Ta historia mogła się nie wydarzyć, ale miała miejsce naprawdę. Żydowskie dziecko, Dymitr Danielski (Dawid Danieli) zostało ocalone z Holocaustu przez śląską rodzinę Kapitzów (Kapiców). Po wkroczeniu Niemców do Rybnika, Marta Kapitza obiecała Andzie Danielskiej, że w razie aresztowania rodziców Dymitra, zaopiekuje się chłopcem. Tak się stało, dzięki czemu przetrwał okupację. Takich przypadków było bardzo mało. Dziś ma 87 lat i mieszka w Izraelu.
28 sierpnia 1995 roku Instytut Pamięci Męczenników i Bohaterów Holocaustu Yad Vashem w Jerozolimie uznał Kapiców za Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata. Tytuł przyznano: małżonkom Antoniemu i Marcie Darniok primo voto Kapica z domu Huck oraz ich dzieciom Ernestowi Stanisławowi i Gertrudzie Woźniok z domu Kapica.
W sobotę w Halo! Rybnik odbyło się spotkanie ze Sławomirem Pastuszką, który opisał historię Dymitra (Dawida) w książce „Zostałem tam cztery lata”. Sam jest górnośląskim Żydem, pochodzącym z rodziny ocalonych. Mieszka w Piasku pod Pszczyną. Skończył judaistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim.
Historia żyje
- Spotkaliśmy się po raz pierwszy na cmentarzu żydowskim z Pszczynie. Sławek biegał między grobami i o każdym potrafił opowiedzieć wszystko. Uczęszczał wówczas do pierwszej klasy liceum. Już wtedy mnie fascynował. Opracowywał synagogi dla Wikipedii – mówiła Małgorzata Płoszaj, znawczyni tematyki żydowskiej z Rybnika.
Jako pierwsze napisał o Dymitrze Danielskim i jego śląskiej przybranej rodzinie dziennikarz „Nowin” Adrian Karpeta, obecny redaktor naczelny. Pani Małgorzata pokazała oba artykuły, które ukazały się w 2013 roku. Odtąd zaczęła żyć w świadomości rybniczan ta niezwykła historia. Książeczka Sławomira Pastuszki jest efektem jego odwiedzin w Izraelu oraz informacji, do których dotarła Małgorzata Płoszaj. Jak doszło do spotkania tych dwojga ludzi?
Dawid z pudełka
- Otrzymałam wiadomość od niemieckiej dziennikarki, że przygotowuje w Katowicach kilka wystaw w ramach projektu dotyczącego Górnego Śląska. Postanowiła przybliżyć historię żydowskiego sierocińca w Zabrzu, gdzie przebywał krótko po wojnie Dawid Danielski. Miałam taką osobą w swoim laptopie. W kartonowym pudle ze zdjęciami osieroconych dzieci znalazłam fotografię Dawida – opowiadała pani Małgorzata.
Historia nabrała tempa. Okazało się, że Dawid urodził się w Pszczynie, gdzie działa Sławomir Pastuszka. Z pietyzmem odrestaurowuje tamtejszy żydowski cmentarz. Stawia i czyści macewy. Jeśli chodzi o województwo śląskie, to prawdziwa perełka wśród judaistycznych nekropolii. Ponieważ zna hebrajski, odczytywał rybnickie macewy. Szpera w archiwach, mimo swoich 29 lat, napisał ileś już książek. Wykłada w Domu Pamięci Żydów Górnośląskich.
Rodzina piekarza
Dawid przeżył wojną w domu Kapiców. Do Rybnika Danielscy sprowadzili się w 1938 lub na początku 1939 roku. Maks był Górnoślązakiem z zawodu piekarzem, Anda Żydówką z Charkowa na Ukrainie, rodzinie powodziło się raczej dobrze. Po wkroczeniu Niemców do Rybnika Danielscy zostali wyrzuceni ze swojego domu i wynajęli skromne mieszkanie przy ul. Zebrzydowickiej. W obawie przed wywózką do obozu dwukrotnie wysyłali syna do znajomych pod Babią Górą i w okolice dolnośląskiego Strzegomia. Kiedy chłopczyk wrócił do Rybnika, dom był zapieczętowany przez gestapo. Dowiedział się, że rodzice trafili do obozu pracy w Ornontowicach. Dawidem zajęli się z narażeniem życia Kapicowie. - Śląska matka dotrzymała słowa żydowskiej matce – usłyszeliśmy na spotkaniu. Przyszedł również Stanisław Wolny, także poprzez swoją rodzinę znający rybnickie losy Dawida.
Wiedzieli, ale nie powiedzieli
Tajemnicą poliszynela było, że Dawid jest Żydem. - Bawiliśmy się z nim, jak przychodził do cioci. Mieszkaliśmy niedaleko przy ul. Wiejskiej. To był fajny, ładny chłopczyk. Koledzy go bardzo lubili, choć czasem się poszarpali, jak to chłopcy. Wszyscy wiedzieliśmy, że jest Żydem i nie wolno tego rozgłaszać. Matka mnie ostrzegała: „nigdy nikomu nie wolno powiedzieć, kim jest Dawid!” Nie wygadaliśmy się, a mieliśmy wtedy po 9 – 8 lat - powiedziała obecna na spotkaniu Urszula Cieszyńska-Halamoda.
„Ponieważ uczyłem się w szkole niemieckiej, musiałem także należeć do Hitlerjugend. Inaczej zaczęłyby się pytania...
Salutowałem wyciągniętą ręką i powiem szczerze, że czułem się z tym w porządku. Nawet sprawiało mi to przyjemność jak innym chłopcom. Dla nas była to po prostu rozrywka, towarzyskie spotkanie, był też klub szybowcowy i jeszcze inne kluby tematyczne” - wspomina w książce Dawid Danielski.
Dramatyczna podróż
Po wojnie do Kapiców zgłosił się Żyd Goldenberg z Bytomia, który zabrał chłopca. Potem przekazał go do syjonistycznego sierocińca, by tam przypomniał sobie żydowskiego ducha. Człowiek ten prawdopodobnie nie miał zbyt dobrych zamiarów. Dawid postanowił wyjechać z innymi dziećmi do Palestyny. Statek z małymi Żydami przez rok krążył po całej Europie. Nikt ich nie chciał przyjąć. Został nawet ostrzelany przez Brytyjczyków. W końcu zacumował w Hajfie, w sierpniu 1948 roku, trzy miesiące po powstaniu państwa Izrael.
- To nie jest typowe oral history (historia mówiona), lecz kompilacja wielu wspomnień i relacji, które Dawid przekazał nie tylko mi, ale wcześniej, bo w latach 90. dawał wywiady do różnych organizacji m.in. Yad Vashem. Jestem jego narratorem, opowiadam jego historię – zaznaczył pan Sławomir.
Okazało się, że autor ma większą wiedzę o Danielskim niż on sam o sobie. - Do końca nie wiedział co stało się z jego rodzicami.
Powiedziałem mu, że Maks i Anda odeszli w Auschwitz-Birkenau. Jego ojciec zginął dziewięć dni po przyjeździe do obozu. Matka zginęła 26 grudnia 1943 roku, trzy dni po swoich urodzinach. W obozowej dokumentacji wymieniona jako pielęgniarka – mówił Sławomir Pastuszka. Autor podkreślił, że został przyjęty bardzo serdecznie przez całą rodzinę Danielich, choć wcześniej znali się tylko poprzez Skype'a. Pan Dawid wiedział o spotkaniu w Hali! Rybnik i na pewno był z nami duchem.
Książka stanowi poniekąd cegiełkę na kontynuowanie dalszej rewitalizacji cmentarza żydowskiego w Pszczynie. Uczestnicy spotkania przekazali datki do skarbonki.
Ireneusz Stajer
Komentarze