Jak Skarbnik ze starką Waloszkulą tańcował cz. 1

Waloszkowie nie mieli wprawdzie dzieci, ale i tak im na niewiele wystarczało, co strasznie gniewało i tak już kłótliwą Annę. Czasem podobno dostało się starzykowi miotłą od krewkiej połowicy, ale on się nigdy na nią nie skarżył, a co najwyżej mówił pytającym go kamratom, że taka baba to chałupę lepiej od psa upilnuje! Ale oni wiedzieli swoje, bo nie raz widzieli jak się Wilusiowi oko łzą zaszkliło, kiedy mu się zdawało, że nikt na niego nie patrzy. Chcieli kamratowi pomóc, ale nie wiedzieli jak to zrobić, tak, żeby Annie dać nauczkę, a jego samego nie urazić.

Okazja ku temu przytrafiła się jednak sama. W Barbórkę wszyscy górnicy zostali zaproszeni na biesiadę w nowej cechowni. Było dobre jadło, a potem zaczęły się zabawy i tańce. Kobiety wywijały nie tylko ze swoimi mężami, ale też z ich kamratami, tylko po Waloszkulę nikt nie przychodził, a Wiluś zmęczył się po trzech siarczystych tańcach i odpoczywał z żoną przy stole.

– Ale te twoje kamraty to som soronie, niy wiedzom, co sie komu noleży, żeby niy prziś po kamratowo baba do tańca! – powiedziała Anna z pretensją w głosie.

– Bo łoni cie sie bojom, bo ty yno wyrczysz a wyrczysz, to się niy dziw! – Wiluś odgryzł się jej po raz pierwszy w życiu.

– Jeszcze mi bydziesz pyskowoł! – Anna nie wytrzymała i zamierzyła się na starzyka Wilusia, ale ktoś złapał ją za rękę.

– Prosza was paniczko do nojbliższego waloszka, słyszycie już go grajom!

Przed nią stał elegancki sztygar z siwą i długą do pasa brodą i Anna aż podskoczyła z radości i wcale się nie przejęła tym, że tego eleganta w białych rękawiczkach nigdy wcześniej nie widziała, tylko lekkomyślnie rzuciła się w tan, zerkając na boki czy wszyscy widzą, kto z nią tańcuje! Po spokojnym walczyku nastąpił taniec tak siarczysty, że aż jej kiecka fruwała ukazując trzy spodniczki (halki) obszyte koronką. Kobieta ledwo dech mogła złapać i dziwiła się w duchu, że jej partner ma jeszcze tyle sił, a przecież wyglądał na starszego i statecznego człowieka. Już miała go o to zapytać, kiedy w jednej chwili muzyka zamilkła i zrobiło się ciemno.

– Co się stało? – wyszeptała zdyszana Anna.

– Koniec muzyki! –zaśmiał się w ciemności jakiś nieprzyjemny głos, a potem rozbłysło blade, niebieskawe światło.

Kaj jo je?! – przeraziła się starka, bo nagle ocknęła się w jakiejś czarnej komorze bez okien. – Kajś mie zawlyk gizdzie zatracony! – wykrzyknęła rozeźlona i rzuciła się z pięściami na swojego tancerza, który wciąż stał obok niej.

– Zapamiyntej se gupio babo, że jo ni ma gizd yno Skarbnik, a ty żeś je na dole na grubie, a jak bydziesz tak dali pomstować na nasz stan a bić swojigo chopa, to trefisz tu po drugi, ale wtynczos stond już niy wyleziesz, łostaniesz tu na wieki! A teroz idź tam – pokazał ręką. – To możnej do jutra do dom trefisz! – Dla podkreślenia powagi sytuacji pogroził jeszcze babie palcem, a potem... zniknął.

 

Czy starce udało się wyjść z kopalni i wrócić do domu, dowiecie się drodzy Czytelnicy za tydzień.

Komentarze

Dodaj komentarz