W szkole radziłem sobie dobrze. Nigdy jednak nie traktowałem moich ocen jakoś wyjątkowo. Cieszyłem się oczywiście, jak każdy wyróżniony młody człowiek, ale pamiętam słowa moich rodziców, którzy jako nauczyciele ciągle powtarzali, że ówczesny system ocen nie był w stanie rzetelnie odzwierciedlić poziomu wiedzy i umiejętności uczniów. Minęło wiele lat, sam jestem dzisiaj rodzicem dwóch wspaniałych córek realizujących obowiązek szkolny i sam oceniam edukacyjną rzeczywistość przez pryzmat mojego, również pedagogicznego, wykształcenia.
I współczuję im tego, czego doświadczyły w oświatowej rzeczywistości. Młodsza córka zrealizowała nową podstawę programową w zreformowanej, ośmioklasowej podstawówce. Spędziłem z nią sporo czasu na tłumaczeniu chociażby tego, jak funkcjonuje system legislacyjny w Polsce, co w podręczniku rozpisane było z iście akademicką szczegółowością. Nie wiem tylko po co? To przykład bezsensownego przeładowania materiału szkolnego, o czym doskonale wiedzą rodzice ósmoklasistów. Natomiast starsza córka na krótko przed maturą została bez opieki nauczycieli, którzy na finiszu licealnej edukacji odpuścili sobie przygotowania młodych ludzi do egzaminu dojrzałości, podejmując strajk. W ostatnich tygodniach licealnej edukacji, w obliczu matury, wraz z rówieśnikami została sama na placu oświatowego boju.
Wspominając dzisiaj pierwsze dni moich kanikuł dochodzę do smutnej konstatacji, że podobnie jak lata temu, również teraz system edukacji nie sprzyja jego beneficjentom, którymi z założenia powinni być uczniowie. Niestety, ocena też ciągle nie odzwierciedla faktycznej wiedzy i umiejętności ucznia.
Krzysztof Jaroch, menedżer kultury, politolog, przewodniczący zarządu dzielnicy Zebrzydowice w Rybniku, felietonista TR Nowiny
Komentarze