post image
Elżbieta Grymel Wygodzka karczmarka

Kiedyś miejscowość Borowa Wieś (do której należy Wygoda) leżała na pograniczu powiatów rybnickiego i pszczyńskiego, obecnie zaś stanowi część  miasta Mikołowa  Jeżeli nie wiecie, gdzie to jest, to wam podpowiem: na drodze z Mikołowa do Gliwic, a z pewnością tam traficie! Karczmy nie ma tam już od wielu lat , bo po II wojnie światowej została rozebrana, ale ludzie wciąż o niej wspominają i opowiadają związane z nią historie. Tu trzeba wyjaśnić, co w starej polszczyźnie znaczyło  słowo „wygoda”. Był to rodzaj zajazdu z karczmą, miejscami noclegowymi i stajniami dla koni podróżnych, dziś zapewne nazwalibyśmy taki budynek hotelem z odpowiednim zapleczem.

Wygodzka karczma była jednak miejscem niebezpiecznym dla podróżnych, bo choć nikt nikogo za rękę nie złapał, to w okolicy opowiadano, że w tej karczmie znikają bogaci ludzie. Wieczorem przybył bogaty podróżny, pozostał na noc, a rano już z karczmy nie wyszedł. Jak ktoś o niego pytał, to karczmarz albo jego żona  odpowiadali, że ten człowiek wcześnie rano wyjechał, ale to nie była prawda, bo jego koń nadal stał w stajni przy karczmie. A potem koń też zniknął, ale kto go zabrał nie dało się stwierdzić, bo w takich miejscach kręci się zazwyczaj wiele osób.

Mama mojego męża wspominała o tym , co opowiadał jej teść, który urodził się w okolicy i mieszkał na Wygodzie przez całe dorosłe życie. Karczmarze mieli pierwszy w okolicy szafkowy zegar wahadłowy. Stał w największej izbie gdzie wiele ludzi się stołowało lub popijało piwo albo mocniejsze trunki.

Kiedy któryś z podróżnych prosił, żeby go wcześnie obudzić, to karczmarz wskazując na wielki zegar , obiecywał mu, że zawoła go, jak tylko ta godzina wybije! Ale potem, kiedy wszyscy wyszli z owej sali udając się na nocny spoczynek , karczmarz przestawiał zegar i wysyłał podróżnego w drogę w środku nocy. Człowiek ten nigdy już nie dotarł do celu podróży, bo kawałek za wsią czekali już na niego zbójcy z Chudowa.

Dwieście lat temu w  tym terenie miał się pojawiać również inny zbójnik, który przemieszczał się podziemnymi chodnikami z Bytomia  aż do Halemby. Podróżnych napadał znienacka zazwyczaj nocą lub wczesnym rankiem, grabił ich majątek i towary, ale co robił z swoimi ofiarami do dziś nie wiadomo, bo żaden z napadniętych nie powrócił, żeby dać świadectwo . Podróżni i kupcy znikali w tych miejscach bez śladu!

Okoliczni mieszkańcy opowiadali, że w każdą noc straszyło w karczmie w kuchni. Po wygasłym już piecu miały skakać olbrzymie gary pełne mięsa, które z nich wychodziło i podnosiło pokrywki. Tak narosnąć może tylko jedno mięso – ludzkie! To z pewnością duszyczki tych pomordowanych prosiły o pomoc! Być może te podejrzenia nie były gołosłowne, bo pewnego roku karczmarz z Wygody został aresztowany  i zamknięty w więzieniu w Raciborzu, ale nie siedział tam długo. Musiał mu ktoś pomóc, albo on zdołał, kogo trzeba, przekupić, bo udało mu się zbiec. Potem zniknął, jakby pod ziemię się zapadł,  dlatego pruska policja nie potrafiła go znaleźć. 

A w czasie II wojny św. bomba na karczmę spadła i tak wszystko zło się skończyło!

Elżbieta Grymel

Ps. Po Śląsku krąży wiele opowieści o nieuczciwych karczmarzach, ale zazwyczaj lista ich przewin nie jest aż tak długa jak powyższa. 

Komentarze

Dodaj Komentarz