio wykopali krewni.

Otwarcie w Rybniku lecznicy Spółki Brackiej oraz szpitala św. Juliusza doprowadziło wkrótce do całkowitego zapełnienia cmentarza parafialnego. Zmusiło to księdza Edwarda Bolika (1823-1899, proboszcz w latach 1861-1899) do ponowienia starań o zgodę na założenie nowej nekropolii. Jednak na pismo w tej sprawie z dnia 10 marca 1881 roku skierowane do władz państwowych odpowiedź była negatywna.

 

Wyczekiwana zgoda

 

Dopiero kolejny proboszcz, ksiądz dr Franciszek Brudniok (1879-1926, proboszcz 1900-1923), uzyskał długo oczekiwana zgodę i w 1920 roku założył nowy cmentarz parafialny o powierzchni 1,75 hektara, który ulokowano na płaskowyżu zwanym Garbią Kępa, w miejscu, gdzie istniała niegdyś garbarnia skór. Początkowo pochówków było tam niewiele, bowiem długo jeszcze rybniczanie grzebali swych zmarłych w przekopywanych grobach na Górce Kościelnej. Po całkowitym zaprzestaniu pochówków stary cmentarz na Górce Kościelnej stał się naturalnym mauzoleum pamięci o naszych przodkach.

Józef Kolarczyk

Komentarze

Dodaj komentarz