W ujęciu geograficznym Stany Zjednoczone pod względem politycznym są podzielone na stany "wahające się" - swing states i stany "pewne"- safe states. To podział najbardziej charakterystyczny dla wyborów prezydenckich, gdzie decydują głosy elektorów. Dla republikanów pewne są stany centralne, dla drugich stany znajdujące się wzdłuż wybrzeży. Stany "wahające się" są zazwyczaj oczkiem w głowie każdego z kandydatów, i to one oblegane są regularnie na finiszu wyborczych kampanii.
Czy terytorialny podział Stanów Zjednoczonych na stado "osłów" – symbol demokratów i stado "słoni" – symbol republikanów, daje komukolwiek podstawę do dzielenia Amerykanów? Czy daje prawo do stygmatyzowania którejkolwiek z grup głosujących na "osła" lub "słonia"? Czy wreszcie pozwala po wyborczym wyniku na kontestowanie sensu funkcjonowania potężnego demokratycznego państwa?
W Polsce po 26 maja br. najwyraźniej daje, co prawda wyłącznie niektórym elitom, ale jednak daje. Przykre to i przygnębiające. Lepsi, to Ci z zachodu, z małą enklawą w sercu "słonia", bo w większości zagłosowali na demokratów z KE – "osły". Gorsi natomiast to Ci ze wschodu, którzy głosowali na republikanów z PiS – "słonie".
Jakim trzeba być jednak "osłem", by podważać wyborczy wynik i nazywając ciemnotą szufladkować ludzi z województw zwycięskich dla PiS? Podważać ich społeczny status i siłę głosu przy urnie? Nawoływać do podziału państwa na lepszych i gorszych – zachód i wschód, a w konsekwencji do rozłamu Polski?
Na szczęście województwo śląskie, które w amerykańskiej nomenklaturze można zaliczyć do tzw. stanu "wahającego się", uznając zasady demokracji wybrał mądrzej. Trzymając się analogicznej symboliki: wybrał stado słoni, zwierząt rozważnych i statecznych, dbających o swe stado oraz respektujących otoczenie wokół. Wolał to aniżeli ośli ryk.
Łukasz Dwornik, radny Prawa i Sprawiedliwości z Rybnika, felietonista Tygodnika Regionalnego Nowiny
Komentarze