post image
Ireneusz Stajer Autorka tekstu, Elżbieta Grymel

Elżbieta Grymel

Towarzyszył mu tylko pies, który spłoszył żerujące pod dębem dziki i wtedy niedowiarek usłyszał dźwięk dzwonu tak głośno i wyraźnie, jakby stał obok dzwonnicy. Zdjęty strachem nie mógł ruszyć się z miejsca, jakby nogi wrosły mu w ziemię! Kiedy już nieco ochłonął, stwierdził, że głos niesie się od strony dębu. Spostrzegł też, że jego pies, który pobiegł w tamtym kierunku, coś odkrył i szczekaniem zachęcał pana, by obejrzał jego znalezisko. Leśnik podszedł bliżej i zauważył, że w zagłębieniu, gdzie przed chwilą „buchtowały” dziki, coś błyszczy. Schylił się i usiłował odgarnąć sypką ziemię rękami. W tym momencie dzwonienie ustało.

Po chwili jego oczom ukazał się przedmiot przypominający dzwon! Zrozumiał, że ze względu na jego wielkość sam nie da rady go wydobyć, dlatego zadął w róg, który miał przypięty do pasa. W kilka chwil później na polanie zaroiło się od ludzi. Dzwon wydobyto, załadowano na wóz i zawieziono do najbliższego kościoła. Następnego jednak dnia dzwon wrócił na swoje dawne miejsce w lesie i tak się działo aż trzy razy. W końcu pan baron dał za wygraną i kazał postawić na polanie malutką dzwonnicę, na której zawieszono „uparty” dzwon. Czasem wydawał się on tak ciężki, że nawet kilku dobrze zbudowanych mężczyzn nie mogło go poruszyć z miejsca. Rwały się liny i drżała gruba belka, na której wisiał. Innym razem potrafił  tego dokonać najlżejszy wiaterek. Niestety, dzwon był niemy! Wtedy, ktoś przypomniał sobie, że słyszał, iż dzwonowi może przywrócić głos jedynie osoba o czystym sercu. Nieprędko znaleziono chętnego do dzwonienia, ale pewnej niedzieli mieszkańcy okolicznych wsi zebrali się na leśnej polanie. Okazało się jednak, że niewinne, malutkie dzieci były zbyt słabe, by pociągnąć za grube sznury. Ludzie zaczęli wątpić w to, czy kiedykolwiek usłyszą dźwięk dzwonu, bo nikt z obecnych nie kwapił się do dzwonienia. W końcu z gromady wystąpił „głupi Jaś”, który pasał krowy pod lasem. Od razu go zakrzyczano, ale on wcale się tym nie przejął, tylko pewnym krokiem podszedł do dzwonnicy i ujął linę w spracowane dłonie. O dziwo, dzwon zaśpiewał:

- Dzik rył – wyrył, dzik rył – wyrył, rył – wyrył, rył – wyrył ...

Z czasem ludzie zaczęli się osiedlać w okolicy dzwonnicy. Z małej osady wyrosła całkiem  spora wioska, którą nazwano Wyrami.

 Ps. Wiek odwiedzającej nas góralki, mój tato określił na ok. 90 lat, kierując się historycznymi wydarzeniami które pamiętała z dzieciństwa i wczesnej młodości. Ile wiosen liczyła, tego nie wiedziała nawet ona sama, nie potrafiła czytać ani liczyć, wartość pieniędzy (banknotów) poznawała po „obrazku”, nie „znała” się też na zegarze. Potrafiła jedynie określić, gdzie wskazówki zegara znajdują się w południe. Była to dla niej ważna informacja, bo według wierzeń ludowych nie należało wtedy przebywać samemu na otwartej przestrzeni (np. w polu), gdyż był to czas, w którym pojawiały się na świecie duchy nieprzyjazne człowiekowi.

Komentarze

Dodaj Komentarz