Arc Remigiusz Michalik
Arc Remigiusz Michalik

Ireneusz Stajer

Remigiusz Michalik, znany jako Remik, zasłynął rolami groźnych, rozkrzyczanych Niemców. Na scenie można go zobaczyć w mundurach różnych formacji.

- Remik, czy ty zawsze musisz grać szwarccharaktery? – zagadnął kiedyś wiceprezydent Rybnika, Piotr Masłowski. 

- Prawdą jest, że najlepiej czuję w takich właśnie rolach. Znacznie trudniej zagrać kogoś miłego, romantycznego, zakochanego – przyznaje 44-latek.

Krzyczący Michalik to przeciwieństwo Remika w dzieciństwie.

- Byłem dzieckiem wycofanym i zestresowanym. Bałem się wszystkiego. Mama powiadała, że do piaskownicy wchodziłem w białych rękawiczkach, żeby się nie pobrudzić... - śmieje się rybniczanin.

Przełomowym momentem były studia, które ukończył dość późno, bo w wieku 36 lat. Na Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Wodzisławiu Śląskim (licencjat), a następnie Górnośląskiej Wyższej Szkole Handlowej w Katowicach (magisterium) uczył się zarządzania firmą. Studentem był wybornym, zrobił dwa semestry w jednym i pobierał stypendium naukowe.

- Przyszłemu szefowi nie wypadało być mamlasem. Nabrałem odwagi i pewności siebie – zauważa Remik. 

Robią dla miasta

Zanim w 2001 roku trafił do pracy w Zakładzie Gospodarki Mieszkaniowej, m.in. sprzedawał sprzęt AGD w prywatnym sklepie. Po drodze ukończył jeszcze studium informatyczne. W ZGM zaczynał jako narzędziowiec, kosił trawę, naprawiał usterki. Później był majstrem, a teraz jest kierownikiem działu gospodarczego. Ma pod sobą przede wszystkim stolarnię z 12 pracownikami.

- Wykonujemy wszystkie elementy drewniane dla miasta: ławki, pokrycia fontann, mała architektura na ścieżce dr. Innocentego Libury to również nasze dzieło. Robimy okna i drzwi do budynków, w zabytkowych familokach np. przy ulicy Przemysłowej z zachowaniem zaleceń konserwatora zabytków – wylicza Remigiusz.  

Kieruje ponadto ekipą zajmującą się śmieciami oraz zaopatrzeniowcami. Prowadzi magazyn ZGM-u, z którego załoga pobiera materiały i części. Kiedy zimą trzeba posypać wokół domów, pracownicy udają się do Michalika po piasek i sól. Jakby tego było mało, pełni jeszcze w ZGM funkcję inspektora obrony cywilnej.  

Utalentowany samouk

Do aktorstwa trafił za przyczyną rybnickiego pisarza, Krzysztofa Spadły, autora ośmioczęściowej powieści „Skazaniec”. Akcja rozpoczyna się na początku lat 20. Bohaterem jest młody mężczyzna, który u progu dorosłego życia zostaje skazany na dożywocie. Spadło co roku kręcił filmowy zwiastun każdego tomu.

- Zagrałem w jego filmikach. Pierwszy zwiastun był króciutki, następne już kilkunastominutowe. Kręciliśmy mocne, więzienne sceny. Miałem z tego grania mnóstwo frajdy – mówi Remigiusz. 

Utalentowanego aktora – amatora dostrzegła Katarzyna Chwałek-Bednarczyk, reżyser Teatru SAFO z Rydułtów. Odtąd datuje się jego przygoda ze sceną. W spektaklu „Za mało na wojnę, za dużo na pokój” na 100-lecie powstań śląskich został obsadzony najpierw w roli francuskiego żołnierza, a później głównej pana Urbanka, co to wadzi się z Pytlikiem. W 2016 roku powstał spektakl “92 dni” o filii obozu koncentracyjnego KL „Auschwitz” w Rydułtowach, który odbił się szerokim echem w polskich i zagranicznych mediach. Michalik zagrał komendanta obozu, złego do szpiku kości esesmana. Zrobił to tak dobrze, że reżyserka, a przede wszystkim publiczność zaakceptowała aktora.     

Przyznaje, że nie zna niemieckiego. Potrafi jednak perfekcyjnie wyuczyć się tekstu i na scenie jego niemczyzna brzmi nienagannie. - Jak mam wątpliwości co do wymowy, konsultuję się z kolegami mieszkającymi w Niemczech – wyjaśnia.

Jo był ukradziony  

W spektaklu „Jo był ukradziony” o Tragedii Górnośląskiej w latach 1945 – 46 wciela się w aż trzy postaci. Jest dziadkiem wspominającym komunistyczne represje i zarazem komendantem obozu Zgoda w Świętochłowicach - pułkownikiem Salomonem Morelem. Bije, klnie i molestuje dziewczynki, wpadając w szał strzela do więźniów. Jest również czerwonoarmistą – równie okrutnym jak Morel. Adam Grzegorzek nakręcił film pod takim samym tytułem, w którym Michalika obsadził w roli narratora. Pojawił się też w scenie w sowieckiej kopalni. Za przodek posłużyła grota... Studzienki Jankowickiej, gdzie filmowcy przytargali parę wiader węgla.

- Poprzez historyczne spektakle chcemy dać świadectwo prawdzie – stwierdza artysta.

Gra na scenie wiąże się z godzinami prób. Trzeba wyuczyć się tekstu i znać role innych aktorów.

- Kiedy pomyli się kolega, można szybko improwizować. Takie sytuacje wcale nie należą do rzadkości i są nieprzewidywalne – zaznacza.

Bywa niebezpiecznie. „W jo był ukradziony” latają po scenie i tłuką się talerze.

- Po każdym spektaklu zamiatamy. Nie zawsze uda się wysprzątać wszystko. Kiedyś nadepnęła na szkło jedna z dziewczyn i poważnie się zraniła. Innym razem upadł chłopak i zaczął krwawić. Podszedłem i wycieram czerwoną strużkę. Widownia myślała, że tak jest w scenariuszu. W teatrze wszystko dzieje się dynamicznie. W filmie jest łatwiej, można korzystać z promptera – wskazuje aktor. 

Zbiłem i sponiewierałem

Bardzo ceni sobie „Gehinom”, spektakl dyplomowy reżyserki, z którym SAFO wygrało festiwale teatralne w Wadowicach i Stalowej Woli. Remigiusz jest tu przewodnikiem (narratorem), opowiada losy żydowskiej rodziny Rybów z Rybnika. Chodzi po scenie w papuciach i z miotełką. Zgodnie z wierzeniami Izraelitów, że każdy człowiek ma swego anioła, Michalik jest takim opiekunem głównej bohaterki.

- Z Zuzią Pawlak zagrałem w wielu już spektaklach. Często była bita, sponiewierana. Musimy zagrać dobrze, by przekonać widzów – stwierdza.

W domu trzyma mundury: wehrmachtowca, milicjanta i zomowca. Używa ich w swoich kreacjach na scenie.  

Ma na koncie również bardziej subtelne role.

- Obok zamku w Czernicy wystawiliśmy „Wesele” Wyspiańskiego. Aktorzy siedzieli przy stołach z widzami, pałaszując krupnioki. Zagrałem dziennikarza z Krakowa – podkreśla.

Z kolei w „Historiach czernickich” był dziedzicem, mizdrzącym się do młodej wieśniaczki. W swoim dorobku ma także postać generała Jerzego Ziętka, szanowanego na Śląsku działacza społeczno – politycznego, wojewody w czasach PRL-u. Kreuje słynnego „Jorga” w spektaklu na motywach książki sędziego dr. Józefa Musioła „Chachary”.   

Przygotowanie do roli to nie tylko wyuczenie się tekstu. Aktor tworzy sobie w głowie postać, którą ma zagrać, a potem rozpisuje to wszystko na karcie.

Dyspensa od żony

Michalik jest także przewodniczącym koła terenowego w Rybniku rekonstrukcyjnego Stowarzyszenia Pro Fortalicium. Opiekuje się bunkrem na Wawoku. Raz w roku organizuje dzień otwarty. Pro Fortalicium uratowało od zniszczenia historyczny schron w rejonie marketu Aldi. Raz w roku też żona pozwala Remigiuszowi na kilkudniowy wypad z kolegami do starych bunkrów wojskowych.

- Naszą mekką jest Międzyrzecki Rejon Umocniony, zbudowali go przed wojną Niemcy. Pod ziemią wije się 36 kilometrów tuneli, a zjeżdża się po linie na głębokość 30 metrów. Tym żyjemy – uśmiecha się Remik. Ludzie go doceniają i podziwiają. Został wybrany wolontariuszem 2019 roku. 

Urodził się w 1976 roku w Czerwionce-Leszczynach. Tata górnik KWK Dębieńsko, mama zajmowała się trójką dzieci, potem pracowała w urzędzie miasta. Po trzech latach rodzina przeprowadziła się do Rybnika. Rodzice są jego wiernymi widzami. - Dziękuję im za to, że wychowali mnie na dobrego człowieka – zaznacza.  

Remigiusz odwiedzał dziadków w Godowie, skąd pochodzi największy śląski aktor, Franciszek Pieczka.

- Jest dla mnie wzorem profesjonalizmu, takim śląskim patriarchą – podkreśla. 

W 2001 roku ożenił się z Jolantą. Mają dwoje dzieci 16-letniego Kubę i siedmioletnią Hanię. Oboje biorą czynny udział w artystycznej pasji ojca. Przepytują go z tekstów, których uczy się do spektakli.      

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz