Wilhelm Wojciech Prokop był przed wojną posłem do Sejmu Śląskiego / Archiwum rodzinne
Wilhelm Wojciech Prokop był przed wojną posłem do Sejmu Śląskiego / Archiwum rodzinne

82-letni Andrzej Prokop przychodzi do sądu na rozprawy organizatora i uczestników niesławnych urodzin Hitlera w podwodzisławskim lesie, z pasiakiem swojego ojca Wilhelma. Był on więźniem wielu nazistowskich, niemieckich obozów koncentracyjnych. Jako numer 127846 trafił do Auschwitz-Birkenau, gdzie z narażeniem życia pomagał innym osadzonym tam „wrogom III Rzeszy”.

- Przychodzę na proces, bo nie mogę pojąć, że tyle lat po wojnie są jeszcze ludzie, którzy czczą Adolfa Hitlera. Dla mnie to był wstrząs! Wiemy, ile zła wyrządził te człowiek. Kiedy usłyszałem, że wyznaczono rozprawę, zadziałał impuls. Ubrałem się i poszedłem do sądu. Jestem tam w imieniu ojca oraz wszystkich ofiar nazizmu, by dać świadectwo prawdzie – mówi pan Andrzej.

- Jak sprawa „urodzin Hitlera” wyszła na jaw, w domu nie urywał się telefon. Dzwonili nasi koledzy ze studiów w Warszawie. Dziwili się, Andrzej wróciłeś do swojego ukochanego Wodzisławia i doświadczasz kolejnej traumy... Mąż najbardziej przeżywa, gdy jeździ do Auschwitz. Stamtąd wraca zawsze zdeptany. Przyrzekł, że już tam nie pojedzie – dopowiada pani Marjanna. Poznali się na studiach w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego na kierunku ogrodniczym. Przez lata prowadzili w mieście znane ogrodnictwo, które przejęli synowie.

Syn Matki Polki

Wilhelm Wojciech Prokop urodził się 26 września 1897 roku w Raciborzu Starej Wsi, jako syn Franciszka i Magdaleny z domu Kłosek (Klossek). W rejonie ulicy Mariańskiej prowadzili małe gospodarstwo rolno – ogrodnicze. Oboje pochodzili z rodzin, gdzie mówiło się po polsku i śląsku.

- Babcia pochodziła z pobliskiego Rudnika. Za używanie języka przodków była karana chłostą i musiała nosić na piersiach tabliczkę: „Jestem osłem – mówiłam po polsku”. Dziadek Wilhelma, Grzegorz dowiedziawszy się o całej sprawie, w domu nauczyciela postawił córeczkę na stole i stwierdził, że jest z niej dumny. Bo nie zadenuncjowała żadnej innej uczennicy, choć wtedy mogłaby zdjąć tabliczkę. A był mężczyzną dużej postury, miał 190 centymetrów wzrostu – opowiada wodzisławianin. Nauczyciel zrozumiał i zrezygnował z takiej metody germanizacji dzieci.

Polskość Wilhelma dojrzała, gdy pojechał do Krakowa. Miasto to dla wielu Ślązaków było tym, czym jest dla nas dziś Rzym. Z Krakowa promieniała polska kultura, imponowała wielość kościołów i klasztorów. - Ojciec zapamiętał opowieść o orle wydostającym się z trumny umieszczonej na ołtarzu w katedrze wawelskiej. Patrz, jeszcze rok, dwa i orzeł wyleci, i wtedy powstanie Polska. Słowa te utkwiły w umyśle i sercu 11-latka. W Krakowie zakupił dużo pamiątek narodowych, między innymi pocztówki z modlitwą „Boże coś Polskę...”.

Wszedł w kontakt ze studentami, od których miał książki. Trafiły one później do założonej przez raciborskich Polaków biblioteki w domu narodowym „Strzecha”. W gmachu tym mieścił się następnie polski komitet plebiscytowy. Po ukończeniu gimnazjum i uzyskaniu dyplomu drogisty, czyli sprzedawcy m.in. kosmetyków, Wilhelm zaczął praktykę zawodową we Wrocławiu. Działał w Towarzystwie Gimnastycznym Sokół.

Oskarżony o „zdradę główną”

W 1915 roku został wcielony do niemieckiego wojska. Walczył na froncie francuskim. Po demobilizacji zaangażował się w działalność Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. Uwięziony przez Grentzschutz stanął przed sądem wojskowym jako oskarżony o „zdradę główną i zdradę stanu” za usiłowanie oderwania Śląska od Rzeszy i przyłączenia go do Polski. - Ojca bronił Antoni Rostek, znany adwokat i działacz polski z Raciborza. W tym czasie wybuchło pierwsze powstanie, a ogłoszona później amnestia uchroniła tatę od wykonania kary śmierci – podkreśla pan Andrzej.

Pod koniec 1919 roku Wilhelm osiadł w Wodzisławiu Śląskim, gdzie razem z doktorem Alojzym Pawelcem oraz innym drogerzystą Józefem Michalskim organizował gniazdo Sokoła. Sprzęt sportowy sprowadził z Wrocławia. Rok później został jego naczelnikiem, a organizacja liczyła ponad 120 druhów!

Poseł do Sejmu Śląskiego 

Z bronią w ręku uczestniczy w drugim i trzecim powstaniach śląskich. Jest dowódcą plutonu w 14 Wodzisławskim Pułku Piechoty, którym dowodzi Józef Michalski. Bierze udział w walkach o miasto oraz na froncie odrzańsko – bukowskim. Angażuje się w akcję plebiscytową.

Po przyłączeniu części regionu do Polski, kontynuuje działalność narodowo – społeczną. Należy do zarządów Stowarzyszenia Kupców Polskich, Zrzeszenia Drogistów RP, Towarzystwa Śpiewaczego Wiosna. Zostaje radnym, a w 1924 roku zakłada w mieście Związek Powstańców Śląskich, któremu przewodniczy wiele lat. Jest nawet prezesem zarządu Okręgu ZPŚ. Wybrany posłem do Sejmu Śląskiego z ramienia Narodowo – Chrześcijańskiego Zjednoczenia Pracy, zostaje sekretarzem prezydium.


„Ptaszki” wróciły do gniazda

- 1 września 1939 roku tato dowodził 4 kompanią 3 batalionu powstańczego Józefa Michalskiego. Zgodnie z planem, bronił miasta pod Wilchwami. Niemieckie oddziały zmusiły Polaków do wycofania się przez Jastrzębie w kierunku Pszczyny, gdzie formowano nowe jednostki. Ślązacy doszli aż po Hrubieszów, gdzie dotarła do nich wiadomość o upadku Warszawy i agresji Sowietów. Pod koniec września ojciec zdecydował o powrocie do Wodzisławia, gdzie zaczął się kolejny dramatyczny etap w jego życiu – opowiada Andrzej Prokop.

28 września, napotkana na ulicy przypadkowa Niemka wita idącego ulicami miasta żołnierza słowami piosenki: „Alle Vogel sind schon da” (Wszystkie ptaszki są już tu). Widocznie wiedziała już o powrocie także Augustyna Korzucha, szwagra Wilhelma. W następnym dniu obu aresztuje gestapo. Trafiają do wodzisławskiego więzienia. Wilhelm dowiaduje się, że był poszukiwany tak jak i jego młodszy brat lekarz medycyny Ernest Prokop.

- Tuż przed wojną ojca umieszczono na pierwszym miejscu w Wodzisławiu, w specjalnej księdze gończej sporządzonej przez Urząd Policji Kryminalnej w Berlinie (Sonderfahndungsbuch Polen) działaczy przeznaczonych do likwidacji - przyznaje. Spis zawierał ponad 8700 osób z całej Polski, w tym co najmniej 1300 z ówczesnego województwa śląskiego i 169 z powiatu rybnickiego, do którego należała ziemia wodzisławska. Nazwiska obu braci Prokopów widniały również na liście uczestników powstań, akcji plebiscytowej oraz nastawionych wrogo do hitleryzmu. Ich rodzicielka była nazywana w Raciborzu „Matką Polką”.

Cały artykuł będzie można przeczytać w środowych „Nowinach”.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz