post image
Archiwum prywatne Dr Artur Czesak

Czy śląski jest odrębnym językiem?

Jest i nie jest. I to nie dlatego, że nie występuje w większości podręczników oraz kompendiów z wykazem języków słowiańskich. Nie dlatego też, że nie wymieniają go polskie ustawy dotyczące języka, czyli że nie ma on statusu np. języka regionalnego czy języka mniejszości etnicznej. Tylko dlatego, że języków śląskich mamy bardzo dużo...

Nie użyje pan terminu „dialekt”, dlaczego?

Świadomie mówię o językach, ponieważ w ścisłym, strukturalnym ujęciu nie musimy używać hierarchii, którą zakłada pojęcie dialektu. Coś jest małe, więc siłą rzeczy podporządkowane. Na planie czysto językowym obszar Śląska składa się z dziesiątek mikrokosmosów. Zazwyczaj gdy rozmawiam z jakimś Ślązakiem, to on zna, kocha, rozumie swoją część Śląska. Nie zawsze jego doświadczenie wychodzi w tym zakresie 100 kilometrów dalej.

Wydaje mi się, że nie jest tak do końca. Ślązak z okolic Rybnika rozumie Ślązaka z Katowic, Cieszyna czy nawet Opolszczyzny.

Ostro protestuję. Bo jeśli np. gdzieś się mówi „trouwa”, a gdzie indziej „trowa”, Nie wszędzie zrozumiałe będzie słowo aspōń czy cesta. Ślązacy mogą się nie zrozumieć albo nawet śmieją się z siebie. Jeśli koło Prudnika odpowiedniki historycznych samogłosek nosowych, np. polskiego „ę” brzmi jak „au” - np. można sobie kupić „miausa”, a nie „miynsa” albo ma się „keło” a nie na „koło”, to mimo zrozumiałości są to duże różnice językowe.

Zgoda, ale z drugiej strony posłużę się bliższym mojej wrażliwości językowej przykładem, uważam, że godka z okolic Rybnika i aglomeracji górnośląskiej jest niemal tożsama.

To prawda, ale jeśli mówi się o jakieś idei śląskiej czy stworzeniu wspólnego standardu językowego dla dużego obszaru Górnego Śląska, to wykluczenie tych paru tysięcy prudniczan bądź mieszkańców Głogówka może wywołać sprzeciw wobec kodyfikacji. Bo ktoś potraktowany w taki sposób powie: „nie tylko nie wiecie jak my godōmy albo rzōndzymy, ale jeszcze nas lekceważycie. To my to też zlekceważymy, czyli smol...”.

Czy zatem kodyfikacja śląskiej godki na tak dużym, górnośląskim obszarze jest możliwa?

Wszelka kodyfikacja systemów językowych, choć w każdym kraju można wskazać jakieś różnice, zakłada przewagę chęci i korzyści. Jeśli ludzie przekonają się do standaryzacji, jeśli uważają to za ważne, żeby można było na dużym obszarze uczyć dzieci z tych samych książek i nie spierać się o drobiazgi, to wtedy potrzeba kodyfikacji przeważa nad partykularyzmami. Przełom polega wówczas na budowaniu nowego piętra w postaci nowego języka. U siebie „w dōma godōmy inakszy, a we szkole uczōm dziecka inakszy”.

To samo dostrzec można w każdym innym skodyfikowanym języku np. polskim. Mamy język literacki i gwary.

No tak, na tym polega budowanie standardu. Dziecko podhalańskie czy podkieleckie idzie do szkoły i tam słyszy inną mowę. Media też mówią do niego innym językiem niż rodzice z dziadkami bądź ludzie na targu. W tym momencie jest ważne, czy odbiera się to jako coś normalnego czy jako krzywdę i niszczenie domowego języka.

Jaka jest pana rola w pracach nad standaryzacją języka śląskiego?

Byłem moderatorem spotkań dotyczących tego zagadnienia. Stanowiliśmy krąg osób piszących po śląsku, forum wymiany opinii, gdzie dyskutowaliśmy nad różnymi problemami związanymi z kodyfikacją śląskiego. Spotykaliśmy się w Katowicach.

Jak idą prace związane z kodyfikacją języka śląskiego?

Na razie wszyscy są okopani na swoich stanowiskach — przeciwnicy, radykałowie, zwolennicy innych sposobów zapisu, w tym wzorowanego na książkach Feliksa Steuera. Nie mamy też umocowania w jakimś forum śląskich organizacji, które byłoby władne przyjąć i promować stworzony przez nas dokument oraz przedstawiać go jako oficjalne stanowisko.

Jakie jest stanowisko pana doktora w kwestii standaryzacji śląskiego?

Jestem krakowskim językoznawcą, co jest już moim pierwszym „grzechem”. Od co najmniej 30 lat interesuję się językiem i kulturą Śląska. Poprzez rozmaite śląskie fora wymiany myśli w Internecie zaznajomiłem się z częścią ludzi, z niektórymi się zaprzyjaźniłem. „Grzech krakowski” polega na tym, że nie byłoby dobrze, gdybym miał cokolwiek narzucać tym, którzy po śląsku mówią od pokoleń, działają w sprawach śląskich i piszą po śląsku. Druga rzecz, środowisko językoznawców w Krakowie różni się tym od warszawskiego, że bardziej obserwuje, niż nakazuje. Sukcesem naszych spotkań w Katowicach było to, że kiedy powstał tzw. zapis ślabikorzowy, który miał lepsze umocowanie pod kierownictwem pani prof. Jolanty Tambor, podpisali się pod nim przedstawiciele śląskich organizacji. Pomyśleliśmy wspólnie, że mógłby powstać zapis ślabikorzowy light.

Czyli jaki?

Mógłby on polegać na tym, że nie będzie używało się części liter oddających dźwięki Śląska opolskiego, które na Śląsku rybnickim, katowickim czy gliwickim wydają się zbędne. Oprócz tego z kodyfikacją wiążą się często rzeczy drobne, np. lepiej po śląsku jest powiedzieć „wyskakować” niżeli „wyskakiwać”. Nie dlatego, że podjęliśmy uchwałę zwalczającą strukturalne polonizmy, tylko stąd, że do takiego poglądu doszliśmy na spotkaniach naszego zespołu. Przywoziłem do Katowic mapę z „Atlasu językowego Śląska”, który powstał na podstawie badań w latach 50. i 60. ubiegłego wieku, gdy po śląsku mówiło znacznie więcej ludzi. Moi rozmówcy zgodzili się, że „wyskakiwać” jest bardziej z polska.

Jakie jeszcze dostrzegacie problemy?

Całą masę, ale one istnieją również w obrębie innych języków. Są też w polskim, np. „nieopodal” można napisać razem albo „nie opodal” osobno. Analogicznie zastanawiamy się, jak pisze się po śląsku: „po leku” czy „poleku” albo słowo „hned” bądź „chnet”. Możemy zajrzeć do „Korpusu Ślōnskij Mŏwy” autorstwa Grzegorza Kulika i zobaczyć, jak kiedyś wyglądały te zapisy. Na tym właśnie polega kodyfikacja.

Gdzie pan umiejscawia śląski w rodzinie języków europejskich?

Jest językiem indoeuropejskim, niewątpliwie zachodniosłowiańskim - świadomie pominąłem pojęcia: bałtosłowiański oraz lechicki, ponieważ są lingwiści, którzy to podważają. Wprawdzie nie jestem specjalistą od genezy języków słowiańskich, ale np. prof. Witold Mańczak uważał, że nigdy nie było języków lechickich... Śląskie mikrosystemy językowe rozwijały się wraz z polszczyzną i obok niej. Gdybyśmy mieli nagrania ze średniowiecza! Szczegóły tych procesów to wciąż sfera dyskusji. Ukazują się na ten temat nowe, fundamentalne artykuły autorstwa zdolnych, wielojęzycznych językoznawców. Oni wywracają do góry nogami wiedzę zawartą w książkach, z których uczyłem się wiele lat temu na studiach.

Rozmawiał: Ireneusz Stajer

Dr Artur Czesak

Językoznawca polonista, dialektolog, leksykograf, badacz regionalizmów i leksyki rzadkiej, obserwator przemian statusu śląszczyzny i powstawania jej ponadregionalnej odmiany — autor książki "Współczesne teksty śląskie na tle procesów językotwórczych i standaryzacyjnych współczesnej Słowiańszczyzny"; juror festiwali folklorystycznych; prowadzi zajęcia ze stylistyki na Wydziałach Polonistyki i Filologicznym UJ, współredaktor serwisu internetowego dobryslownik.pl, bloger.
 

Komentarze

Dodaj Komentarz