Robert Lewandowski.
Robert Lewandowski.

Ireneusz Stajer, Robert Lewandowski

Są wszędzie, trzymają się razem w grupkach. Nagabują przechodniów na parkingach przy ulicy Księdza Brudnioka i za urzędem miasta, na Placu Wolności oraz przed marketami.

Chcą pieniędzy, mówią, że na jedzenie. Ale może zbierają na kolejne piwo bądź butelkę taniego wina... Nie wiemy tego, dajemy parę złotych albo odprowadzamy „intruza” obojętnym wzrokiem. Coraz częściej wyjmujemy jakieś produkty z koszyka z zakupami i obdarowujemy osobę, nie mając pewności czy za rogiem jedzenie nie wyląduje w koszu. Bo i tak się zdarza. Co stało się, że trafili na ulicę?

Mateusz „zarabia” na parkingu samochodowym przy Brudnioka, stoi obok biletomatu i prosi o pieniądze. Jeśli ktoś odmawia, nie zaczepia dalej. Mówi, że stracił dowód osobisty, a bez dokumentu nie może normalnie pracować. - Czekam na nowy dowód – przekonuje 31-latek. Nie chce naszej pomocy, tylko kilka złotych. Nie mówi na co... Nie interesuje go też jedzenie.

W pewnym momencie do biletomatu podchodzi starsza pani, której Mateusz pomaga w wyborze sposobu zapłaty. Liczy na wdzięczność kobiety. Dostaje kilka złotych, zadowolony dziękuje i czeka dalej. Czy to sposób na łatwy zarobek? Trudno powiedzieć, mężczyzna nie jest skory do opowiedzenia swojej historii.

Piwkowanie na parkingu

Oparty o ten sam biletomat Adam popija piwo. Nie przeszkadza mu, że robi to w centrum miasta w obiektywach kamer. Z pewnością nie jest to jego pierwszy trunek tego dnia. Mówi, że bezdomność jest ok. Pogodził się ze swoim losem. Nie szuka zatrudnienia, bo pracy po prostu nie ma... Kilka lat temu zostawiła go żona, od tamtej pory żyje z dnia na dzień. Czasem pojawia się na Brudnioka, licząc na kilka złotych. Bez ogródek oznajmia, że potrzebuje pieniędzy na alkohol. - Ile jesteś w stanie„zarobić” w ten sposób? - pytamy. - Wszystko zależy od dnia. Raz dostanę kilka złotych, czasami uzbiera się jednak pokaźna suma. To wystarczy, aby jakoś przeżyć – przyznaje.

W pewnym momencie pasażem przy ulicy Sobieskiego idą dwaj panowie, którzy stanem upojenia dorównują Adamowi. Ten widząc konkurentów, w pośpiechu opuszcza parking.

Maria z Brudnioka

Wśród bezdomnych najwięcej jest panów. Są jednak i panie, które pogubiły się w swoim życiu. Na Brudnioka zwykle po południu możemy spotkać około 60-letnią Marię. Podchodzi do osób zostawiających na parkingu auta. Prosi o kilka złotych wsparcia. Ludzie reagują różnie - jedni wyciągają bilon, inni przepędzają Marię. Większość nie rozmawia z kobietą, od której czuć alkohol. Podchodzi też do reporterów 'Nowin”. - Macie z dwa złote lub chociaż złotówkę? – zagaduje. Twierdzi, że brakuje jej drobnych. Próbujemy dowiedzieć się coś więcej, dlaczego musi prosić o pomoc innych? Nie słyszy pytania, ponoć ma problem ze słuchem. Nie dajemy gotówki, więc jest dezorientowana, spogląda do kogo można jeszcze podejść. Nie wygląda na bezdomną, ale ma wyraźny problem z alkoholem. Po chwili znika z parkingu, idzie w kierunku osiedli mieszkaniowych. Na Brudnioka zagląda często.

Specjaliści podkreślają, że uzależnienie od alkoholu lub środków psychoaktywnych niszczy wolę człowieka. Bezdomny potrafi zapomnieć kim był kiedyś, że miał rodzinę, chodził do szkoły, pracował..., grubą krechą oddziela przeszłość od dziś. O przyszłości nie myślą.

Dżony po wyroku

W jeden z piątkowych wieczorów, na rynku do grupy nastolatków podchodzi facet, który prosi o papierosa. Nie wygląda świeżo, ci odmawiają. Idzie dalej i szuka kogoś lepiej usposobionego do takich ludzi jak on. Opiera się o ścianę jednego z barów, czekamy aż podejdzie do nas. I tak się dzieje. - Poczęstujesz papierosem? - próbuje. Przygotowani dajemy mu to co chce, licząc, że odwdzięczy się rozmową.

Dżony ksywkę dostał w więzieniu. Mówi, że kilka dni temu przyjechał do Rybnika z zakładu karnego w Raciborzu. Siedział dwa lata za pobicie. Prosi jeszcze o piwko, choć jest już wyraźnie wstawiony. Mówi, że nie ma gdzie się podziać. Nie chce jednak iść do noclegowni, bo "tam znów odebrano by mu wolność." - Jakoś sobie poradzę – ucina. Jest środek lata, co będzie dalej? Na razie tego nie wie. Chcemy kontynuować rozmowę, ale Dżony chce nam o wszystkim opowiedzieć następnego dnia. Dziś nie ma na to siły, nie ma też telefonu komórkowego. - Spotkacie mnie jutro na rynku – zapewnia na pożegnanie. Niestety nie zobaczyliśmy go już więcej.

Jest na flaszkę

Andrzej nie prosi wyłącznie o pieniądze, ale i o coś do jedzenia. Jest wyraźnie zagubiony i przerażony swoim położeniem. Bezradny. - Dlaczego nie pracujesz? - pytamy. - Tu nie ma żadnej pracy – twierdzi. - Kiedy ostatnio szukałeś jakiegoś stałego zajęcia? - drążymy. - No, jakiś czas temu, ale wiem, że i tak nic nie znajdę – odpowiada. Jest w średnim wieku, mógłby śmiało pracować zawodowo. Kiedy rozsypało się jego małżeństwo, wszystko potoczyło się jak lawina. Trafił na ulicę. Ile potrafi zebrać z żebractwa? - Są dni, że nawet i kilkadziesiąt złotych. Wystarczy na przeżycie i jeszcze na flaszkę - przyznaje. Dodaje, że nie jest nachalny, grzecznie prosi o drobne poratowanie. Czy wstydzi się żebractwa? Na początku tak, choć teraz traktuje to jako normalną sytuację. Czy można mu pomóc? Twierdzi, że nie, chce tylko kilka złotych. Jak mówi, przyzwyczaił się już do bezdomności i nie widzi sensu coś zmieniać.

Ława do spania

Niektóre osoby bez dachu nad głową potrafią uprzykrzyć życie innym ludziom. Swego czasu strażnicy miejscy wielokrotnie interweniowali w pasażu przy ulicy Sobieskiego. Kilku bezdomnych zrobiło sobie na ławie noclegownię. Doszło do paru incydentów.

- Podczas interwencji okazało się, że to znany naszym funkcjonariuszom bezdomny przebywający na terenie Rybnika. Odmówił przyjęcia proponowanej przez strażników pomocy i odszedł – informował „Nowiny” Dawid Błatoń, rzecznik prasowy straży miejskiej.

Tego samego dnia w południe zgłoszono, że w pasażu na ławce znowu leży jakiś mężczyzna. Po wizycie strażników posprzątał po sobie i odszedł. Inną interwencję, tym razem wobec bezdomnego, który leżał w poczekalni miejskiego dworca autobusowego, zgłosił operator monitoringu. Mężczyzna zakłócał porządek publiczny. Po rozmowie ze strażnikami opuścił poczekalnię, odmawiając przyjęcia jakiejkolwiek pomocy.

- Wieczorem otrzymaliśmy zgłoszenie o bezdomnym przebywającym w okolicy śmietników przy ulicy Pocztowej. Mimo oferowanej pomocy on również odmówił i poszedł sobie - opowiadał Błatoń. - Te wszystkie interwencje miały miejsce tylko jednego dnia, to dla nas codzienność - dodał.

Odkąd miasto zlikwidowało ławę w pasażu przy Sobieskiego, jest tu spokojnie. Trunkowi bezdomni przenieśli się na ławeczki w rejonie parkingu, bacznie obserwując kierowców. Następnie podchodzą do wybranych osób i proszą o pieniądze.

Co robi miasto?

Zapytaliśmy Ośrodek Pomocy Społecznej w Rybniku, który ma realizować zadania wynikające z ustawy. Jak nam powiedziała kierownik zespołu ds. bezdomności Edyta Wąsowicz, od stycznia do czerwca zweryfikowano 85 osób żyjących na ulicy.

- Wszyscy otrzymali wsparcie w formie pracy socjalnej, jak i pomocy finansowej. Streetworker monitoruje miejsca, gdzie mogą przebywać bezdomni, obecnie zajmuje się 34 osobami – wylicza kierowniczka.

W tym roku miasto przeznaczyło na prowadzenie przez instytucje pozarządowe na schroniska dla bezdomnych 1 770 050,00 złotych, w tym wypłacono zasiłków celowych – 24 555,50 zł, a na prowadzenie zimą całodobowej ogrzewalni poszło 250 717,99 zł. Co roku Rybnik wydaje więcej na wsparcie dla osób pozbawionych dachu nad głową. O ile w 2018 było to 1 mln 200 tys. zł, w 2019 już 1 mln 600 tys. zł, a dziś kwota ta sięga blisko 1,8 mln zł.

Dać czy nie dać?

- W przypadku spotkania bezdomnego, należy taką osobę poinformować, by udała się do zespołu ds. bezdomności przy ulicy Białych 7 bądź skontaktowała ze streetworkerem pod numerem telefonu 535 498 178 lub 32 42 63 551. To najlepszy sposób na pomoc – oznajmia Edyta Wąsowicz. Nie należy ich wspierać finansowo. - Może to bowiem skutkować brakiem motywacji bezdomnego do wyjścia z bezdomności i zmiany dotychczasowego stylu życia – tłumaczy kierowniczka zespołu.

Gdzie szukać pomocy?

Na terenie Rybnika działają aktualnie dwie placówki noclegowe dla osób bez dachu nad głową, prowadzą je: Stowarzyszenie Jana Pawła II przy ulicy 3 Maja oraz w Niewiadomiu - Chrześcijańskie Stowarzyszenie Dobroczynne. Jest też Towarzystwo Pomocy im. św. Brata Alberta w Przegędzy. Wszędzie tam bezdomni mogą szukać schronienia, czyli noclegu i trzech posiłków dziennie. Jest tylko jeden warunek, należy być trzeźwym. Każdy, kto łamie regulamin, zostaje wydalony z placówki. Nie akceptowanie wymogu trzeźwości oznacza wybór bezdomności.

- Od stycznia do czerwca ze schroniska skorzystały 234 osoby, a z ogrzewalni 182 bezdomnych, w mieszkaniach chronionych treningowych oraz wspieranych treningowych przebywało łącznie 37 osób – wylicza Edyta Wasowicz.

Wsparcie OPS-u polega też na udzielaniu zasiłków celowych, okresowych, stałych i innych świadczeń wynikających z ustawy o pomocy społecznej oraz z pomocy żywnościowej FEAD, wydawanej przez Polski Czerwony Krzyż. 

Galeria

Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt Image alt

Komentarze