Kiełbasa z ludzkiego mięsa cz. 1


Prawie sto lat temu na Dolnym Śląsku w miejscowości Ziębice mieszkał przykładny, jakby się wydawało, obywatel nazywający się Karl Denke, który okazał się jednym z największych morderców seryjnych swoich czasów. Podejrzewano go również o kanibalizm, ale nie udało się tego udowodnić. Zwabiał do swego domu włóczęgów, osoby bezdomne i podobno nawet prostytutki, następnie je mordował, a pochodzące z ich ciał mięso peklował i sprzedawał we Wrocławiu (wtedy jeszcze Breslau) jako peklowaną wieprzowinę bez kości. Jednej jego niedoszłej ofierze udało się jednak uciec i stąd społeczeństwo dowiedziało się o jego procederze.
Sam Denke został aresztowany, ale nie odpowiedział za swoje czyny, bo powiesił się w celi więziennej. W związku z tym nie udało się ustalić czy był niepoczytalny, czy też mordował z zimną krwią. Wydarzenie to miało miejsce w1924 roku. Po jego śmierci znaleziono w zajmowanym przez niego domu liczne dokumenty osób poszukiwanych jako zaginione, zakrwawione ubrania i niezliczone ilości ludzkich kości.
To makabryczne odkrycie spowodowało spore zamieszanie w okolicy Ziębic. Niektórzy ludzie przestali kupować i spożywać mięso, a inni zaopatrywali się w nie tylko u gospodarzy hodujących trzodę, gdyż tylko wtedy mogli być pewni, że zamówione przez nich mięso naprawdę pochodzi od świni. Splajtowała też jedyna w tej okolicy fabryka konserw mięsnych. Pod koniec lat trzydziestych mój tato zaczął uczęszczać do szkoły kupieckiej w Katowicach i wspominał, że o podobnym procederze było jeszcze w tym mieście głośno. Bo zaledwie kilka lat wcześniej (a więc na przełomie lat 20. i 30.) miało tam dojść do zabójstwa kilku (tyle podobno tylko udało się udowodnić) młodych kobiet i dziewcząt, a ciała ich przerobione zostały na kiełbasy, które potem miano sprzedawać na targowiskach.
Pisząc ten artykuł zaczęłam od przeszukania wszechwiedzącego internetu. O ile o Karlu Denke napisano kilka artykułów, to o sprawie katowickiej nie znalazłam nic. Czyżby to były tylko echa zdarzeń, które miały miejsce na Dolnym Śląsku? A opowieści związane z katowickim procederem, które słyszałam jeszcze w drugiej połowie lat sześćdziesiątych, były tylko miejską legendą?
Zapewne ludzie wierzyli w te opowieści, uważając je za prawdziwe, bo jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku powszechnie przestrzegano dzieci przed ludźmi nawet im znanymi, którzy mogliby ich gdzieś wyprowadzić lub wysłać, a potem przerobić na kiełbasy! Obawy te nie były gołosłowne, bo jeszcze w roku 1952 podobny proceder przypisywano jednemu z mieszkańców Szczecina, choć udało mu się udowodnić tylko jeden przypadek zabójstwa.

Ps. Ciąg dalszy katowickiej historii, drodzy Czytelnicy, poznacie za tydzień.

Komentarze

Dodaj komentarz