Facebook Stary, schorowany pies zabrany właścicielce podczas interwencji
Facebook Stary, schorowany pies zabrany właścicielce podczas interwencji

Konał w męczarniach, a jego właścicielka odmawiała eutanazji, bo była do niego przywiązana. Miłością tłumaczyła skazanie psa na wielomiesięczne cierpienia.

- Jesteśmy zszokowani wyrokiem uniewinniającym. Sąd tłumaczy oskarżoną i odrzuca niewygodne zeznania, jakby był jej adwokatem - mówi Joanna Gąska, przedstawicielka Fundacji Jestem Głosem Tych Co Nie Mówią.

- Jakby tego było mało, kpi z nas wolontariuszy, mówiąc, że nie jesteśmy miłośnikami zwierząt. Bo cierpiące od miesięcy zwierzę, wprost wyjące przeraźliwie z bólu poddaliśmy eutanazji, odebraliśmy od kochanej, opiekuńczej właścicielki. My potwory! - burzy się pani Joanna.

Przypomina, że zgłoszenie dotyczyło starszego psa, który od około roku nie poruszał się o własnych siłach i wył z bólu. Wolontariusze najpierw usłyszeli płacz zwierzęcia, później zobaczyli go leżącego za domem. Nie poruszał żadną kończyną. Sikał pod siebie, a a na ciele miał kilkucentymetrową otwartą ranę. Jego opiekunka podnosiła psiaka na pasku od spodni...

Interwencję przeprowadzono w asyście policji, właścicielka podpisała zrzeczenie się psa na rzecz Fundacji. Po przywiezieniu go do gabinetu, lekarze pobrali próbki krwi do badań, wykonali RTG. Diagnoza była koszmarna: organizm wyniszczony, zaniki mięśni, odleżyny, zepsute zęby, stan zapalny dziąseł, śrut w ciele po postrzale, serce wielkości połowy klatki piersiowej, co oznaczało ogromną i uciążliwą wadę serca. 

- Pies nie poruszał się ze względu na zaniedbane, nieleczone i ogromnie bolesne zwyrodnienie kręgosłupa. Żadne leki nie pomagały przy takim cierpieniu, nie było skutecznego leczenia, decyzja była oczywista - zwierzę w końcu musi przestać cierpieć - mówi Kewin Baranowski, wolontariusz Fundacji.

Fundacja postanowiła pociągnąć opiekuna do odpowiedzialności za tę okrutną, jak ocenia, obojętność. Kobieta została oskarżona o znęcanie się i utrzymywanie psa w stanie rażącego zaniedbania.

Sądu Rejonowy z Wodzisławia Śląskiego uniewinnił właścicielkę. 

- Czekaliśmy z niecierpliwością na uzasadnienie, które otrzymaliśmy w zeszłym tygodniu. To, co czytamy pod wyrokiem jest stronniczą i od początku przyjętą opinią sądu szczująca Fundację - twierdzi Joanna Gąska.  

Temida nie dopatrzyła w zachowaniu właścicielki znamion przestępstwa. Uznała za niewiarygodne zeznania świadka, który słyszał odgłosy konającego psa od roku, a wręcz od kilkunastu miesięcy. Jak długo można konać?  Wedle sądu, zeznania świadka stoją w opozycji do wyjaśnień oskarżonej, ale i lekarza weterynarii, który zajmował się zwierzęciem. Z dokumentacji medycznej wynikało, że pies był czysty, a jedynie z powodu choroby miał problemy z chodzeniem. „To nie oskarżona swoim zaniedbaniem doprowadziła psa do stanu zastanego podczas interwencji, ale wynikało to z jego wieku i licznych schorzeń” - czytamy w uzasadnieniu. Pies był leczony, dostawał leki przeciwbólowe w postaci zastrzyków i tabletek. 

Współpracujący z Fundacją lekarz weterynarii zdiagnozował: "Pies chudy, wyniszczony, nie podnosi się, przy próbach postawienia wyje z bólu. Skurcz spastyczny kończyn przednich, kończyny tylne wiotkie, czucie głębokie bardzo osłabione. Zaniki mięśni w kończynach tylnych świadczące o przewlekłym charakterze choroby. Bolesność kręgosłupa. Na wyroślach kostnych odleżyny, rany są głębokie i sączące. Ropny stan zapalny dziąseł i przyzębia, zęby zepsute. Ze względu na bardzo zły stan psa, decydujemy o eutanazji." 

Sąd uznał jednak jego zeznania za niewiarygodne. Bo współpracując z Fundacją "miał interes", żeby postawić taką diagnozę

- Uśpienie psa to przecież jeden klient mniej! Interes byłby wtedy, gdybyśmy naciskali na kolejne badania, dalsze nieskuteczne próby leczenia, męczenie psa. Rozliczamy się z gabinetami na normalnych zasadach, jak każdy inny ich klient. Zwierzęta diagnozujemy w różnych gabinetach, ale współpracujemy tylko z wrażliwymi weterynarzami, których cenimy za wiedzę,  profesjonalizm i szacunek do zwierząt. Dobór metod leczenia jest podyktowany merytoryczną oceną sytuacji oraz etycznym podejściem nastawionym na dobro pacjenta - podkreśla Kewin Baranowski. 

- Który lekarz kierował się jego dobrem - ten, który sprzedawał dla niego tabletki przeciwbólowe, które i tak nie działały, a samo podawanie przez zgniłe prawie zęby było dla niego koszmarem? Czy ten, który w końcu zakończył jego powolne umieranie? - pyta Joanna Gąska.

Fundacja dopytuje, czy postrzelony pies ze śrutem w ciele jest szczęśliwy konając przy właścicielu?

- Wolontariuszy, którzy walczą każdego dnia o zdrowie i życie zwierząt sąd nazywa nieludzkimi. Na co czekał właściciel?  Aż pies sam odejdzie, gdy jego ciało nie wytrzyma już kolejnego dnia bólu? Z czego w ocenie Sędziego ten pies miał czerpać radość? Z kilku minut dziennego "chodzenia" na pasku? Z sikania pod siebie? Z leżenia na kostce godzinami i patrzenia w jeden punkt? - pyta Baranowski.

Według Fundacji usprawiedliwienie, że oskarżona zrobiła co w jej mocy, a leczenie byłoby drogie i nieskuteczne to absurd. Każdy właściciel może w ten sposób omijać leczenie zwierząt, podawać tabletki i zostawić kasę w kieszeni. A cierpi na tym zwierzę. Kewin Baranowski pyta, czy gdyby pies wpadł pod auto i miałby połamaną kość i otwartą, krwawiącą ranę, czy plaster na łapę byłby wystarczający, bo właściciela nie stać na więcej?

Wolontariusze Fundacji zastanawiają się nad tym, gdzie jest granica bólu, które zwierzę musi znosić każdego dnia, kiedy żadne leczenie nie przynosi skutku. Czy nieludzkie jest trzymanie leżącego godzinami i wyjącego z bólu psa, czy decyzja, aby w końcu nie czuł, żeby zasnął spokojnym snem i już nie budził się z powrotem do tego piekła zwanego jego życiem?


 

Komentarze

Dodaj komentarz