Z wyrokiem pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata dla 69-letniej Barbary K. nie zgodziła się prokuratura i obrona. W marcu ruszył proces apelacyjny.
- Naszym zdaniem kara orzeczona przez sąd pierwszej instancji jest rażąco mała, w najniższym możliwym wymiarze. Chcemy kary bezwzględnego więzienia – mówiła prokurator Malwina Szendzielorz, zastępca prokuratora rejonowego w Rybniku.
Tymczasem według mecenas reprezentującą Barbarę K. zapadł wyrok zbyt surowy dla schorowanej kobiety, która w momencie popełnienia czynu miała ograniczoną świadomość, co ustalił sąd.
Niestety, nie poznamy szczegółowych argumentów stron. Sąd okręgowy wyłączył bowiem jawność procesu apelacyjnego i poprosił dziennikarzy o opuszczenie sali. Pojawiły się jeszcze wnioski i oświadczenia, zaplanowano kolejne czynności. Niewykluczone jednak, że wyrok zapadnie już na drugiej rozprawie odwoławczej 14 kwietnia. Sąd może utrzymać w mocy orzeczenie, zmienić je albo zwrócić sprawę do ponownego rozpoznania.
Przypomnijmy, że kobiecie groziło od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia.
- Orzekając wyrok sześciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, sąd miał na uwadze, że dopuściła się tego czynu w warunkach znacznie ograniczonej poczytalności – argumentowała sędzia sądu rejonowego Justyna Sarikaya.
- Kobieta odmówiła składania wyjaśnień i nie wyraziła skruchy ani żalu. Odpowiedziała jedynie na pytania prokuratora, dotyczące chorób i przyjmowania leków. Po przeanalizowaniu dokumentacji biegli ustalili, że jeden z leków mógł wpływać na zdolność prowadzenia samochodów. Oskarżona nie zażyła go jednak w dniu egzaminu, więc był w organizmie poniżej stężeń terapeutycznych, co nie wpłynęło na sprawność psychomotoryczną - powiedziała nam tuż po skierowaniu aktu oskarżenia prokurator Malwina Pawela-Szendzielorz.
Sędzia Sarikaya ustaliła, że Barbara K. w rażący sposób naruszyła zasady bezpieczeństwa. Po wykonaniu pierwszego manewru na placu WORD-u, jakim była jazda po łuku do przodu, nie zatrzymała się na "kopercie", lecz kontynuowała jazdę. Po potrąceniu pachołków poruszała się dalej w sposób niekontrolowany, używając tylko gazu i sprzęgła.
W zasadzie aż do momentu potrącenia pokrzywdzonego, a następnie uderzenia w zaparkowanego dalej mercedesa, ani razu nie użyła hamulca. Gdyby nie uderzyła w kolejne przeszkody, nie zatrzymałaby auta.
- Świadczy to o tym, jak poważne niebezpieczeństwo spowodowała w tym miejscu – przyznała Justyna Sarikaya.
Komentarze