fot. Dominik Gajda
fot. Dominik Gajda

Czy koniec listopada lub początek grudnia to dobry moment na przygotowania do świąt Bożego Narodzenia?

Na przygotowanie się do świąt każdy moment jest dobry – czy to listopad czy styczeń czy październik czy luty. Zawsze jest na to dobry czas.

A jak się przygotować?

Wydaje mi się, że nic nie trzeba robić. Chociaż zależy o jakie przygotowanie nam chodzi? Bo trzeba rozróżnić same święta od świętowania. Żeby móc świętować, to rzeczywiście trzeba się przygotować. Każde spotkanie, które ma w sobie jakiś element świętowania, musi być przygotowane. Takie przygotowania to: zakup choinki czy bombek, upieczenie ciasta itp. To też jest ważne, nawet bardzo ważne. Bo nie jesteśmy robotami; musimy mieć coś, przy czym możemy świętować.

Czy ojciec przygotowuje się jakoś szczególnie do świąt?

Jeśli mówimy o czysto duchowym przygotowaniu się do świąt, to jest ono zawsze takie samo. Wystarczy żyć wiarą. Liturgia Kościoła daje mi ku temu sposobność. Rok jest tak skonstruowany, że siłą rzeczy, żyjąc wiarą, przygotowujemy się do Bożego Narodzenia. Sam Adwent, jest tak skonstruowany, że po 15 grudnia już ściśle przygotowuje nas do Bożego Narodzenia. To jest czas przygotowania duchowego. I tutaj nie potrzeba jakichś specjalnych wysiłków. Rok liturgiczny jest rzeką, która nas po prostu niesie.

W jaki sposób pogodzić duchowe przesłanie świąt z ich komercyjną otoczką. Po pierwsze, czy to jest możliwe, a po drugie – czy ojciec się temu przeciwstawia?

To jest niemożliwe i niepotrzebne. Albo chce się pościć albo chce się bawić. Nie można pogodzić postu i zabawy. To są dwie zupełnie inne rzeczywistości. Nie da się pogodzić Bożego Narodzenia jako takiego z komercyjnością. Bo Pan Jezus nie przyszedł na świat komercyjnie, tylko przyszedł w stajence, ubogiej, na odludziu, na peryferiach świata, po cichu i bez splendoru. Tego się nie da pogodzić z komercyjnością. Zjawisko komercjalizacji jest i siłą rzeczy w nim uczestniczymy. Nie ma jednak sensu z nim walczyć ani się irytować. Ono po prostu jest i tyle.

A czy ono jakoś bardzo przeszkadza w tym duchowym przeżywaniu czy niekoniecznie?

A dlaczego by miało przeszkadzać? Jeśli dla kogoś ważne będzie wyłącznie to, żeby mieć wypasioną choinkę, bo bez tego nie będzie świąt, to po pierwsze nie wie co to znaczy świętowanie i nie wie co to znaczy Boże Narodzenie. Komercjalizacja świąt wmawia nam zachowania konsumenckie. Na przykład, jeśli nie kupi się coca-coli, to nie będzie Świętego Mikołaja. To jest zresztą znakomitym przykładem, jak się da skomercjalizować zjawisko, które wydawałoby się, że jest niekomercyjne – dobroczynność. Jeśli więc wpadniemy w taką pułapkę, to znaczy, że w ogóle nie rozumiemy co to jest Boże Narodzenie.

Co chciałby ojciec przekazać nam na ten nadchodzący czas?

Chciałbym przekazać Czytelnikom "Nowin", że chodząc po marketach w maseczkach, czasami sobie je założyli na oczy. Bo nie wszystko trzeba mieć. Nie z wszystkim trzeba zdążyć. Że jak się okien nie umyje, to święta też przyjdą. Jak się nam nie uda wszystkiego kupić (a dzisiaj wszystko się da kupić!), to święta też się odbędą (bo nie przyjdzie „Matka Boska gesslerowska”, żeby sprawdzić, czy wszystkie potrawy nam dobrze wyszły). A jak już postawimy ten dodatkowy talerz, warto się zastanowić co zrobimy, jak nam ktoś faktycznie do drzwi zapuka…

Że zanim kupią opłatek – to niech się zastanowią, czy ma się co przy nim powiedzieć. Bo jeśli trzeba wymyślać życzenia, to znaczy że szczere one raczej nie będą…, a na pewno nie z serca, co najwyżej z głowy.

A jak chcą faktycznie świętować, to niech wyłączą internet i telewizję. Jeśli chcemy rzeczywiście poczuć, nazwijmy to – magię świąt - to trzeba smartfony wyrzucić do koszyka albo zamknąć do szuflady. I nagle może się okazać, że nie mamy co świętować. Komu złożymy życzenia? Smartfonowi, bo to jest najbliższa nam „osoba”…, bliższa niż reszta przy tym stole?

Rozmawiała: Martyna Robek.

Komentarze

  • Bernard 02 grudnia 2021 14:56Bóg zapłać księże proboszczu

Dodaj komentarz