Krzysztof Kieś przez megafon apeluje o nieagresję, chwilę potem jest wciągnięty przez policję
Krzysztof Kieś przez megafon apeluje o nieagresję, chwilę potem jest wciągnięty przez policję

Policja zatrzymała współwłaściciela klubu Face2Face w Rybniku i nie dopuściła w piątek do otwarcia lokalu, zamykając cała ulicę i ściągając do miasta kilkanaście radiowozów i dziesiątki policjantów.

Policja w piątek wieczorem zamknęła ulicę Wiejską z obu stron, a od strony Plazy utworzyła kordon. Już przed godziną 20 zaczęli zbierać się ludzie, którzy chcieli pójść do klubu. Nikogo nie przepuszczono w pobliże lokalu. Na miejsce przyjechał Michał Wojciechowski ze strajku przedsiębiorców, który wspiera właścicieli lokalu. Poinformował o zatrzymaniu Marcina Kozy, jednego z właścicieli klubu. Doszło do tego, kiedy obaj panowie poszli do rybnickiej komendy, żeby przekazać płytę dvd z materiałami, które miały świadczyć o tym, że tydzień temu policja nadużyła uprawnień. Chodzi m.in. o użycie gazu, do jakiego miało dojść wewnątrz lokalu.

- Apeluję w imieniu pani Sandry (współwłaścicielka klubu - przyp. red.), która mnie o to prosiła, żeby osoby, które miały dzisiaj i w dniu jutrzejszym przyjść do Face2Face, by tego nie robiły, bo nic się nie odbędzie. Najważniejsze jest w tym momencie skupienie się na pomocy i relacji, co się dzieje z Marcinem. Marcin jest zatrzymany, przewieziony do komendy w Katowicach (…). Czynności będą prowadzone jutro od godziny 9 rano - mówił Michał Wojciechowski.  

Ludzi z minuty na minutę było coraz więcej, skandowali „Gdzie jest Marcin”, wznosili też niecenzuralne okrzyki pod adresem rządzących. Niektórzy próbowali rozmawiać z policją, ale były to jedynie monologi - bo mundurowi nie reagowali na słowne zaczepki. W pewnym przez megafon zaczął przemawiać człowiek w pomarańczowej kurtce. Prosił, by nie prowokować policji. Wtedy nagle kordon policji otworzył się, mundurowi wciągnęli mężczyznę do środka! Powiało grozą, ludzie zaczęli krzyczeć, domagać się jego uwolnienia. Policja zwarła szyki, podniosła w górę tarcze. Wydawało się, że lada chwila ruszą w tłum. Tak się jednak nie stało. W pewnym momencie policjanci zeszli z ulicy na chodnik, pozwolili ludziom podejść pod klub. Potem… wsiedli do radiowozów i rozjechali się. Włączali koguty, żeby przejechać po pasach, którymi spacerowali ludzie. Tłum krzyczał na przemian: Dziękujemy i Wypierd…ać. 

Ludzie powoli zaczęli się rozchodzić. Niestety, dał się we znaki wypity przez niektórych alkohol, bo na ulicy walały się rozbite butelki…

Nam udało się porozmawiać z człowiekiem w pomarańczowej kurtce, którego „zawinęła” policja. - Wyszedłem z megafonem, prosiłem ludzi, by nie byli agresywni, by nie atakowali policji, prosiłem, by policja nie atakowała ludzi. Wtedy policja zaatakowała mnie, wciągnęła mnie w ich kordon, wpakowali mnie do policyjnego auta, skuli mnie, skopali mi plecy. Zagrozili, że jeśli coś powiem, to postawią mi zarzuty o zaatakowanie policjantów. Nie przesłuchali mnie, bo stwierdzili, że jestem pod wpływem alkoholu, dostanę wezwanie. Tydzień temu też tu byłem, też nawoływałem o nieagresję, zostałem zgazowany, dostałem gazem w twarz  - powiedział nam Krzysztof Kieś.

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz