Archiwum Krzysztof Jaroch Przewodniczący Zarządu Dzielnicy Zebrzydowice w Rybniku 
Archiwum Krzysztof Jaroch Przewodniczący Zarządu Dzielnicy Zebrzydowice w Rybniku 

Czwarta fala pandemii koronawirusa rozwija się w najlepsze, a niepokojące statystyki szybują w górę. Znowu rośnie liczba zachorowań i zgonów, szpitale są przeciążone, ograniczane są przyjęcia chorych i planowane zabiegi, a lecznice tymczasowe wznawiają działalność. I chociaż wiadomo, że ryzyko ciężkiego przechorowania COVID-19 przez niezaszczepionych jest dużo wyższe niż osób zaszczepionych, w Polsce szczepionkę przyjęło niewiele ponad połowę obywateli.

Kolejny wzrost zakażeń nie idzie u nas w parze z wprowadzaniem, jak w innych europejskich krajach, chroniących ludzi ograniczeń. Mimo stanowczych zapowiedzi, słabo egzekwowane są również obowiązujące wytyczne. Codziennie widzę ludzi bezkarnie paradujących w obiektach publicznych bez maseczek, gdzie zgodnie z obowiązującymi przepisami powinni je zakładać. Zachowaniem dystansu i dezynfekcją rąk też już dawno wielu z nas przestało się przejmować. Spotykam sporo osób, które en général niewiele robią sobie z ryzyka, jakie niesie ze sobą niekończąca się pandemia, nie przejmując się tymi z mniejszą odpornością.

Mimo wzrostu zakażeń, w codziennych sytuacjach nie obowiązują u nas praktycznie żadne obostrzenia. Nie ma też ograniczeń dla osób, które nie legitymują się covidowym paszportem, a potencjalnie najbardziej mogą przyczyniać się do transmisji koronawirusa. I nie trzeba być naukowcem, żeby stwierdzić z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, że taki stan nie przybliży nam końca pandemii i nie ograniczy dzisiaj ciężkich przypadków choroby i zgonów.

Mam świadomość tego, że powszechne szczepienia i zdrowy rozsądek są, póki co, największym orężem w walce z pandemią. Zadaję sobie przy tym pytanie: dlaczego osoby, które mogą przyjąć szczepionkę, a tego nie robią, zabierają miejsce i czas w szpitalach zaszczepionym, którym właśnie odwoływane są planowane zabiegi?

 

Komentarze

Dodaj komentarz