Państwo Monika i Artur Banasik mają pod opieką dziesięcioro dzieci/ Monika Banasik
Państwo Monika i Artur Banasik mają pod opieką dziesięcioro dzieci/ Monika Banasik

Monika i Artur Banasik z Gorzyc są rodziną zastępczą, pełniącą funkcję pogotowia rodzinnego. Mają dwoje biologicznych dzieci oraz dziesięcioro, którymi się aktualnie opiekują. To u nich dzieci, które potrzebują opieki, znajdują spokój i namiastkę prawdziwego domu, właśnie w Gorzycach. Jak mówi Monika Banasik, rodziną zastępczą zostali 12 lat temu.

- W chwili, gdy zdecydowaliśmy się sprawować opiekę nad dziećmi, córka miała 11 lat, a syn 12, więc to było wyzwanie również dla nich. Zawsze miałam potrzebę zajmowania się dziećmi, otoczenia ich troską, dlatego chciałam zawsze zrealizować ten pomysł, który od dawna miałam w głowie. Jak zmieniliśmy miejsce zamieszkania, mieliśmy więcej możliwości, to ten temat znów powrócił. Skończyliśmy więc wymagany kurs i trafiła do nas piątka dzieci. Byliśmy wtedy teoretycznie przygotowani, jednak w praktyce wyglądało to zupełnie inaczej. Nie ukrywam, że mieliśmy moment zawahania, ponieważ świat nam się wywrócił do góry nogami - komentuje Monika Banasik.

Rozmówczyni podkreśla również, że decydując się na adopcję, należy brać pod uwagę, że dzieci, które do nas trafią, są z różnych środowisk i przeżyły już bardzo wiele.

- W związku z tym, że jesteśmy pogotowiem rodzinnym, trafiają do nas dzieci z interwencji, więc my staramy się nimi zająć na początku, jeździmy z nimi do lekarzy, specjalistów. Rodziny zastępcze mają inną sytuację, bo trafiają do nich dzieci, które mają już diagnozy. Musimy pamiętać, że maluchy, które trafiają pod naszą opiekę, są z różnych rodzin. Mają często problemy emocjonalne czy behawioralne. Trafił do nas kiedyś chłopiec, który miał chorobę sierocą oraz ślady po przemocy domowej. Opowiadał nam o tym, co go spotkało – musieliśmy mu pomóc, wspierać go. Po pewnym czasie zauważamy jednak, że dzieci z tych wystraszonych, uciekających czy chowających się przed nami, zaczynają rozkwitać, zaczynają się z nami bawić, uczestniczą w naszym życiu, chcą być z nami. Każde z nich wniosło do naszego domu wiele radości, mimo trudności i obaw na początku. Przyszli rodzice zastępczy powinni jednak być przygotowani na to, że dzieci wymagają dużo opieki i troski z ich strony — dodaje.

Monika Banasik zwraca też uwagę, że istotne jest to, aby spędzać czas ze swoimi biologicznymi dziećmi, by nie poczuły się odtrącone.

- Zależało nam w dużej mierze na tym, aby nie zaniedbać dzieci biologicznych i powiem szczerze, że nam się to udało — z tego jestem wyjątkowo dumna. Codziennie mieliśmy czas wyznaczony tylko dla nich. Najczęściej wieczorem, gdy maluchy już spały. Siadaliśmy wtedy do posiłku, rozmawialiśmy. Bliski kontakt z nimi był dla nas bardzo cenny, aby nie czuły się odtrącone — podkreśla Monika Banasik.

Wciąż jest mało rodzin, które decydują się na adopcję, co może wynikać z tego, że ludzie po prostu mają obawy.

- To prawda, szkoda, że ludzie się tego boją. Uważam, że nie ma ku temu podstaw. To dzieci, które potrzebują naszego ciepła, miłości, domu, niczego więcej. Każdy z nas jest w stanie to ofiarować - dodaje.

Czy rodziny, które zdecydują się na adopcję, mogą liczyć na wsparcie w naszym regionie?

- Oczywiście, my zawsze służymy pomocą, czekamy na kontakt od osób, które potrzebują porady. Sami otrzymujemy wielkie wsparcie z Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Wodzisławiu Śląskim. Jeśli mamy problem, możemy na nich liczyć, nigdy nie zostaliśmy sami. Staramy się też nie chować swoich problemów, rozmawiamy o wszystkim, próbujemy znaleźć rozwiązanie. Dzieci często mają jakieś zaburzenia z którymi musimy pomóc im walczyć, sami też wtedy potrzebujemy wsparcia i porady. Musimy się liczyć z tym, że dzieci mogą krzyczeć w nocy, płakać, ale one w ten sposób odreagowują swój stres. Czasem dzieci są u nas naprawdę długo, przyzwyczajamy się do nich. Traktujemy dzieci jak nasze, jesteśmy rodziną, a nie instytucją. Czujemy jednak wielkie wsparcie ze strony PCPR – kontynuuje rozmówczyni.

Zdarzają się jednak sytuacje, które dla wszystkich są zaskakujące. 

- Pamiętam kilka takich sytuacji. Czasem, gdy mąż przynosi mi kwiaty lub okazuje mi czułość, to dzieci pytają „Ciociu, masz urodziny?”. Wtedy im tłumaczę, że gdy się kogoś kocha, to ofiaruje mu się prezenty bez okazji czy daje buziaka. Mówię wtedy, że oni pewnie też będą kiedyś tak robić. Widzę wtedy, że dzieci uczą się tego okazywania miłości od nas. Chłopcy idą na spacer i przynoszą mi kwiaty, które zerwali na łące. To jest piękne, to daje nam kolejną motywację — zapewnia Monika Banasik.

Czy mimo obaw, które w nas siedzą, jest nadzieja na to, że więcej mieszkańców regionu  zacznie decydować się na adopcję?

- Mam nadzieję, że tak. Jesteśmy bardzo otwartym narodem, Ślązacy też tacy są. Pokazała to nawet aktualna sytuacja, związana z wojną. Przyjmujemy bardzo dużo obcych ludzi do siebie, mamy otwarte serca, chcemy im pomóc. Pomyślmy też, że obok nas są dzieci, które potrzebują pomocy. Ja naprawdę gwarantuję, że mimo tego, że będzie trudno, odczuwalna jest wielka satysfakcja. Czasem się śmiejemy, że działania, których się podjęliśmy, odejmują nawet lat, dodają energii. Nasze dzieci dają nam moc, ciągle nam się „chce”, mamy moc i siłę. Zapraszam do nas osoby, które mają wątpliwości, żeby zobaczyły, jak to wygląda w praktyce — przekazuje Banasik.

Skąd może wynikać tak niska liczba osób, które decydują się na adopcję?

- Uważam, że wiele osób boi się odpowiedzialności oraz tego, że sobie nie poradzą. Często ludzie nam mówią, że u nas wszystko jest zorganizowane, fajne, ale oni nie są pewni, czy by sobie poradzili. Brane pod uwagę są również kwestie finansowe lub to, że pojawią się biologiczni rodzice. Niechęć i bojaźń wynika też z niewiedzy, jak to wygląda. Nie bójmy się, że będziemy ze wszystkim sami. Rodziny takie jak nasza, mają wsparcie koordynatorów, psychologów, pedagogów. W szkołach też możemy liczyć na pomoc — dodaje rozmówczyni.

Wielu chętnych może też zniechęcać czas trwania całego procesu adopcyjnego.

- Teraz wiele się zmieniło, proces adopcyjny nie jest trudny i długi, dzieci jest bardzo dużo, czekają na swoje rodziny. Czasem działa to tak, że kończymy kurs, dostajemy kwalifikacje i po krótkim czasie możemy stać się rodziną zastępczą. To nie trwa kilka lat. Jedynie jeśli mamy wielkie wymagania co do dziecka, wtedy ten proces może się wydłużyć. Niedawno mieliśmy u siebie rodzinę z Kaszub, która adoptowała czwórkę dzieci — udało się to szybko, ponieważ nie mieli wymagań, chcieli po prostu pomóc dzieciom — komentuje Monika Banasik.

Osoby, które decydują się na adopcję, najczęściej szukają małych dzieci, noworodków. Często te starsze są pomijane.

- Niestety tak, ale pamiętajmy, że adopcja noworodka jest czasem bardziej wymagająca niż starszego dziecka, ponieważ takie maluchy nie są jeszcze odpowiednio zdiagnozowane, nie wiemy w jaki sposób będą się rozwijać. Bezpieczna jest adopcja 3-letniego dziecka, u którego można już zdiagnozować FAS, Aspergera, ADHD. Mówię o tym, ponieważ ludzie chętniej biorą noworodki, a okazuje się, że nie każdy jest w stanie temu podołać. Starsze dzieci często są pomijane. Sądzę, że jeśli ktoś naprawdę chce zostać rodzicem, to wiek dziecka nie ma znaczenia. Zachęcam do adopcji, do rodzicielstwa zastępczego, jest to piękne, coś cudownego, co możemy dać dzieciom — podkreśla rozmówczyni.

Jeśli i Państwo chcielibyście zostać rodziną zastępczą, ofiarować swoje serce i czas dzieciom pozbawionym opieki własnych rodziców, zapraszamy do współpracy z pracownikami zespołu ds. pieczy zastępczej w Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie w Wodzisławiu Śląskim przy ul. Wałowej 30 (II piętro), tel. 32 454 71 06.

Komentarze

  • Ewa 24 maja 2022 13:05Pani Monika jest wspaniała. Nie tylko zapewnia dom potrzebującym maluszkom, ale również kiedy to tylko możliwe, bardzo wspiera rodziców biologicznych w odzyskaniu opieki nad dziećmi. Współpraca z nią jest przyjemnością.

Dodaj komentarz