Archiwum Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że kobieta bardzo źle znosiła zamknięcie z powodu pandemii
Archiwum Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że kobieta bardzo źle znosiła zamknięcie z powodu pandemii


Mieszkańcy Rybnika zastanawiali się, jak to możliwe? Co sprawiło, że matka wyrzuciła 9-miesięcznego synka przez okno z pierwszego piętra domu jednorodzinnego? Chłopczyk przeżył. Dwa miesiące wcześniej Agnieszka G. usiadła z nim na torach, ale maszynista wyhamował pociąg. Dziś wiemy, że 34-latka była niepoczytalna. 

- Już po pierwszym zdarzeniu leczyła się psychiatrycznie. Miała być pod kontrolą rodziny. Z tego co wiem, bliscy pilnowali, by zażywała leki – mówi Malwina Pawela-Szendzielorz, zastępca prokuratora rejonowego w Rybniku. 

Jak dodaje, po drugim, jeszcze bardziej szokującym zdarzeniu wobec Agnieszki G. zastosowano areszt tymczasowy. Trafiła na oddział psychiatryczny przy Areszcie Śledczym w Krakowie, gdzie przebywa do dziś. Biegli stwierdzili bowiem niepoczytalność 34-latki. Nieoficjalnie wiadomo, że kobieta źle znosiła obostrzenia pandemiczne, konieczność ciągłego przebywania w domu.

Szczęście w nieszczęściu

- Sąd będzie musiał teraz rozstrzygnąć, czy Agnieszka G. odpowie za swój czyn czy sprawa zostanie umorzona z powodu niepoczytalności oskarżonej. A mogła odpowiadać nawet za ewentualne usiłowanie zabójstwa dziecka – zaznacza pani prokurator.

Chłopczyk przeżył tylko dlatego, że upadł na trawę, która zamortyzowała uderzenie. Został szybko przetransportowany śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach-Ligocie .

- Opuścił już szpital w stanie ogólnym dobrym. Pacjent przebywał na oddziale chirurgii i urologii. Jego stan był stabilny, niezagrażający życiu. Miał złamaną kość udową w nóżce i był mocno potłuczony – powiedział nam niedługo po zdarzeniu Wojciech Gumułka, rzecznik prasowy ośrodka.

Wszyscy odetchnęliśmy. Walka o zdrowie chłopczyka zakończyła się sukcesem. Cały czas w przestrzeni publicznej funkcjonowała lawina domysłów z zasadniczym pytaniem, dlaczego?

Normalna rodzina

Do dramatu doszło w zupełnie normalnej rodzinie z dwojgiem dzieci, która ma jeszcze 4-letniego synka – podkreślali prokuratorzy.

- Dobra rodzina, bez alkoholu i patologii – mówili sąsiedzi. 


- To jest normalna, zaradna rodzina. Nie słyszałem tam żadnych awantur, nie było alkoholu ani imprez. Małżonek tej pani remontował dom, wspólnie dobudowali sobie nową część do starszego budynku. Chodzili na spacery – potwierdził kolejny z sąsiadów. 

- Wyglądali na dobrych małżonków i rodziców – dodał jeszcze inny.

Dwa zdarzenia

- Agnieszka G., po pierwszym zdarzeniu z 12 marca została hospitalizowana na oddziale psychiatrycznym Szpitala Miejskiego w Rudzie Śląskiej z rozpoznaniem depresji. 8 kwietnia 34-latkę wypisano do domu i pozostawała po opieką lekarza psychiatry, leczyła się ambulatoryjnie –  informowała wówczas Joanna Smorczewska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, która prowadzi śledztwo. 

Dodała, że podejrzana została przesłuchana raz. Postępowanie jest w toku, trwają czynności procesowe. Kobieta została tymczasowo aresztowana na trzy miesiące, trafiła do zakładu karnego z oddziałem psychiatrycznym. Grozić jej może nawet dożywocie. 

Jeśli jednak biegli orzekną, że w momencie popełniania obu czynów była niepoczytalna, kobieta nie trafi do więzienia. Będzie wówczas leczyła się w zakładzie psychiatrycznym. 

- Zrobiła to najprawdopodobniej w wyniku ostrego załamania nerwowego – mówiła zaraz po drugim zdarzeniu prokurator Smorczewska.

Policja zatrzymała 34-latkę, była trzeźwa, została przewieziona do szpitala w Rybniku, gdzie trafiła pod opiekę lekarzy. Jak informowała prokuratura, okazało się, że ponad dwa miesiące wcześniej próbowała popełnić rozszerzone samobójstwo. Ze swoim malutkim dzieckiem usiadła na torach kolejowych. Pociąg dopiero ruszał, więc maszynista zdążył zatrzymać skład. Rybniczanka pamiętała pierwsze zdarzenie, ale drugiego już nie. 


- Teraz zostało wszczęte zostało śledztwo w kierunku przestępstwa związanego z usiłowaniem zabójstwa 11-miesięcznego dziecka – mówiła Joanna Smorczewska. Doszedł też drugi zarzut, obejmujący zdarzenie z 12 marca. 

Komentarze

Dodaj komentarz