Dominik Gajda Dariusz Telęga nie zauważył w ciemnościach siedzącej na torze staruszki
Dominik Gajda Dariusz Telęga nie zauważył w ciemnościach siedzącej na torze staruszki

Ireneusz Stajer

Zdarzenie z 7 grudnia 2018 roku przeorało życie maszynisty Kolei Śląskich Dariusza Telęgi. W wypadku na torach o godzinie 4.45 życie straciła 84-latka mieszkanka Nędzy. Śledczy nie ustalili, co staruszka robiła feralnego dnia w tym miejscu.   

Sąd Rejonowy w Raciborzu uznał winę maszynisty, który usłyszał wyrok pół roku więzienia w zawieszeniu na rok, choć nie dopatrzyła się jej Państwowa Komisja Badania Wypadków Kolejowych. Pan Dariusz był w szoku. W obronę wziął go Związek Zawodowy Maszynistów, uznając orzeczenie za skandaliczne. Jest apelacja do Sądu Okręgowego w Rybniku, który 15 lutego przychylił się do wniosku obrońców, by powołać biegłego ds. kolejnictwa z PKBWK. Rozprawę odłożono na bliżej nieokreślony termin.  

Siedziała na torze

- Z wyrokami sądów w zasadzie się nie dyskutuje. Trudno jednak zrozumieć, czym kierował się sąd i prokurator stawiając maszyniście zarzut. Zginęła starsza pani, która wcześnie rano z niewiadomego powodu siedziała na torze. Skrzywdzono także pana Dariusza, skazując na podstawie niewłaściwych dowodów – mówi Leszek Miętek, prezydent Związku Zawodowego Maszynistów.

Sąd wziął pod uwagę, że inny maszynista zatrzymał się przed atrapą człowieka.

Doświadczenie procesowe przeprowadzono jednak w czerwcu, jak podkreślają maszynista i związkowcy, na zmodernizowanej linii, a kierujący pociągiem wiedział, że na torze będzie przeszkoda. W kabinie przebywało z nim kilka osób, które oczekiwały aż maszynista coś zauważy i zdąży wyhamować. Zdążył. 

- Tak nie prowadzi się pociągu. Trzeba wiedzieć, że maszynista oprócz obserwacji szlaku, musi na ułamek sekundy, kilka sekund oderwać wzrok, by spojrzeć w rozkład jazdy, na wskaźniki i monitory. Po drugie, wypadek był w grudniu, o ponurym poranku na przełomie jesieni i zimy. Ruch w rejonie stacji Nędza-Wieś odbywał się jednym torem, drugi był zamknięty, a szyny rozłożone. W międzytorzu panowała ograniczona widoczność – argumentuje szef związku.      

Zmienić przepisy

Jak dodaje, nie mógł o tym wiedzieć powołany przez sąd biegły od transportu drogowego. Pana Dariusza broni dwóch adwokatów, w tym jeden najęty przez związek.

- Mamy nadzieję, że rybnicka „okręgowa” uchyli zarzut wobec maszynisty. Bo inaczej, czy maszyniści mają omijać przypadkowych ludzi na torach, a może udzielać pierwszeństwa samochodom, które wjeżdżają na przejazd przy wyświetlonej sygnalizacji o zbliżającym się pociągu? - ironizuje Miętek.    

Maszynistów na co dzień i tak spotyka trauma związana z wypadkami. Tymczasem prokurator jeszcze z urzędu wszczyna postępowania przeciwko prowadzącym pociągi. Związek chce zmiany przepisów, od ponad roku prowadzi batalię o bezpieczeństwo na torach.

- Będziemy dążyli do zmiany procedur, które skutkują takimi właśnie absurdalnymi wyrokami – podkreśla Mietek.

Wypadek czy samobójstwo?

Dariusz Telęga feralnego dnia prowadził pierwszy poranny pociąg z Rybnika do Raciborza.

- Zawsze wykonywałem swoją pracę najlepiej jak potrafię. W pewnym momencie usłyszałem metaliczne uderzenie. Zatrzymałem pociąg, by sprawdzić co się stało. Na poboczu leżał uszkodzony rower. Sprawdziłem, czy w pobliżu nie ma jego właściciela. Nikogo tam nie było.  Zgodnie z procedurą zgłosiłem dyżurnej ruchu w Nędzy, że najechałem na rower i mogę kontynuować jazdę – opowiada.

Gdyby zobaczył na torach przeszkodę na pewno próbowałby zatrzymać pociąg. Miejsce było nieoświetlone. Trwały roboty, wszystko wyglądało inaczej niż teraz.

- Okazało się, że ta pani siedziała z rowerem między dwoma torami. Miała na sobie czarne ubranie. Gdybym znalazł ciało... Na pewno nie odjechałbym z miejsca wypadku. Ale niestety, poza rowerem nie było tam nikogo – załamuje głos pan Dariusz.

Dowie się, że potrącona kobieta leżała pod pociągiem. Jakieś 25 minut później w Raciborzu usłyszał o innym składzie relacji Racibórz – Katowice, który najechał na człowieka. 84-latka już nie żyła. Wstrzymano ruch na trasie Racibórz – Rybnik. Śledczy zastanawiali się: wypadek czy samobójstwo? Nie udało się tego ustalić. 

Wizja lokalna

Policja nie znalazła śladów krwi na lokomotywie pana Dariusza. Pracował normalnie. W następnym dniu odwiedzili go kontrolerzy z KŚ informując, że musi złożyć wyjaśnienia. Bo coś widać na kamerach z pociągów. Okazało, że kobietę potrącił śmiertelnie pociąg prowadzony właśnie przez Telęgę. W związku z wypadkiem ruszyło postępowanie. 

- W czerwcu 2019 roku zostałem wezwany na wizję lokalną, usłyszałem też prokuratorski zarzut – mówi.

Na tym zakończyła się jego kariera maszynisty.

- Nie dałem rady unieść ciężaru całej sytuacji, która odcisnęła się mocnym piętnem. Maszynista nie może ciągle myśleć, że ktoś wyjdzie przed lokomotywę albo położy się na torach. Inaczej nie mógłby bezpiecznie prowadzić składu. Najważniejsze było dla mnie zawsze dowieźć pasażerów bez problemów do celu ich podróży – zaznacza.

40 lat pracy

- Nie wiem co robiła ta pani tak wcześnie rano na torach. Mogę się tylko domyślać... Ze względu na stan zdrowia, jestem już na emeryturze pomostowej – informuje 56-latek.

Bardzo żałuje tego, co stało się prawie dwa i pół roku temu. Na kolei pracował 40 lat, w tym 33 jako maszynista lokomotyw. Jeździł dla Polskich Kolei Państwowych, Cargo, Przewozów Regionalnych, a ostatnio Kolei Śląskich. Nigdy nie dostał nawet upomnienia.

- Pracowałem szczęśliwie, aż do wypadku w Nędzy... - mówi.

To nie tak

Sędzia Marzena Korzonek, prezes Sądu Rejonowego w Raciborzu ma żal do telewizji Polsat za podanie w programie „Interwencja” częściowo nieprawdziwych i nieścisłych informacji.

- Maszynistę skazano na pół roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok, a nie na rok jak usłyszeliśmy wszyscy w „Interwencji”. Przede wszystkim jednak, nie był oskarżony o nieumyślne spowodowanie śmierci a nieumyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu i spowodowanie wypadku, którego skutkiem była śmierć innej osoby. To są przestępstwa z różnych rozdziałów kodeksu karnego. Oskarżony mówił, że nie wyjeżdżał na tory, by kogoś pozbawić życia. Nikt temu panu nie chciał przypisać popełnienie takiego przestępstwa. On nie chciał tego zdarzenia, to był wypadek – powiedziała reporterowi „Nowin” pani prezes.     

W wydanym oświadczeniu pisze, że „Sąd przeprowadził w sprawie wszechstronne postępowanie dowodowe i poczynił ustalenia faktów na podstawie wielu dowodów, m.in. zeznań świadków, protokołu oględzin miejsca wypadku, protokołu ustaleń końcowych PKP, protokołu eksperymentu procesowego, dowodów z dokumentów PKP, a także opinii biegłych sądowych: biegłego z zakresu ruchu drogowego i mechaniki pojazdowej oraz opinii biegłego z zakresu kolejnictwa.” Według sądu, eksperyment procesowy przeprowadzono 31 maja 2019 roku, a nie w czerwcu. 
 

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz