Kapliczka św. Urbana przy ulicy Gliwickiej w Rybniku / Jzef Kolarczyk
Kapliczka św. Urbana przy ulicy Gliwickiej w Rybniku / Jzef Kolarczyk

 

13 maja minęła kolejna (584.) rocznica jednej z największych w historii bitew śląskich. Była to bitwa z husytami, która rozegrała się na Rudzkiej Górze pod Rybnikiem. Dziś ostatnia część opowieści o tym, w jaki sposób do niej doszło.

 

Gdy po zwarciu pod Żorami, zwycięskim dla załogi grodu, opadł bitewny kurz, nadszedł czas żałobnego smutku. Spośród obrońców poległo 58 mężczyzn, kobiet i dzieci, których z osobna ułożono w trumnach i pochowano na miejscowym cmentarzu we wspólnym grobie. Naliczono też 185 poległych husytów i wielką liczbę rannych pozostawionych podczas panicznej ucieczki przed nadciągającą odsieczą. Zgodnie z chrześcijańskim obowiązkiem rannych umieścili żorscy mieszczanie w specjalnym przytułku, zaś poległych pogrzebali w zbiorowej mogile przy gościńcu prowadzącym do Boryni.

 

Najazd na Rybnik

 

Tymczasem husyci spod Żor przemieścili się w stronę Wodzisławia, tu jednak dopadły ich wojska księcia Mikołaja, który szedł od Pszczyny po rozbiciu jednego z wrogich oddziałów oblegającego tamtejszy zamek warowny, gdzie przebywała jego matka Helena. Po krwawym spotkaniu pod Wodzisławiem kilkadziesiąt husyckich trupów pochowano przy drodze prowadzącej do Turzy Śląskiej i ustawiono tam krzyż. Tymczasem duża część husyckich oddziałów wymknęła się i ruszyła w kierunku Rybnika. Przed miastem najeźdźcy rozdzielili się na dwie grupy.

Jedna z nich zajęła pozycje na tzw. Babiej Górce, druga wraz z głównodowodzącym hetmanem rozbiła namioty na leśnym wzgórzu, gdzie znajduje się obecnie park komunalny Kozie Góry. Hetman husycki wysłał do burmistrza posłańców z ultimatum złożenia w ciągu kilkunastu godzin okupu w wysokości 15 tysięcy guldenów oraz dostarczenia żywności i paszy dla koni, w przeciwnym razie mieszkańcy zostaną wyrżnięci w pień, a miasto spalone. Tak drakońskich warunków rybniczanie nie byli w stanie spełnić, dlatego też zebrała się w ratuszu cała rada pod przewodnictwem burmistrza Wawrzyńca.

 

Husyckie żądania

 

Rajcy medytowali, jak odwlec spełnienie niemożliwych żądań, gdyż wieści niosły o zbliżających się wojskach księcia Mikołaja. Wówczas to burmistrz podjął decyzję, aby jego córka Joanna znana z urody i mądrości poszła błagać husyckiego hetmana o litość dla mieszkańców. Tak też się stało i po nabożeństwie w kościele farnym Joanna w asyście innych dziewcząt udała się do obozu okrutnego wroga. Ubrane w białe szaty dziewczęta długo wyczekiwały przed namiotem hetmana. Kiedy ten z groźnym obliczem stanął przed nimi, Joanna drżącym głosem poprosiła o litość dla mieszkańców miasta i złagodzenia żądań.

Wskazała też na przybyłe z nią dziewczęta, które tak młodo będą musiały umrzeć w razie wykonania gróźb hetmana. Ten jednak był głuchy na jej słowa, wbił pożądliwy wzrok w piękną postać córki burmistrza i po chwili zażądał... aby została jego żoną. Do namysłu dał jej dwa dni, a o ile się zdecyduje, mają zabrzmieć kościelne dzwony, gdy zaś dzwony będą milczały, wszelkie groźby będą spełnione. Nowy warunek wodza wywołał w mieście jeszcze większe rozgoryczenie. Za sprawą proboszcza i burmistrza mieszkańcy nie upadali jednak na duchu, wierząc święcie w rychłe przybycie księcia Mikołaja.

 

Skuteczny fortel

 

Tymczasem wyznaczony termin ultimatum minął, a pomoc nie nadchodziła. Piękna Joanna zdecydowała się więc poświęcić dla miasta i dzwony oznajmiły wodzowi husyckiemu jej zgodę na postawione warunki. Rybniczanie doskonale jednak wiedzieli, że słowo husyckie nic nie znaczy i z pewnością hetman nie odpuści. Posłużyli się zatem fortelem i w chwili euforii wywołanej w obozie husyckim dźwiękiem dzwonów wysłali potajemnie posłańców do Żor, Raciborza i opactwa cysterskiego w Rudach z prośbą o pomoc.

Kilka godzin później z wielkim przepychem przybył hetman husycki po swą wybrankę, którą w asyście swych wojów wywiózł do obozu poza miasto. W tym samym czasie książę Mikołaj na czele swego rycerstwa był już bardzo blisko, od strony Rud prowadzeni przez mnichów nadciągali uzbrojeni chłopi klasztornych wsi, a także dzielni obrońcy Żor ruszyli z odsieczą pod wodzą bohaterskiego burmistrza Jana Frysztackiego. 13 maja 1433 roku w środę po niedzieli Cantate doszło na Rudzkiej Górze pod Rybnikiem do ostatecznej rozprawy wojsk dowodzonych przez 23-letniego księcia Mikołaja a wojskami husyckimi dowodzonymi przez księcia Bolesława Opolskiego.

 

Bez pardonu

 

W krwawej bitwie, w której "nie dawano pardonu i nawet ranni kąsali zębami", jak pisał Jan Długosz, wojska husyckie zostały rozgromione. Pokonany Bolesław wraz z garstką niedobitków uszedł z pola walki przez gęste lasy w stronę Czech. Uciekający wraz z nim hetman husycki wpadł jeszcze do swego obozu i wbił sztylet w serce pięknej Joanny. W tej samej chwili jeden ze ścigających go rycerzy Mikołaja straszliwym ciosem miecza rozpłatał mu głowę. Bohaterskie poświęcenie córki burmistrza Wawrzyńca uratowało Rybnik od zagłady, o czym kolejne pokolenia długo pamiętały. Zaginęły jednak kroniki i ostatecznie czas zatarł pamięć o tych zdarzeniach, które dziś znane są jedynie z przekazów w postaci legendy.

Bitwa na Górze Rudzkiej pod Rybnikiem zapoczątkowała całkowity rozpad ruchu husyckiego. Rok później, 30 maja 1434 roku husyckie wojska radykalnych taborytów dowodzone przez Prokopa Wielkiego oraz husyckie wojska radykalnych sierotek pod wodzą Jana Czapko zmierzyły się pod Lipanami w bratobójczej bitwie z sojuszniczymi wojskami husyckich utrakwistów i katolików dowodzonych przez Davisa Borka z Miletinka. W bitwie tej po obu stronach poległo około 1 500 ludzi oraz dowódcy taborytów Prokop Wielki i Prokop Młodszy, którzy walczyli ponoć do ostatniego tchu.

 

Spaleni i wcieleni

 

Wziętych do niewoli radykałów ze stronnictw taborytów i sierotek pozamykano w spichlerzach i za wszelkie dokonane bestialstwa żywcem spalono. Resztki niedobitków pokonanych oddziałów Jan Czapko przeprowadził do Polski i wstąpił wraz z nimi na służbę do Władysława Warneńczyka (1424-1444, władca polski od 1440 roku), gdzie w ustawicznych walkach z Litwinami i Krzyżakami w krótkim czasie prawie wszyscy poginęli.

Józef Kolarczyk 

 

 

Pamiątki po bitwie na Rudzkiej Górze
Dzięki zapisom w kronikach Jana Długosza (1415-1480) wieki nie zatarły pamięci o miejscu bitwy pod Rybnikiem, którą kolejne pokolenia pielęgnowały. W 1714 roku z niewielkich kamieni i cegiełek wzniesiono tam małą kapliczkę w kształcie kolumny uwieńczonej żelaznym krzyżem. Przetrwała ona do początków budowy szpitala psychiatrycznego, który w latach 1883-1886 stanął na Rudzkiej Górze. Przy wykopach pod pawilon umiejscowiony najbliżej ulicy Gliwickiej (obecnie III), w miejscu, gdzie stała kapliczka odkryto mnóstwo kości oraz pozostałości dawnego oręża. Wszystkie te relikty skrzętnie zebrano, ponownie pogrzebano w parku szpitalnym i upamiętniono głazem narzutowym na niewielkim kurhanie.
Po ukończeniu budowy szpitala rybniczanie upomnieli się o wyburzoną kapliczkę z 1714 roku. Dzięki ich interwencji w 1887 roku z fundacji kierownictwa tej placówki postawiono nową kapliczkę. Jej niszę zabezpieczoną ozdobną kratą przyozdobił wizerunek św. Urbana malowany na cynkowej blasze, a dwuspadowy daszek uwieńczył żelazny krzyż z wykutymi datami: na prawym ramieniu "1714", na lewym "1887". Z czasem wzmożony ruch kołowy i ciągłe modernizacje ulicy Gliwickiej doprowadziły do nieodwracalnych zniszczeń tego obiektu. Cenny zabytek umierał na oczach mieszkańców, których liczne głosy na łamach prasy lokalnej o ratowanie "Urbanka" skłoniły władze samorządowe do wyasygnowania funduszy na ten cel.
W sierpniu 1991 roku na wniosek parafii pw. Matki Boskiej Bolesnej władze Rybnika zwróciły się do Państwowej Służby Ochrony Zabytków w Katowicach z prośbą o nadzór konserwatorski nad renowacją kapliczki. Dopiero po sześciu latach od złożenia tego wniosku, w marcu 1997 roku odbyła się oględziny kapliczki. Ze względu na jej zły stan, sąsiedztwo ruchliwej ulicy oraz perspektywę poszerzania jezdni rzeczoznawcy postanowili obiekt wyburzyć i zrekonstruować w innym miejscu. Po 110 latach istnienia, dokładnie 12 czerwca 1997 roku cenny zabytek został rozebrany.
Jeszcze przed rozbiórką ukończono budowę jego repliki – w odległości 12 metrów od pierwotnego miejsca. Oryginalny obraz na blasze cynkowej ze starej kapliczki trafił do muzeum w Rybniku, nowy wizerunek św. Urbana powstał w pracowni miejscowego artysty Krzysztofa Dublewskiego. Jego dziełem jest też renowacja zabytkowej kraty ze starej kapliczki oraz krzyża daszkowego (zauważono brak tego krzyża?), które są jedynymi oryginalnymi elementami z dawnego obiektu.

 

 

 

Krzyż na husyckiej mogile
Na zbiorowej mogile przy drodze wiodącej do Turzy Śląskiej, w której tuż po bitwie pod Wodzisławiem złożono ciała kilkudziesięciu poległych husytów, ustawiono krzyż. Po wiekach przy przekopywaniu ziemi w tym miejscu znaleziono ludzkie kości i resztki dawnego uzbrojenia. Początkowo szczątki te zamierzano pochować na cmentarzu katolickim parafii Jedłownik, jednak proboszcz po przestudiowaniu kronik stwierdził, iż są to szczątki poległych husytów. Na miejscu tym postawiono więc jedynie nowy krzyż, który stoi tam po dzień dzisiejszy.

 

 

Komentarze

Dodaj komentarz