Kraków jest dosłownie za rogiem. Półtorej godziny jazdy od domu i jesteśmy w jednym z najchętniej odwiedzanych miast w Europie. W sobotni wieczór spotkaliśmy znajomych z Rybnika, którzy wpadli do Krakowa na kolację. Ot tak. Na ulicach słychać język: angielski, niemiecki, włoski, ukraiński.
I czasami żartowaliśmy między sobą, kto tu może czuć się u siebie.
Jaka jest pogoda w kwietniu sami wiecie najlepiej. Było jak w piosence Grzegorza Turnaua. Na Brackiej padał deszcz. Niestety padał też na rynku, na Kazimierzu i wszędzie indziej też. Na dodatek było zimno, dlatego szukaliśmy rozrywek pod dachem. A w niedzielę, która była Niedzielą Palmową postanowiliśmy pójść do ogrodu botanicznego. Gdzie jak gdzie, ale w palmiarni jest cieplutko.
Pierwsze zaskoczenie jakie mnie spotkało to duża liczba osób chodzących po mieście z palmami. Przy wszystkich kościołach było pełno ludzi. Spotkaliśmy nawet grupę w krakowskich strojach ludowych. I wtedy pomyślałem, że to jest fenomen tego miasta. W jednej przestrzeni mijają się konserwatywni, polscy katolicy i próbując się ratować porannym piwem, skacowani Brytyjczycy.
I wtedy, w drodze na ulicę Kopernika wydarzyło się to, co skłoniło mnie do napisania felietonu o Krakowie. Zaciekawieni tłumem zboczyliśmy na targ staroci na Grzegórzkach. Przeżyłem szok. Na wejściu starszy pan, a właściwie schludny staruszek, próbował sprzedać płaszcz i klosz. Tak, jakby do przeżycia potrzebował zdobyć kilka groszy. Starocie? Potem było tylko gorzej. Wiele zapijaczonych twarzy próbujących sprzedać “coś”, czyli to, co udało się wynieść z domu. Całe stragany z przeterminowaną i mocno przecenioną żywnością. Bieda, straszna bieda. A byliśmy w linii prostej mniej niż kilometr od krakowskiego rynku. W tym samym czasie przy Sukiennicach panowało bogactwo i niedzielny szyk.
Spadło to na mnie z wielką mocą. Pracuję w obszarze pomocy społecznej i wiem ile ludzi ma źle, ilu ludzi nie stać na podstawowe potrzeby. Codziennie czytam komentarze ignorantów nie mających pojęcia o problemach społecznych. I wiem, że najbliższym czasie będzie tylko gorzej.
Kraków mamy tuż za rogiem. Pod nosem mamy ubogich seniorów i Ukraińców którzy stracili dobytek życia, ofiary przemocy, dzieci wymagające leczenia u psychiatry. Mijamy się codziennie. I niestety wiem, jak wielu osobom nie uda się pomóc.
Komentarze