Facebook.com / Ania Kania. Nie śpię, bo piszę.
Facebook.com / Ania Kania. Nie śpię, bo piszę.

Są takie dni, do których scenariusze piszą szaleńcy. Nie można tego inaczej wyjaśnić. Nikt normalny nie wymyśliłby historii, która się dziś przytrafiła. Nikt przy zdrowych zmysłach nie zatwierdziłby do wykonania planu, w którym oszalały z wściekłości koń, zrywa się z cukierkowej karuzeli i pędzi na oślep taranując wszystko, co wpada pod jego porcelanowe kopyta. Ktoś dla hecy zrobił demolkę z planów na życie każdej z osób, które utknęły pod dachem tego śmierdzącego lizolem gmachu. Nie do końca wierzę, w to co się dzieje. Chociaż mam wrażenie, że jakaś część mnie zaczyna poddawać się panującej tu psychozie. Siedzę na szpitalnym korytarzu. Piętro III. Urazówka. Wojtek leży w sali nr 15. Michał w sali 22. Roman leży piętro wyżej. Na kardiologii. Miał zawał. Jest z nim Agata. Z Wojtkiem jest Dobrawa. Dobrawa. Nie ja. Nie płaczę, chociaż w środku rwę się na strzępy. Lekarz powiedział, że nie mogę się denerwować. To polecenie w obecnej sytuacji wydaje się tak niedorzeczne, jak poproszenie alkoholika o opanowanie w gorzelni, gdzie wóda leje się z kranów, a pijane dziewczęta wylewają sobie na biust kieliszki kolorowych shotów. Nie wiem skąd biorę siłę, żeby nie paść na podłogę, nie przycisnąć ust do wybrakowanych fug szpitalnych kafli i nie drzeć się jak opętana.

Koło mnie pojawia się Agata. Siada na krześle obok i bierze mnie za rękę. Pyta czy naprawdę nie chcę iść do siebie. Do siebie, czyli na „szóste”. Na patologię ciąży. Kiwam głową, że nie. Agata nie naciska. Wie, że to bez sensu. Moja córka krąży dziś po szpitalnym korytarzu według ustalonego schematu: ojciec, ja, Michał i Wojtek. I znowu: ojciec, ja, Michał, Wojtek. Wiem, że raz była w piwnicach, w prosektorium. Ale nie wpuścili jej tam i nie udzielili żadnych informacji na temat pani Wiesi. Nie jest stroną - tak usłyszała, więc w kolejnym obchodzie pominęła ten etap.

- Z ojcem w porządku - relacjonuje - Zrobili mu kolejne EKG. Wyniki są ok. Monitorują go. Teraz śpi.

Powiedziano mi, że Roman miał zawał i stracił przytomność za kierownicą. Na szczęście w feralnym momencie jechał dość powoli. Chyba czuł, że coś jest z nim nie tak i zwolnił tuż przed tym, zanim odstał ataku. Auto zjechało z drogi na pas zieleni znacząco wytracając szybkość. No i Agata zareagowała w porę zaciągając ręczny.

Przywieźli go pierwszego. Czekałam już na dole, bo Agata zadzwoniła i powiedziała co się stało. Była bardzo opanowała, tak jakby wiedziała że musi wygumować nieporadne dziecko i narysować siebie od początku. Mocną i twardą kreską. Kiedy przed szpitalem wpadła w moje ramiona, miałam wrażenie, że to ona pociesza mnie, a nie odwrotnie. Dopełniłyśmy wszystkich formalności, a później…

A później nastąpił chaos. Na izbę przyjęć wpadła Dobrawa Leśniak, a za nią wysoki blondyn. Twarz znajoma, ale w natłoku wydarzeń nie potrafiłam skojarzyć, kto to. Potem Agata powiedziała, że to przecież Mateusz Witaj - mąż tej byłej modelki. Zanim zdążyłam pomyśleć, co tych dwoje robi na pogotowiu, Dobrawa podbiega do mnie i pyta czy przywieźli już jej męża.

Jej męża?

Chyba mojego męża.

Mówię, że tak. Przywieźli. A w chwili, kiedy to mówię zaczyna kiełkować we mnie gniew, bo po jaką cholerę ona pyta o mojego męża. Co jej do tego?! Tym bardziej, że w chwili kiedy słyszy, że Roman jest na oddziale, chwyta mnie za ramię z siłą imadła i z drżeniem w głosie zadaje pytanie: „Gdzie on jest?”. A jak nie odpowiadam, to pyta znowu: „Gdzie jest Wojtek?” Wojtek?

I nagle dociera do mnie, że ona nie pyta o mojego męża, tylko o swojego. Pyta, czy Wojtka przywieźli na oddział. Czuję, że tracę równowagę. Agata i mąż modelki podtrzymują mnie. Dobrawa puszcza moje ramię, jakby dotarło do niej, że jestem bezużytecznym źródłem informacji. Biegnie do recepcji, zaczepia pielęgniarkę, tłumaczy i gwałtownie gestykuluje. Pani w okienku przytakuje, sprawdza coś w systemie i wskazuje ręką na drzwi. Zanim Dobrawa znika we wskazanym korytarzu odwraca się i pytająco patrzy na mężczyznę, który stoi obok mnie. Ten pokazuje jej gestem, że ma biec, a sam obejmuje mnie w talii i prowadzi na krzesła. Agata idzie po wodę, wiec nie słyszy, że razem z Wojtkiem przywieźli Michała, którego stan jest bardzo zły. Nie reagował na żadne bodźce, kiedy pakowali go do karetki.

Pytam: „Co się stało? Jak do tego doszło?”. Zanim mężczyzna zaczyna relacje, Agata wraca z plastikowym kubkiem pełnym wody i patrzy na niego wyczekująco. Widać, że Witaj próbuje dawkować złe informacje. Zbiera myśli i waży słowa, aby nie doprowadzić do kolejnej awaryjnej sytuacji. Stara się mówić ogólnikami.

- Był wypadek. Koło parku. Na tym zakręcie, gdzie jest kiosk i przystanek. Pani Wiesia zasłabła. Nie wiem jak to się stało, ale musiała chyba stracić orientację, bo weszła na ulicę. Prosto pod koła samochodu. Świadkowie mówili, że w ostatniej sekundzie auto gwałtownie odbiło unikając zderzenia. Ale było za mało czasu na reakcję. Wjechali prosto w betonowy słup. Michał…. Michał nie był zapięty i wyrzuciło go z samochodu. Rozbił głową przednią szybę. Ich obu zabrała karetka… a Pani Wiesia. Ona… nie udało jej się uratować.

Zaczyna kręcić mi się w głowie. Robi mi się słabo. Proszę córkę o wodę, ale plastikowy kubek leży na ziemi w kałuży przeźroczystego płynu. Agata nie reaguje. Dopiero kiedy Mateusz krzyczy: „Siostro”, zrywa się na równe nogi i biegnie do dystrybutora po następną porcję. Kiedy wraca, oczy ma czerwone, a ręce drżą jej tak bardzo, że połowa zawartości kubka ląduje na podłodze. Ale to nieważne, bo pielęgniarka i salowy pakują mnie na nosze. Lampy migają nad moja głową, kiedy łóżko pędzi przez korytarz.

Następnego dnia rano wybłagałam lekarza, żeby pozwolił mi zejść na dół. Najpierw IV piętro. Roman był stabilny. Zawał nie należał do silnych. Lekarz powiedział, że z tego wyjdzie. Musi się oszczędzać i unikać stresu. Śmiał się, że w takim razie musi unikać mnie, bo tak naprawdę jestem jedynym elementem stresogennym w jego życiu. Powiedział, że mnie kocha, ale nie chce tak żyć. Że da mi rozwód, jeśli będę tego chciała. I że mam już iść, bo są teraz ważniejsze sprawy niż on. I że mam się nie martwić, bo za chwilę przyjdzie Boguś. Bogdan był prawie jak brat dla Romana, więc posłuchałam i wyszłam z sali.

Zjechanie windą na III piętro było o wiele trudniejsze niż wizyta na IV. Ale jestem tu. Siedzę przed salą nr 15 i czekam, aż żona Wojtka wyjdzie.

A wtedy… No właśnie, wtedy co?

Ona powie: „Twoja kolej?”, albo padniemy sobie w ramiona i usłyszę „Idź - on czeka na Ciebie?”.

Nata! To nie film. Z drugiej strony tu może zdarzyć się wszystko. Każdy najbardziej porąbany scenariusz jest dopuszczalny. To już ustaliliśmy. Dlatego, kiedy drzwi sali nr 22 otwierają się i pojawi się w nich lekarz, który mówi „Zapraszam Panią do nas” - nie dziwię się.

Nie dziwię się też temu, co widzę. Wojtek leży na łóżku oparty o wysokie poduszki i uśmiecha się. Obok niego stoi Dobrawa, która nie uśmiecha się wcale, jej mina jest daleka od zadowolenie. Oczy ma szkliste. Patrzy na mnie przepraszająco. Wojtek pomimo bandaży, siniaków, kołnierza ortopedycznego i gipsu na lewej nodze i lewym barku oraz bladej cery, wygląda na bardzo zadowolonego. Wszyscy patrzą na mnie, a ja staram się ogarnąć całą tą sytuację. Nie wiem jak mam się zachować. Z opresji ratuje mnie lekarz.

- Pani Natalio, jestem dr Mariacki. Zajmuję się panem Leśniakiem. Sytuacja jest nietypowa - człowiek w białym kitlu, jest dosyć oderwany od rzeczywistości, a jego relacja sucha i płaska - Pacjent ma delikatne problemy z poskładaniem kilku faktów, co jest normalne po tego typu urazach głowy. Problem może utrzymywać się do kilku dni. Najprawdopodobniej temat unormuje się sam do kilku godzin, jednak jest opcja, że będziemy wymagali głębszej interwencji.

- Nie rozumie, w czym rzecz? - pytam i zerkam na Wojtka.

Ten śmieje się do mnie jak idiota i macha zdrową ręką. Potem patrzy na Dobrawę, posyła jej uśmiech i znacząco porusza brwiami. Cała ta scenka mogłaby równie dobrze wybrzmieć jako tekst: „Ej, Dobrawa, zobacz na TO!”.

Zaczynam powoli rozumieć, co się dzieje. Wojtek zapomniał, że miał wypadek, że Michał leży kilka sal dalej i walczy o życie. On nie wie co się stało. Moje przypuszczenia potwierdza rzut oka na plakietkę przypiętą do klapy fartucha lekarza. To psycholog.

- Czy on zapomniał, co się stało?

- Nie do końca można to tak określić. Problem jest troszkę bardziej złożony, ale nie jest pani daleka od prawdy.

Marszczę brwi.

- Czy ktoś może mi powiedzieć, o co tu chodzi?

I wtedy odzywa się Wojtek:

- Cześć Natalia. Jestem Szymon. Wojtek opowiadał mi o Tobie. Miło mi cię w końcu poznać.

Patrzę na Dobrawę. Po jej policzkach płyną łzy.

Patrzę na Mariackiego. „To kwestia kilku dni. Czasami się zdarza po tego typu urazach głowy.”

Patrzę na Wojtka. „Cześć. Jestem Szymon”

Zamykam oczy, aby nie patrzeć jak szaleniec niszczy mój świat.

 

Kolejna część już za tydzień!

Więcej opowieści na: facebook.com/AniaKaniaNieSpieBoPisze.

Komentarze

Dodaj komentarz