post image
Pixabay Ogniste pomietło było rodzajem demona, który pojawiał się w pobliżu domostw

Elżbieta Grymel

Demon ten przyjmował postać ognistej kuli lub ognistego ogona, z którego sypały się iskry. Pojawiał się i momentalnie znikał, tak że postronni obserwatorzy mieli wrażenie, że to wszystko im się tylko wydawało! Tych, którzy powątpiewają w to, czy istnienie takiego straszydła jest możliwe, chciałabym zapytać, czy znają takie zjawisko atmosferyczne jak piorun kulisty, który wygląda i zachowuje się całkiem podobnie jak owo pomietło? Większość zapewne o nim słyszała, ale niewielu go widziało. Niewątpliwie są też tacy, którzy w ogóle nie wierzą w jego istnienie, po przeczytaniu przytoczonych tu historyjek, być może zmienią zdanie.

Wydarzenie to miało miejsce w połowie lat 30. ubiegłego wieku. Mój tato miał wtedy 10 lat i jak wszyscy chłopcy w tym wieku interesował się końmi. Często odwiedzał swego krewnego, który pracował w majątku baranowickim i od kilku miesięcy powoził elegancką bryczką ciągniętą przez dwa kare konie. Poprzedniego dnia umówił się z kuzynem, że spotkają się na drugi dzień w południe i chłopiec będzie mógł pozaplatać koniom grzywy!

Dlatego nazajutrz pędził do majątku jak na skrzydłach i przybył sporo przed czasem. Musiał więc na stangreta jeszcze trochę poczekać, ale nie robiło mu to wielkiej różnicy, bo były wakacje, więc i tak nie miał nic lepszego do roboty! Ponieważ skwar lał się z nieba, chłopiec wszedł do stajni i poszukał skrzyni na obrok. Usiadł wygodnie, podwinął nogi i zamyślił się. W pewnym momencie poczuł dość specyficzny, ostry zapach. Przed stajnią nagle coś rozbłysło i przez szeroko otwarte drzwi do wnętrza wtoczyła się wielka, ognista kula sypiąca iskrami. Obiegła kilkakrotnie skrzynię, na której siedział mój tata. Potem zaczęła biegać jak szalona po calutkiej stajni, przestraszyła konie znajdujące się w boksach, które zaczęły rżeć i bić kopytami.

Moment później, do stajni wbiegli pracownicy dworscy, którzy usłyszeli hałas, a ognista kula przebiegła obok nich i wyskoczyła drugimi drzwiami na zewnątrz. Skończyło się na strachu, bo większych szkód nie było, jeżeli nie liczyć nadpalonej skrzyni na obrok i osmalonych końskich pęcin. Jednak stary masztalerz spodziewał się nieszczęścia, które jego zdaniem zwiastowało owo pomietło. I tak się stało! Kilka tygodni później spaliła się od pioruna część dworskich zabudowań.

W celu przekonania najbardziej zagorzałych niedowiarków przytoczę jeszcze jedno takie wydarzenie, którego sama byłam świadkiem, choć było ono zdecydowanie mniej widowiskowe. Był chłodny jesienny ranek, ale najwyraźniej zbierało się na burzę. Nasi synowie wyjątkowo długo marudzili przy wstawaniu z łóżek, więc poszłam do ich pokoju, żeby przypomnieć, że już pora do szkoły! Wtedy z jednego kontaktu elektrycznego wyskoczyła ognista kulka wielkości małej, dziecięcej piłki i sypiąc iskrami przeskoczyła przez całą szerokość pokoju (około 4 m), a potem zginęła w kontakcie elektrycznym po przeciwnej stronie. Wszystko to trwało tylko okamgnienie, ale specyficzny zapach ozonu pozostał w pomieszczeniu jeszcze przez kilka godzin.

Komentarze

Dodaj Komentarz