Dawno zapomniano już, jak sto lat temu błagano, żeby Śląsk dołączył do nowo odrodzonej. A błagano, błagano na kolanach – z propagandą, jak u Kurskiego, w tle. I szklane domy obiecywano. Bo Śląsk był wtedy potrzebny, nikomu nie przeszkadzało, że przemysł niemiecki, a ludzie z pogranicza i niepewni etnicznie. Zwyciężyła koncepcja Wojciecha Korfantego i tutaj niech dobrym symbolem będzie jego koniec – maltretowany fizycznie i psychicznie w Twierdzy Brzeskiej, prawdopodobnie otruty arszenikiem na Pawiaku – nie, nie przez Niemców. No, ale teraz po latach jest bohaterem. Zmieniono nawet nazwę Regionalnego Instytutu Kultury w Katowicach, by uczcić jego imię, postawiono pomnik w Warszawie. Mają (po latach) rozmach w tej Warszawie. Taki Józef Kożdoń - dla równowagi - na drugim biegunie – leży gdzieś zapomniany na cmentarzu w Opawie. Opawa to przecież czeskie miasto. I nie ma tematu. Wygodnie.
Historia Śląska nie jest przedmiotem żadnej debaty, żadnej refleksji. Szacuje się, że 250 000 tysięcy Ślązaków trafiło do Wehrmachtu, wielu z nich w kampanii wrześniowej walczyło po polskiej stronie, wielu wróciło z generałem Andersem. Ale po co o tym rozmawiać? To nie system, to przecież Niemcy! Po co wyciągać wnioski z historii, jak można tworzyć baśnie i - ulubione w Warszawie - elegie?
Ale jak już w 1945 roku przyszła nowa władza i otwarto ponownie obozy koncentracyjne, mordując i wysyłając prawie 200 000 Ślązaków na wschód to nie było już żadnej narodowości i żadnej odpowiedzialności. Za Tragedię Górnośląską odpowiedzialny był przecież system. Tylko i wyłącznie. Moralność Kalego.
Łukasz Kohut, poseł do Parlamentu Europejskiego, politolog, fotograf, felietonista Tygodnika Regionalnego Nowiny
Komentarze