Obwieszczenie w starej gazecie / Archiwum
Obwieszczenie w starej gazecie / Archiwum

Czy kupcy chrześcijańscy się oburzali, że Żydzi dawali coś za darmo, może chcąc tym przyciągnąć klientelę? Czy też odwrotnie? Żydzi nie chcieli, by ich współwyznawcy otrzymywali jakieś zakazane prezenty przy okazji nieuznawanych przez nich świąt? Na chłopski rozum, to raczej chodzi o to pierwsze, choć niekoniecznie. Dziś już do tego nie dojdziemy.

Grudzień 2017. Zbliża się Gwiazdka. W radio króluje „Last Christmas”, wystawy sklepowe pełne migoczących lampek, w centrach handlowych wielkie choinki postrojone kolorowymi bombkami, na każdym kroku tłum ludzi szukających prezentów na "Dzieciątko". No właśnie, u nas geszynki przynosi "Dzieciątko", żaden tam aniołek, gwiazdor, Mikołaj, czy inny wymyślony cudok. 120 lat temu też tu mówiono na prezenty bożonarodzeniowe "dzieciątko".

To chyba było pierwsze, co rzuciło mi się w oczy po przeczytaniu obwieszczenia o zakazie dawania podarków. Takie zwykłe ogłoszenie, a ile treści w sobie niesie. Ogłoszenie to ukazało się w „Nowinach Raciborskich” jeden dzień przed Wigilią 1897 r. Umowa wzajemna. Żydowscy kupcy z Rybnika podpisali wzajemną ugodę z tymi nieżydowskimi, iż nie będą dawać dzieciątka odbiorcom, ich służącym, lub urzędnikom pod karą 10 marek. Urzędnikom też. Zero korupcji.
O co chodziło z tym niedawaniem? Czy kupcy chrześcijańscy się oburzali, że Żydzi dawali coś za darmo, może chcąc tym przyciągnąć klientelę? Czy też odwrotnie? Żydzi nie chcieli, by ich współwyznawcy otrzymywali jakieś zakazane prezenty przy okazji nieuznawanych przez nich świąt? Na chłopski rozum, to raczej chodzi o to pierwsze, choć niekoniecznie. Dziś już do tego nie dojdziemy.
Lista podpisanych jest elegancko ustalona, czyli alfabetycznie. Na pewno więcej jest pod ugodą kupców żydowskich, jak choćby Joseph Altmann z Rynku, Jonas Aronade z ulicy Zamkowej, dwóch Boehmów, Hermann Kornblum, Adolf Priester, Wilhelm Münzer, Samuel Schäffer, czy J. Geppert.

Nawet jest tu kupiec Max Hefftner - ojciec żydowskiego lekarza Friedricha Hefftnera, którego po latach (w 1925 r.) zwolni Spółka Bracka mieszcząca się przy ul.Rudzkiej, gdyż nie będzie chciała okulisty mówiącego po niemiecku. Za następnych kilkanaście lat tenże lekarz, który wówczas, gdy informacja o wzajemnej umowie ukazała się w prasie miał dziesięć lat, zostanie pozbawiony doktoratu i obywatelstwa przez Rzeszę Niemiecką i ślad po nim zaginie.
Wracajmy jednak do starego ogłoszenia w „Nowinach Raciborskich”. Jest na nim podpisany legendarny Hermann Sladky (w obwieszczeniu błąd w nazwisku). Niemiec z krwi i kości. Żaden tam Żyd. Jego syn Karl, urodzony w 1893, po latach będzie przez jakiś czas burmistrzem Rybnika w okresie okupacji. Musiało chyba starego Sladky'iego wyjątkowo drażnić, że jego służący mogliby dostawać jakieś podarki od Żydów za darmo.

Parę nazwisk odnalazłam na starych pocztówkach. J. Muschalik miał sklep na rogu ulic Łony i ówczesnej Żorskiej (dziś Powstańców Śląskich), zaś Gasthaus Richarda Gruberta i drogeria Victora Proske mieściły się obok siebie przy Kościelnej.

Aaa, i jeszcze J. Urbanczyk's Sohn z Rynku. Oni też na pewno nie byli Żydami. Kilku ważnych w porozumieniu brakuje. Noah Leschcziner chyba nie dał się w to wmanewrować, tak jak Pragerowie. Rahmer też chyba wolał coś dać, by potem zyskać. Kapelusznik Pick również siedział cicho i być może dzieciątkowe geszynki chrześcijanom rozdawał.

No cóż. Żydowskich kupców w Rybniku już nie ma, nie świecą się w oknach ich kamienic lampki chanukowe i dziś nikt żadnych porozumień nie podpisuje. A szkoda.

Spokojnych i pełnych zrozumienia dla ludzi o różnych wyznaniach, poglądach i przekonaniach Świąt, życzy „Szuflada Małgosi”.

 

Małgorzata Płoszaj

Komentarze

Dodaj komentarz