Kto smaruje ten jedzie


Po 15-miesięcznym śledztwie o udział w dobrze zorganizowanym, nielegalnym interesie prokuratura oskarżyła 29 osób, m.in. 10 doświadczonych instruktorów nauki jazdy, 3 lekarzy i 9 egzaminatorów z całego Śląska. Akt oskarżenia liczy 48 stron, akta sprawy 15 tomów.Interes kwitł od kwietnia 1998 do listopada 2000 roku. W tym okresie prawo jazdy, a właściwie egzamin uprawniający do jego otrzymania kupiły 44 osoby. Wartość wręczonych łapówek wyliczono na 68 tys. 300 zł. Tej kwoty prokuratura jest pewna, nie wiadomo jednak czy nie jest to tylko wierzchołek góry lodowej, gdyż tylko część osób, które wręczyły łapówki przyznała się do winy. Pozostali obawiali się pewnie nie tylko sankcji karnych, ale i straty prawa jazdy.- Był to prywatny folwark w majestacie państwa. Jestem przekonana, że sprawa nie dotyczy tylko Rybnika. Ta plaga dotyka pewnie i innych ośrodków, bo przecież ci sami egzaminatorzy jeżdżą po całym województwie. Oczywiście nie mówię, że wszyscy egzaminatorzy są łapówkarzami, ale skoro tylko w tej sprawie oskarżonych jest aż 9, to można mówić o prawdziwej pladze - mówi prokurator rejonowy Wanda Ostrowska.Postępowanie w sprawie nieprawidłowości w rybnickim ośrodku ruchu drogowego w październiku 2000 roku wszczął wydział ds. walki z korupcją Śląskiej Wojewódzkiej Komendy Policji. 23 i 28 listopada tegoż roku aresztowano pierwszych dwóch pośredników. W sumie na przestrzeni kilku miesięcy aresztowano 10 osób. Ostatni areszt tymczasowy prokuratura uchyliła za poręczeniem majątkowym w grudniu 2001 roku.Wymagania stawiane przed adeptami, pragnącymi zdobyć prawo jazdy są bardzo duże; egzamin teoretyczny (testy), potem praktyczny rozpoczynający się na placu manewrowym itd. Niektóre osoby kilkakrotnie, ale wciąż bezskutecznie podchodziły do kolejnych egzaminów, co wiązało się oczywiście z dodatkowymi opłatami. Doprawdy trudno się dziwić, że ktoś wpadł na pomysł, by za pieniądze ulżyć egzaminowanym. Rozkręcenie nielegalnego interesu, polegającego na sprzedawaniu egzaminów zarówno teoretycznych, jak i praktycznych, w takich warunkach okazało się stosunkowo łatwe. Wiele osób przystępowało w dobrej wierze do egzaminów po pięć, sześć razy, by stwierdzić w końcu, że jeśli nie zapłacą to nie zdadzą.- Do tego stopnia była to rzecz powszechna, że co sprytniejsi kandydaci na kierowców, w ogóle nie przystępowali do uczciwego egzaminu. Z naszych ustaleń wynika, że zainteresowani dobrze wiedzieli, że można „kupić” sobie prawo jazdy - mówi prokurator Ostrowska.Zbieraniem zamówień i pieniędzy dla „udziałowców” zajmowali się właściciele szkółek jazdy i instruktorzy mający znajomości w rybnickim oddziale Wojewódzkiego Ośrodka Egzaminowania Kierowców. Na terenie Rybnika, Wodzisławia i Jastrzębia działało też pięciu pośredników, którzy nie byli ani właścicielami szkół jazdy, ani instruktorami. Zapewniali oni „pełny serwis”, załatwiając nawet zaświadczenia lekarskie wymagane do uzyskania prawa jazdy bądź zmiany jego kategorii. Stąd zarzuty wobec trzech lekarzy działających na terenie Rybnika, którzy nie widząc „pacjenta” na oczy, wystawiali lewe papiery, zaświadczając, że pan Kowalski czy Nowak jest okazem zdrowia i może prowadzić pojazd mechaniczny.- 41-letniego ortopedę zamieszkałego w Mikołowie możemy właściwie uznać za instytucję. Jak się okazało w czasie innego prowadzonego przez nas śledztwa, zainteresowanym, w zależności od potrzeby, wystawiał różnego rodzaju zaświadczenia. Zdobycie L-4 bądź zaświadczenia o niezdolności do służby wojskowej było tylko kwestią ceny - mówi Wanda Ostrowska.Pośrednicy bez trudu docierali do osób, którym po raz kolejny powinęła się noga na egzaminie. Czasem sami kursanci, prosili o pomoc. Stawki w zależności od kategorii i pośrednika wynosiły od 600 do 2300 zł. Pośrednik zatrzymywał ok. 200 zł, ile brali kolejni udziałowcy procedury egzaminacyjnej ustalić się nie udało. Z legalnie wymaganym dowodem uiszczenia opłaty egzaminacyjnej oraz łapówką pomniejszoną o „koszty uzyskania” wszyscy pośrednicy zmierzali do jednego miejsca - Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego przy ul.Prostej w Rybniku. Administrację „firmy” prowadziły dwie osoby: starszy inspektor ds. technicznych Andrzej Cz. i Krystyna T. zatrudniona na stanowisku inspektora ds. egzaminowania. Te dwie osoby informowały pośrednika bądź instruktora o dacie i miejscu egzaminu. Od nich kandydat dowiadywał się kiedy i gdzie ma się stawić na umówiony egzamin. Jeśli miał do zdania również egzamin teoretyczny, otrzymywał wcześniej test, który mógł wypełnić z własnym instruktorem. Potem przychodził na egzamin pisemny i we właściwym momencie podmieniał tylko testy, oddając prowadzącemu wcześniej przygotowany egzemplarz.Jeśli idzie o umiejętności prowadzenia samochodu, zdarzało się, że egzamin kończył się już na placu manewrowym. Z jazdy po ulicach Rybnika często rezygnowano, być może ze względów oszczędnościowych, a być może w trosce o bezpieczeństwo egzaminatora. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, iż jedna z kobiet, która kupiła egzamin na prawo jazdy, krótko potem spowodowała poważny wypadek.Ustalono, że tylko w jednym przypadku rozzuchwalony egzaminator wziął łapówkę (1000 zł w kopercie) na placu manewrowym. Najpierw wyprosił egzaminowanego z samochodu informując o negatywnym wyniku po czym, po zaglądnięciu do koperty, uznał egzamin za zaliczony. W pozostałych przypadkach przepływ gotówki był na tyle dobrze zorganizowany, że osoby kupujące egzamin nie musiały egzaminatorom czegokolwiek wręczać. Do samochodu wsiadały jednak z przekonaniem, że zaliczenie mają już w kieszeni.- Zgodnie z rozporządzeniem ministra transportu, losowania egzaminatorów odbywać się miały w tajemnicy i nie wcześniej niż pięć dni przed datą egzaminu. Z naszych ustaleń wynika, że nie zawsze tak było. Zdarzało się, że kandydat na kierowcę już dwa tygodnie wcześniej dowiadywał się, kiedy i gdzie zda egzamin - dowodzi pani prokurator. Wiele wskazuje na to, że w centrali, czyli w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Katowicach funkcjonowało jeszcze jedno ogniwo całego interesu, ktoś kto pośredniczył między „administracją” w Rybniku a egzaminatorami, ale dowodów na to prokuraturze nie udało się zebrać, a oskarżeni milczą.Najaktywniejszym pośrednikiem był 28-letni obecnie instruktor nauki jazdy Grzegorz Sz. Działał na terenie Rybnika, obsłużył przynajmniej 20 osób. Dla porównania, właścicielka szkółki dla kierowców z Jastrzębia Urszula R. pośredniczyła w „zdobyciu” tylko jednego prawa jazdy; jego nabywca zapłacił za nie 1300 zł. Sami egzaminatorzy wykazywali się różną aktywnością. Np. 54-letni obecnie Wiktor B. z Tychów zatrudniony w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego zdaniem rybnickiej prokuratury przeegzaminował pomyślnie 15 osób, za co zainkasował 14 tys. 300 zł.Oskarżonym lekarzom grozi kara od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności, pośrednikom i instruktorom za „korumpowanie funkcjonariuszy publicznych” od 6 miesięcy do 8 lat więzienia, zaś egzaminatorom od roku do lat 10. Ci ostatni będą odpowiadać za „przyjęcie korzyści majątkowej w związku z naruszeniem przepisów prawa”. Oprócz kar zasadniczych prokuratura będzie też żądać grzywien, a w niektórych przypadkach orzeczenia przez sąd zakazu wykonywania zawodu.Czy po tej wpadce przyszli kierowcy są egzaminowani rzetelnie? Trudno mieć złudzenia. W końcu grudnia do rybnickiej prokuratury trafiła sprawa kolejnego „pośrednika” z tej branży, działającego na terenie jednego z miast naszego regionu.

Komentarze

Dodaj komentarz