Elżbieta Piersiakowa Stanisław Bogusławski bardzo lubi grać w skata
Elżbieta Piersiakowa Stanisław Bogusławski bardzo lubi grać w skata

Elżbieta Piersiakowa

Pan Stanisław pochodzi z Lublina-Głuska. Tam ukończył technikum energetyczne, praktykę miał w elektrowni Kozienice, a potem przyjechał na Śląsk.

– Mam dwoje rodzeństwa, brat ożenił się na miejscu, jest jeszcze siostra, to po co mieliśmy siedzieć wszyscy w jednym domu? Zawsze chciałem kierować pociągiem, no i znalazłem pracę na kolei w Rybniku. Zamieszkałem w hotelu robotniczym, a zaczynałem w lokomotywowni jako pomocnik maszynisty. I tam w wolnych chwilach koledzy uczyli mnie gry w skata, której nie znałem, bo w Lublinie nie grają w skata, tylko w sześćdziesiąt sześć i w tysiąca – wspomina pan Stanisław.

Na początku lat 80. dostał M4 w bloku kolejowym nr 4 na osiedlu Pawlikowskiego w Żorach. Ożenił się z panną Ireną, góralką z okolic Nowego Sącza, która też pracowała na kolei, a była szefową kuchni. Para doczekała się trojga dzieci, więc miała dużo obowiązków, ale pan Stanisław dzielił czas między dom, pracę i skata. Zwłaszcza że po sąsiedzku, pod trójką, mieszkał świętej już dziś pamięci Łucjan Cebula, działacz skatowy i wielki pasjonat gry z waletami w roli głównej. Ostatecznie pan Stanisław, wraz z Łucjanem, Bogdanem Gawronem, Jerzym Kwaśniakiem i Zygmuntem Olszowskim znalazł się w gronie założycieli klubu Asy.

– Jeździliśmy na ligę, na turnieje do Kobióra i Pszczyny, chodziłem też grać do ZWUS-u – relacjonuje pan Stanisław.

W 2018 roku Asy połączyły się w Wisusem. W tej chwili Stanisław Bogusławski jest więc zawodnikiem klubu Asy Wisus, chodzi na treningi sekcyjne, a ponieważ jego żona też jest świetną szkaciorką (uczyła się, podobnie jak mąż, od kolegów z pracy), oboje grywają w domu, jak przyjdzie któryś z kolegów, lub u znajomych. Pani Irenie to wystarcza, gdyż nigdy nie chciała należeć do klubu, pan Stanisław woli więcej grania, choć też nie za dużo.

– Karty to złodziej czasu, a przecież jest jeszcze działka, rower, basen, poza tym z żoną grywamy w remika i w skrable, na skacie świat się nie kończy – podkreśla pan Stanisław.

Żadne z dzieci i wnuków państwa Bogusławskich nie gra w skata.

– Niech każde robi to, co kocha najbardziej. Ja sam bardzo lubię skata, to zmyślna gra, ale czasem się przegrywa. Ja w ogóle gram agresywnie, bez trzech, bez czterech, czasem na trzy, cztery atuty, a to ryzykowne. Na mistrzostwach okręgu też zresztą miałem trzy wpadki, ale udało mi się wygrać – podsumowuje.

Nowy mistrz okręgu rybnickiego od trzech lat jest na emeryturze. Całe zawodowe życie (z niespełna dwuletnią przerwą, kiedy był m.in. na Węgrzech, stąd koledzy często mówią do niego Lajos), przepracował na kolei jako maszynista pociągu. Doskonale pamięta mistrzostwa Polski w 2018 roku, które wygrał. – Lewo dostałem się do finałowej szesnastki, jako że byłem piętnasty, ale dobrze mi poszło – podsumowuje.

Komentarze

Dodaj komentarz