Dominik Gajda Elżbieta Koczar z Żor szukając śladów po zaginionym w Argentynie pradziadku, znalazła dalszą krewną w Stanach Zjednoczonych
Dominik Gajda Elżbieta Koczar z Żor szukając śladów po zaginionym w Argentynie pradziadku, znalazła dalszą krewną w Stanach Zjednoczonych

Uporczywie bada losy swoich przodków. Jej wysiłki przynoszą coraz ciekawsze efekty. Chcąc poznać losy pradziadka Stefana Zubila, który w 1928 roku wypłynął inauguracyjnym rejsem statkiem Krakus z Gdyni do Buenos Aires, Elżbieta Koczar założyła na MyHeritage swój profil, gdzie można odtworzyć drzewo genealogiczne. 

Dzięki portalowi znalazła brata babci, Josefa, o czym już pisały „Nowiny”. Cały czas MyHeritage podpowiadał, by wykonała test DNA. Na podstawie uzyskanych wyników możemy dowiedzieć się o swoim pochodzeniu etnicznym, a przede wszystkim odnaleźć swoich krewnych. 

- Jeżeli pradziadek miał dzieci w Argentynie, pojawiła się szansa na odszukanie jego potomków. Wygląda na to, że zmarł bezdzietnie. Nie tracę jednak nadziei – mówi Elżbieta, na co dzień szefowa marketingu w Miejskim Ośrodku Kultury w Żorach.   

Po analizie wyników DNA okazuje się, że w 84,7 procentach jest wschodnią Europejką. Przodkowie żorzanki mieszkali w okolicach Kniażpola (Kniezopola). W czasach I Rzeczpospolitej ta szlachecka wieś Herbutów należała do ziemi przemyskiej województwa ruskiego. W II Rzeczpospolitej była w powiecie dobromilskim (województwo lwowskie). Po wojnie znalazła się na Ukrainie, tuż przy granicy z Polską. Od wieków Kniażpol zamieszkują głównie grekokatolicy, czyli wyznawcy Kościoła unickiego.     

Co ciekawe, w 8,4 proc. żorzanka jest też Bałtką (Litwinką, Łotyszką, a może Żmudzinką) i w 2,8 procent.… Włoszką.

- Jak to możliwe? Może dowiem się, jak będę szukała dalej – zastanawia się. 

Poprzez MyHeritage nie znalazła bliskiej rodziny, ale dalszą już tak. To 31-letnia Melanie Kitt-Smith, która mieszka w Stanach Zjednoczonych. Obie panie, babcia Melanie i Elżbieta mają 2,1 procent (149,3 cM) wspólnych segmentów DNA, to bardzo dużo. 

- Od zawsze intuicyjnie czułam, że każdy Polak ma kogoś za oceanem. Sprawdziło się – nie kryje radości Elżbieta.

Napisała do Melanii, że najprawdopodobniej są spokrewnione, ale nie wiedziała jeszcze jak bardzo. Razem spróbowały wyjaśnić zagadkę. Kiedy Melanie odpisała, ustaliły, że prababcia Elżbiety, Katarzyna Gołembiowska (1890-1956) i prababcia Melanie, Pelagia Wasyłeczko (1895-1954) były kuzynkami, a ich mamy siostrami. Obie panie urodziły się w Kniażpolu. 

Pelagia była córką bogatego kupca Basiliusa (Wasyla) Wasyłeczki (1867-?) i Euphrosinae z d. Turko (1868-1903), która stosunkowo młodo, zmarła na gruźlicę. 

- Smaczku rodzinnej historii dodaje fakt, że po śmierci pierwszej żony 34-letni Wasyl Wasyłeczko poślubił 19-letnią Marię Gołębiowską (1884-1948), córkę swojej szwagierki, dla której pierwotnie był wujkiem, co oznaczało, że dla prababci Katarzyny z wujka stał się szwagrem! - opowiada żorzanka. 

Pelagia chyba nie przepadała za swoją nową macochą, bo wkrótce po osiągnięciu pełnoletności wyemigrowała do USA. W 1914 roku tuż przed Wielką Wojną przypłynęła statkiem do Nowego Jorku. Dziewczynę ściągnął za ocean jej przyszły mąż, który pochodził z tej samej wioski, tyle ze rok wcześniej osiedlił się w stanie Delaware. 

- Pelagia po ślubie przyjęła nazwisko męża Kit, ale z urzędu dodano drugie „t” i została Pelagią Kitt. Z Kniażpola oboje nie zabrali nic. Młodzi emigranci byli bardzo biedni i w nowej ojczyźnie zaczynali praktycznie od zera – podkreśla Elżbieta.

Ich potomkowie żyją dziś w mieście Wilmington w stanie Delawere. Najbliższą żyjącą krewną Elżbiety od strony Melanie jest jej babcia 84-letnia Marian Irene DiPasquantonio (z domu Kitt), która wyszła za biednego imigranta z Włoch.  

- Co jeszcze ciekawego jest w genach? Melania zapytała, czy ktoś z mojej rodziny ma rude włosy? Bo jej babcia i mama są rude. Najpierw odpowiedziałam, że nie, ale potem zastanowiłam się i przypomniałam sobie, że siostra babci miała rude dzieci. Podobieństwa mogą wystąpić nawet w siódmym pokoleniu, choć wcześniej ich nie było... - dodaje Elżbieta.  

Poprzez dzieje rodziny przeplata się też wielka historia. 7 grudnia 1941 roku, gdy Japończycy z powietrza zaatakowali Pearl Harbor, był tam syn Pelagii, Steven, który odbywał służbę w stopniu szeregowego. Co ciekawe, jego wizerunek z wytatuowanymi jaskółkami wolności na klatce piersiowej pojawił się na okładce amerykańskiego tygodnika dla żołnierzy „Yank. The Army Weekly” z 19 marca 1943 roku. Autorem okładki był znany amerykański rysownik Howard Brodie. Steven Kitt przeżył wojnę, zmarł bezpotomnie.  

Elżbieta odszukała dla Melanii w księgach metrykalnych daty urodzin i śmierci przodków, wysłała skany dokumentów. Poinstruowała, jak czyta się te księgi. Daleka kuzynka zza oceanu odpisała po angielsku, bo nie zna polskiego lub ukraińskiego: „Elu, gdybym mogła wyskoczyć z Internetu i cię uściskać za to, że tak przybliżyłaś mi tę rodzinę. Bo nic o niej nie wiedziałam.”       

- Melania jest naukowcem na Uniwersytecie w Delaware. Co ciekawe, zajmuje się tam trochę genetyką, po pracy trenuje podnoszenie ciężarów, a jej mąż ma... polskie korzenie. Pobrali się w 2016 roku – mówi żorzanka.

Melanie jest osobą rodzinną, chętnie odwiedza bliskich we Włoszech. Po pandemii zamierza przylecieć do Polski. Bardzo chce odwiedzić Kniażpol, miejscowość, z której pochodzili jej pradziadkowie - chciałaby poznać drugą gałąź rodziny. Elżbieta nawiązała bowiem kontakt z rodziną macochy Pelagii. Maria wzięła na wychowanie najmłodszą córkę swojej siostry Katarzynę, czyli najmłodszą siostrę babci Elżbiety. 

- Babcia wspominała że była bardzo dobrą matką zastępczą dla swojej siostrzenicy. Teraz utrzymuję kontakt z jej córką Marusią i wnuczką Lesią, mama i córka wspólnie prowadzą mały sklepik, jak widać odzywają się kupieckie geny – puentuje Elżbieta. 

Ta część rodziny nigdy nie wyjechała z Kniażpola, a mimo to „zaliczyła” obywatelstwo aż czterech krajów: Austro-Węgier, II Rzeczpospolitej, ZSSR i Ukrainy. Oni z kolei nie znali amerykańskiego wątku rodzinnej sagi.

Elżbieta zachęcona genealogicznymi sukcesami zamierza zrobić testy DNA także swojej mamie, co zwiększy prawdopodobieństwo odnalezienia innych krewnych. Może uda się wówczas odszukać potomków zaginionego w Argentynie pradziadka Stefana? To od tych poszukiwań, opisanych w poprzednim artykule, rozpoczęła się genealogiczna przygoda żorzanki.


 

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

Dodaj komentarz