Marek Krząkała
Marek Krząkała

To, że obecny rząd nie lubi niezależnych samorządów, wiemy od co najmniej 5 lat, a na podstawie wprowadzanych ustaw można śmiało stwierdzić, że ma silne - podobnie jak PRL - zapędy centralizacyjne. Pisałem o tym już wielokrotnie na tych łamach, więc wystarczy wrócić do felietonów sprzed kilku miesięcy. Samorządy w tej sytuacji nigdy nie były bierne. W pracy parlamentarnej w zasadzie nie ma miesiąca, abym nie otrzymywał stanowiska miast i gmin, apelu do rządu o nie wprowadzanie jakiś przepisów lub o ich zmiany, standardem jest urealnienie finansowania do nakładanych zadań czy zwiększenie środków na oświatę, której utrzymanie, co oczywiste, należy do rządu. Wygląda jednak na to, że właśnie doszliśmy do ściany.

Popatrzmy na Rybnik. Wprowadzone przez rząd ulgi w podatkach powodują utratę dochodów o ok. 35-40 mln zł. Z powodu zmiany interpretacji przepisów w sprawie podatku od wyrobisk górniczych miasto musi zwrócić kolejne 61 mln złotych, (ok. 10 mln w przyszłym roku). Rząd zwiększył płacę minimalną, ale to prezydent musi znaleźć z naszych podatków pieniądze na zwiększenie pensji w wysokości 4,6 mln zł, bo Warszawa nie dała mu ani złotówki. Podobnie z podwyżkami dla nauczycieli. Rząd zwiększył pensje o 6 procent, a miasto musi się martwić, skąd wziąć 3,2 mln zł. Dodatkowo skutki finansowe związane z pandemią są trudne do oszacowania. Faktem jest, że gospodarkę zamrożono przy kilkudziesięciu zachorowaniach dziennie, a nie robi się tego przy kilku tysiącach zdiagnozowanych zachorowań na dobę. Mści się na rządzie brak oszczędzania w czasach koniunktury. Niestety zadłużenie będziemy musieli spłacać wszyscy, bo koszty są sukcesywnie przerzucane na samorządy, a prezydent miasta nie jest cudotwórcą. Rybnik - moje rodzinne miasto – jest dzisiaj zmuszone do znalezienia wielu milionów złotych z powodu nieroztropnych decyzji rządzących. Rozumiem pretensje mieszkańców, ale te muszą być skierowane przede wszystkim do rządzących w Warszawie.

Sytuacja w kraju przypomina trochę obrazek, w którym przysłowiowy Kowalski buduje dom. Starcza mu na cegły i dach, ale brakuje na okna, bo źle policzył swoje koszty. Zatem przychodzi do swoich sąsiadów i zabiera z ich portfela (bez zgody) pieniądze na dokończenie budowy. Wiadomo, że to absurd, bo dlaczego sąsiedzi mają ponosić koszty budowy czyjegoś domu. Zatem dlaczego samorząd, nasze gminy i miasta mają ponosić koszty decyzji władz centralnych? Szkoda, że kolejne wybory są dopiero za trzy lata. Gdyby było tak dobrze jak mówią w publicznej TVP, to zadłużenie nie byłoby tak ogromne, a rząd wspierałby samorządy zamiast je rujnować. 

Marek Krząkała, poseł Platformy Obywatelskiej z Rybnika, felietonista Tygodnika Regionalnego Nowiny i portalu enowiny.pl

 

Komentarze

Dodaj komentarz