Pani Sabina w pustym pokoju dziecięcym czeka na swoje dzieci
Pani Sabina w pustym pokoju dziecięcym czeka na swoje dzieci

Pani Sabina (lat 30) od listopada zeszłego roku nie ma fizycznego kontaktu z dwójką swoich małych dzieci: 5-letnim chłopcem i 4-letnią córeczką. Rodzeństwo zabrał ojciec, z którym kobieta chce się rozwieść. Matka, żeby podtrzymać z nimi więź, czyta im bajki przez telefon. Nie zobaczyła swoich dzieci nawet w święta.


To zapewne jedna z wielu podobnych spraw, gdzie na konflikcie dorosłych bardzo cierpią najmłodsi. Sytuację dodatkowo komplikuje pandemia - z powodu koronawirusa sprawa przed Sądem Rejonowym w Rybniku ciągnie się od maja i jej końca niestety nie widać... 

Dramat rozpoczął się ponad rok temu. Wtedy kobieta odkryła, że jej mąż jest... homoseksualistą.

- Miał założone konto na portalu gejowskim, poza tym przez cały czas utrzymywał kontakt z człowiekiem, który początkowo był przyjacielem naszej rodziny, potem dowiedziałam się, że łączy ich coś więcej. Chociaż był to dla mnie wielki szok, postanowiłam... wesprzeć męża - opowiada kobieta. 

Pomogła usunąć filmik z udziałem jej męża i jego partnera, który krążył w internecie. - Mąż pracuje na kopalni, wiedziałam, że takie coś w tym środowisku może mu zaszkodzić - mówi nam kobieta. Twierdzi, że na początku mąż zgadzał się na wszystko. Później jednak zaczął walczyć... 

- Próbował wykorzystać to, że cała sytuacja źle na mnie podziałała psychicznie, nastawił przeciwko mnie najbliższych znajomych - opowiada kobieta. 

Twierdzi, że jej mąż zaczął przewozić dzieci w różne miejsca.

- Przez tydzień byli w Czechowicach-Dziedzicach u jego znajomej. Zrobiłam tam nawet nalot z policją, ale nie mogłam zabrać dzieci. Tak naprawdę starszy syn dawał mi wskazówki, dzięki którym dowiadywałam się, gdzie są. Wychodził na przykład na balkon i opowiadał, jak wygląda okolica, dzięki tym wskazówkom jakoś do nich docierałam - wspomina ich matka. 

Twierdzi, że mąż nie chciał dogadać się w sprawie grafiku opieki nad dziećmi.

- Raz ja nie pracowałam, bo sklepy były zamknięte z powodu pandemii, raz kopalnie miały przestój, a ja pracowałam po kilkanaście godzin na dobę. Było tak, że wychodząc z pracy, dzwoniłam, że jadę po dzieci, a mąż wysyłał mi ich zdjęcia, że już śpią... Specjalnie kładł dzieci wcześniej spać - opowiada kobieta. 

W listopadzie mąż zabrał dzieci i już nie oddał.

- Mogę do nich jedynie dzwonić, rozmawiać pod jego kontrolą. Nastawia je przeciwko mnie, mówią mi, że cały czas są ze mną, więc teraz chcą być z ojcem - płacze kobieta. 

W wigilię prosiła męża, by mogła zobaczyć się z dziećmi. W Boże Narodzenie pojechała do mieszkania, w którym jej mąż przebywa z dziećmi. Zabrała wszystkie prezenty. Drzwi otworzył jej mąż, chwilę porozmawiali, dzieci nie zobaczyła...

Cały czas udawał?

Poznali się na dyskotece w Cieszynie, gdzie pani Sabina mieszkała. Wymienili się telefonami, w poniedziałek zadzwonił. Dwa lata starszy, pracujący imponował dziewczynie, która jeszcze kończyła technikum. Po ledwie trzech miesiącach znajomości zamieszkali razem w jego rodzinnym domu. Szybko też okazało się, że chłopak nie jest takim, jakim początkowo się wydawał.

- Miałam wrażenie, że po prostu udawał takiego, jakim chciałam, żeby był. Robił dokładnie to, co chciałam. Był pełen życia, miał mnóstwo pomysłów, co mi bardzo odpowiadało, bo też jestem bardzo aktywną, spontaniczną osobą. Szybko okazało się, że jest zupełnie inny, bardziej gburowaty, była tylko praca-dom... - opowiada kobieta.

Wtedy, jako młoda dziewczyna, nie chciała jednak wracać do mamy... - To był mój błąd - mówi dzisiaj. 

Po roku znajomości mężczyzna się oświadczył. Rok później wzięli ślub. Pani Sabina bardzo chciała mieć dzieci, niestety straciła dwie ciąże. Leczyła się i urodziła najpierw synka, później córkę.

- Patrząc na to, jakim mój mąż był wujkiem, byłam przekonana, że będzie znakomitym ojcem. Wierzyłam, że dzieci scementują nasz związek. Zresztą, kiedy byłam w ciąży z synkiem, mój mąż był wreszcie taki, jakim być powinien. Martwił się, troszczył, spędzaliśmy ze sobą sporo czasu, bo był na L4 po zabiegu związanym z kręgosłupem. Wydawało mi się, że nadrabiamy ten gorszy czas. Wreszcie czułam się szczęśliwa - podkreśla kobieta. 

Kolega męża

Twierdzi, że po narodzinach dzieci mąż znów się zmienił.

- Robił się takim zatwardziałym człowiekiem. Po powrocie z pracy mówił, że jest tak zmęczony, że na nic nie ma siły, był wiecznie naburmuszony, zdarzyło mu się krzyczeć po dzieciach, próbował dawać synowi klapsy - opowiada. 

Kiedy na świat przyszła córeczka, w ich domu pojawił się kolega męża. Szybko zjednał sobie również panią Sabinę.

- Dzięki niemu tak naprawdę mogłam wrócić do pracy. Pracowałam w handlu, po 10-11 godzin, żadna opiekunka nie chciała spędzać tyle czasu z małymi dziećmi. Ten człowiek postanowił pomóc nam przy dzieciach, przyznał mi się, że jest gejem, prosił, bym nie mówiła nikomu. Zgodziłam się pod jednym warunkiem, że będzie wiedział mój mąż. Nie wyobrażałam sobie, że przyjaciel będzie zajmował się naszymi dziećmi, a mąż nie wie tak ważnej rzeczy o nim. Odstawili przede mną niezłą szopkę, bo przecież mój mąż doskonale wiedział  o orientacji przyjaciela - mówi dziś kobieta. 

Szybko zorientowała się, że przyjaciel zajmuje w ich życiu zbyt dużo miejsca. Pani Sabina znalazła żłobek dla dzieci, ale przyjaciel wciąż bywał w ich domu. A to mąż po niego dzwonił, żeby pomógł mu zasadzić drzewo, a to panowie razem jechali na basen.

- Byłam przekonana, że za wszelką cenę chce się zbliżyć do mojego męża, nie chciałam do tego dopuścić. W końcu kazałam mu zniknąć z naszego życia, oświadczyłam mu, że powiem dzieciom, że wyjechał za granicę i długo go nie będzie. Powiedziałam mężowi, że mogą się spotykać, ale poza domem - opowiada pani Sabina. 

Wtedy człowiek ten miał zacząć wysyłać esemesy do męża pani Sabiny, w których twierdził, że doprowadzi do tego, że kobieta straci dzieci...

- Wówczas dałam mężowi ultimatum: albo ja i rodzina, albo on... - mówi nam pani Sabina.

Kobieta twierdzi, że jej mąż nadal utrzymywał kontakt z przyjacielem... 

Czy wcześniej kobieta coś podejrzewała?  

- Raz, na początku naszej znajomości, kiedy korzystaliśmy z jednego laptopa, trafiłam na jego rozmowę na Gadu-Gadu z jakimś mężczyzną na tematy erotyczne. Przepłakałam kilka godzin, ale on tłumaczył mi, że to żarty, które zrobili sobie z kolegą... - wspomina pani Sabina.

Jedna rozprawa

28 maja odbyła się pierwsza rozprawa. Sąd wysłuchał obu stron i stwierdził, że z powodu silnego konfliktu i z uwagi na dobro małoletnich dzieci potrzebna jest opinia zespołu specjalistów sądowych i... sprawa utknęła. 28 czerwca sąd ponaglił zespół, by ten wyznaczył termin badania. W końcu badanie miało zostać przeprowadzone 1 grudnia. Nie doszło jednak do niego, bo mąż pani Sabiny kaszlał i miał gorączkę. Nowy termin został wyznaczony na 12 stycznia. Sędzia pouczył ojca dzieci, że niemożność stawienia się z powodu choroby wymaga zaświadczenia lekarskiego. 

Zrozpaczona kobieta zwróciła się o pomoc do Krzysztofa Rutkowskiego. Na szczęście nie zdecydowali się na żadne siłowe rozwiązanie. 

Komentarze

Dodaj komentarz