Archiwum Ksiądz Henryk Kuś zginał od ciosów nożem, do dziś nie ustalono zabójcy
Archiwum Ksiądz Henryk Kuś zginał od ciosów nożem, do dziś nie ustalono zabójcy

Ireneusz Stajer

W nocy feralnego dnia ksiądz Henryk Kuś otrzymał 13 ciosów nożem. Morderca lub mordercy zaskoczył(li) śpiącego w łóżku kapłana. Próbował się bronić, ale nie miał szans. Mija 30 lat od zdarzenia, a kryminalni do dziś nie ustalili, kto dokonał makabrycznej zbrodni i czy coś zginęło z probostwa. Nie udało się to również policjantom z Archiwum X. 

- Akta śledztwa o numerze 3 Ds 509/91 w sprawie zabójstwa Henryka Kusia, w dniu 4 sierpnia 2017 roku przesłaliśmy do Prokuratury Okręgowej w Gliwicach i dotąd nie zostały zwrócone – informuje Malwina Pawela-Szendzielorz, zastępca prokuratora rejonowego w Rybniku.

Wiadomo, że sprawą zajmowali się policjanci ze śląskiego Archiwum X.

- Akta dotyczące zabójstwa księdza Henryka K. są przedmiotem analizy funkcjonariuszy Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach. Prokuratura nie udziela obecnie żadnych informacji o postępowaniu z uwagi na trwające czynności – ucina Joanna Smorczewska, rzeczniczka gliwickiej „okręgówki”.

Mieszkańcy nie tracą nadziei, że sprawa znajdzie rozwiązanie. 

Przerwane życie

Ukochany proboszcz ligocian spoczywa na placu tuż przy południowej ścianie kościoła. Marmurowy grób przecina rysa symbolizująca gwałtowne i tragicznie przerwane życie kapłana. Widnieje też napis: „Bądź wola Twoja” oraz daty urodzin - 1938, święceń - 1961 i śmierci – 1991. Na płycie zawsze są świeże kwiaty.

- Księdza Henryka Kusia poznałem w 1974 roku, jako jeden z pierwszych przyszłych jego parafian. W tamtym czasie był wikarym w Siemianowicach Śląskich – Michałkowicach. Spotkaliśmy się przypadkowo w Tychach – mówi Kazimierz Żak, wieloletni przewodniczący zarządu dzielnicy.

Niedługo potem ks. Henryk został wikarym w starych Boguszowicach. Równocześnie biskup powierzył mu organizowanie nowej parafii w Ligockiej Kuźni. To on postarał się w 1975 roku o przeniesienie z Boguszowic drewnianego, zabytkowego kościoła pw. św. Wawrzyńca. Dwa lata później erygowano w Ligockiej Kuźni parafię. Ks. Kuś okazał się świetnym gospodarzem. Przepięknie urządził otoczenie świątyni. Miał zmysł ogrodnika, posadził mnóstwo drzew i kwitnących krzewów. Kościół stał się wizytówką dzielnicy i atrakcją dla turystów. 

Batalia o cmentarz

- Ludzie uwielbiali swojego proboszcza. Kierowcy, z którymi pracowałem w firmie budowlanej, z sympatii do księdza przywozili z Raciborza humus. Dlatego tak pięknie tu wszystko rośnie. Kiedyś w tym miejscu była wielka dziura i nieużytek – uśmiecha się pan Kazimierz.  

W prace mocno angażowała się rada parafialna.

- Pomagałem ks. Henrykowi przy robotach wokół kościoła. Pomagałem załatwiać materiały budowlane, bo w tamtych trudnych czasach były towarem deficytowym – przypomina Żak, wówczas rybnicki radny.

Jak dodaje, proboszcz był wielokrotnie wzywany do urzędu ds. wyznań. Musiał tłumaczyć się z niektórych swoich działań.

- Na przełomie 1985 i 86 roku parafia miała otrzymać pod cmentarz teren przy obecnej ulicy Wolnej. Nieoczekiwanie władze zdecydowały o zmienia przeznaczenia gruntu, pod ogródki działkowe. Proboszcza to bardzo zbulwersowało. Zapowiedział, że jak nie będzie cmentarza, ogłosi z ambony, że stracił zaufanie do władz. Interweniowałem u przewodniczącego rady miasta, który poszedł do prezydenta. Ten zapewnił, że będzie cmentarz, za co ręczy głową – opowiada pan Kazimierz. 

Ówczesny włodarz, Eugeniusz Szymik przekazał sprawę do realizacji wiceprezydentowi i rzeczywiście w ciągu miesiąca przekazano teren parafii. Ksiądz Kuś nie wygłosił oświadczenia w kościele. Czy jednak zdecydowanym postawieniem sprawy nie zdenerwował władz partyjno – administracyjnych wyższego szczebla? 
Kapłan na trudne czasy

- Proboszcz był dobrym organizatorem i taktykiem na trudne czasy. Mieliśmy do niego ogromne zaufanie. Jak ogłosił, że trzeba coś zrobić przy kościele, zawsze byli chętni. Nie wiem, by miał jakiś konflikt. Z władzami postępował delikatnie i rozsądnie. Kiedy chciał jednak coś wywalczyć, odwiedzał urzędy do skutku – twierdzi szef zarządu Ligockiej Kuźni.

O zabójstwie proboszcza dowiedział się rano 3 października 1991 roku od sąsiada.

- Dzień wcześniej byłem z żoną na urodzinach u teściowej. Nie słyszeliśmy bijących na alarm przed północą kościelnych dzwonów. Była wichura i padał deszcz. Zabójstwo proboszcza było dla nas strasznym szokiem, raptem we wrześniu ksiądz Henryk prowadził pielgrzymkę do Lourdes – wspomina pan Kazimierz.

Nie żyje kilku kluczowych świadków wydarzeń z tamtych lat: ówczesny rybnicki dziekan ksiądz Henryk Jośko, który bardzo zaangażował się w wyjaśnienie okoliczności i przyczyn zbrodni, oraz komendant rybnickiej policji Hanak. Szef mundurowych miał zwierzyć się, że z początku były trudności w prowadzeniu śledztwa... Komu mogło zależeć na niewykryciu sprawcy lub sprawców? Przypomnijmy, że pod koniec PRL-u, a nawet po częściowo wolnych wyborach w 1989 roku w całym kraju zginęło kilku kapłanów katolickich. 19 października 1984 roku esbecy mordują księdza Jerzego Popiełuszkę. Tu udało się ustalić i skazać zabójców. W styczniu 1989 roku w niejasnych okolicznościach ginie dwóch zasłużonych dla opozycji duchownych - ks. Stefan Niedzielak, ks. Stanisław Suchowolec. Pół roku później znaleziono ciało księdza Sylwestra Zycha. Pierwszą próbę zbadania niewyjaśnionych zgonów od 13 grudnia 1981 do 1989 roku podjęła tzw. komisja Rokity. Na 122 przypadki aż 88 prowadziło do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.   

Fundusz remontowy

Krążyły również pogłoski o materialnych motywach zabójstwa ks. Kusia. Bandyci mieli połasić się na fundusz remontowy, bo kapłan ciągle inwestował w kościół. Śledczy nie ustalili jednak czy i co zginęło z probostwa.

- Ksiądz Henryk żył skromnie. Kiedy przyszedł do nas, kupiliśmy mu kurtkę, bo go nie było na to stać... Jeździł starą skodą, na koniec roku skrupulatnie rozliczał się przed parafianami z wydatków – podkreśla Żak.

Bardzo zabiegał o wyjaśnienie okoliczności mordu arcybiskup Damian Zimoń, ówczesny metropolita katowicki. Na pogrzebie  ks. Kusia 6 października powiedział: "Gwałtowna, można powiedzieć męczeńska śmierć zadana temu kapłanowi sprawia, że boleśniej odczuwa się Jego odejście. Odszedł bowiem kapłan, którego życie byłe wypełnione ofiarną służbą Bogu i ludziom. Postawa służby ujawniła się w pełni, kiedy w trudnych latach 70. bez wahania podjął się przeniesienia drewnianego kościoła z Boguszowic do Ligockiej Kuźni, gdyż wybudowanie nowego było wtedy niemożliwe."

Zaspawany grób

Pogrzeb przerodził się w manifestację, ludzie ujrzeli w kapłanie męczennika. Mieszkańcy wykluczają, by morderca był stąd. Krążyły pogłoski, jakoby zabójcy przyjechali z daleka. Może chodziło o porachunki z dawniejszych czasów... 

Dziwne są okoliczności pochówku księdza Kusia. Jak mówi Kazimierz Żak, przy budowie grobu pojawił się warunek, by zaspawać pokrywy. Decyzję przekazał ksiądz dziekan Henryk Jośko, który tajemnicę zabrał do grobu, bo zmarł w 1997 roku.

- Po pogrzebie naszego proboszcza zdjęliśmy z grobu kwiaty tudzież wieńce, i zaspawaliśmy pokrywy. Ksiądz Jośko zażartował, żeby zrobić to tak, by ksiądz Henryk dał radę wyjść na sąd ostateczny – mówi Kazimierz Żak. 

Ksiądz Kuś przyjaźnił się z nieżyjącym już szefem rady parafialnej, a zarazem kierownikiem sklepu. Odwiedzali razem rodzinę gospodyni proboszcza, która pochodziła z okolic Cieszyna. Na wszystkie uroczystości przyjeżdżali do Ligockiej Kuźni rodzice kapłana i brat. Miał dobre relacje z rodziną.

- Do dzisiaj przyjeżdżają na msze w rocznice śmierci – podkreśla Żak. 

Co wie grabarz

Blisko proboszcza był również konserwator, gospodarz cmentarza i grabarz Adolf Jakubczyk. Nie może zapomnieć tragedii sprzed 30 lat.

- Robiłem przy kościele wiele rzeczy, budowałem np. sklepienia kościoła. Kawę piliśmy w kuchni. Nigdy nie wchodziliśmy do dużego pokoju. Tymczasem po zabójstwie księdza, znaleziono tam na stole trzy szklanki po kawie. Nikt nie wie, kto był w pokoju... - zastanawia się pan Adolf. 

2 października ok. godz. 18, gdy wiózł obornik na pole, przy probostwie stał samochód kapłana, a w kuchni świeciła się lampa. Garaż był otwarty. Po zabójstwie pan Adolf poszedł na probostwo. Chciał wejść do środka, ale nie został wpuszczony przez policjantów. Na miejscu był też prokurator.

- Sypialnia znajdowała się na piętrze. Ale ciało proboszcza znaleziono na półpiętrze, naprzeciw kuchni. Głowa leżała na podeście, nogi częściowo w tzw. „zielonym pokoju” – zapamiętał emerytowany grabarz. 

Zabójca znał proboszcza?  

Policjanci powiedzieli, że ustawili blokadę na drogach.

- To nie była prawda. Szafarz pojechał do ks. dziekana Jośki na osiedlu Nowiny z dokumentami i nie napotkał żądnej blokady – twierdzi ligocianin.

Dodaje, że nie został przesłuchany zaraz po zabójstwie.

- Mam na imię Adolf, ale wołają na mnie „Adam”. Prokuratura sprowadziła na przesłuchanie jakiegoś Adama Jakubczyka, który nie wiedział, gdzie jest Ligocka Kuźnia. Dopiero przesłuchiwana już drugi raz sąsiadka powiedziała, że chodzi o Adolfa Jakubczyka. Zostałem wezwany do prokuratury – opowiada. 

Bandyta miał wejść do probostwa przez otwarte okno komórki.

- Jak to możliwe, skoro na parapecie stały słoiki z przetworami. Pewnie by się stłukły i narobiły hałasu. Były nietknięte. Gospodyni, która spała w swoim pokoju, nic nie słyszała. Przybyła do naszej parafii razem z księdzem Kusiem. Po jego śmierci pracowała aż do emerytury u księży werbistów w Rybniku, a następnie wróciła w swoje rodzinne strony – mówi Jakubczyk.

Zabójca tymczasem miał wybiec bocznymi drzwiami i uciekał przez łąki. Przedtem pozamykał wszystkie drzwi na klucz.

- Moim zdaniem, to był ktoś, kto znał proboszcza – uważa pan Adolf. 

Co ustalili śledczy

Ksiądz Henryk Kuś odprawił jak zwykle wieczora mszę św. Od godziny 20 oglądał telewizję. Najprawdopodobniej o 22 już spał, podobnie jak gosposia. Bandyta lub bandyci dostali się na probostwo między 22.30 a 22.40. Ksiądz został zaatakowany podczas snu. Pierwsze ciosy nożem trafiły go w klatkę piersiową. Kapłan próbował się bronić, zabójca uderzał w brzuch i w plecy. Prawdopodobnie dostał się na plebanię przez otwarte okno w spiżarni. Wskazywała na to zerwana siatka w oknie i porzucony drąg, po którym mógł się wspiąć do okna. 
Odgłosy szamotaniny zbudziły gospodynię, która uruchomiła kościelne dzwony. To spłoszyło mordercę. Na probostwo przybiegło kilkadziesiąt osób, które zadeptały ślady zabójcy. 
Obecny proboszcz, ksiądz Jarosław Paszkot powiedział nam, że starsi parafianie pamiętają i ciepło wspominają ś.p. ks. Henryka Kusia. Świadczy o tym jego grób, zawsze pięknie ustrojone świeżymi kwiatami.

- Dla mnie ś.p. ksiądz Henryk jest męczennikiem, fundamentem i żywym pomnikiem naszej parafii – wskazuje proboszcz Paszkot.  


O ks. Henryku Kusiu

Urodził się w Rudzie Śląskiej-Halembie. Ukończył Wyższe Śląskie Seminarium Duchowne w Krakowie. Święcenia kapłańskie przyjął w 1961 roku. Jego pierwszą wikariuszowską parafią była Kostuchna. Potem był kolejno w: Połomi, Chełmie Śląskim, Czerwionce, Michałkowicach, w parafii NSPJ w Boguszowicach. Równocześnie biskup powierzył mu organizowanie nowej kuracji w Ligockiej Kuźni. W 1977 roku została tu utworzona parafia. Zasługi księdza Kusia były tak duże, że kilkakrotnie proponowano mu objęcie większej parafii. Każdorazowo prosił o odroczenie, powołując się na niedokończone inwestycje przy kościele św. Wawrzyńca. 

Jeśli ktoś coś wie o tej zbrodni, prosze o kontakt na adres: ireneusz.stajer@nowiny.rybnik pl

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze

  • REM 20 września 2021 09:31Wypytajcie lepiej lokalnych z kim ofiara sypiala i czy to nie byly dzieci? Pamietam jak rozmawiano o tej sprawie wtedy, jeden z czlonkow rodziny z tej parafii ucial rozmowe "ale tam bylo jeszcze cos..." i zabronil rozmawiac o sprawie - widac bylo w jego glosie gniew. Josko i Zimon jesli juz to nie pomagali ale pomagali tuszowac sprawe... Osttnio starszy znajomy (po 70 tce) w rozmowie rzekl - ale to byl pedofil...

Dodaj komentarz