Może któryś z instytutów, może któraś z organizacji ekologicznych, które kiedyś tak chętnie wyliczały horrendalne koszty jakie ponosimy wskutek utrzymywania górnictwa, teraz dla odmiany policzyłyby, ile obecnie kosztowałaby tona węgla gdyby unijny program dekarbonizacji zakończył się w Polsce sukcesem.
Myślę, że największym kosztem jaki wpływa obecnie na rosnące ceny, było nasze irracjonalne podejście do górnictwa. Przez lata, kopalnie traktowane były jak zło konieczne, a jedynym uzasadnieniem ich funkcjonowania były kwestie socjalne, czyli wypłaty dla górników. Jeżeli dołączymy do tego klimatyczną narracje Brukseli, to otrzymamy obraz polskiego górnictwa, w którym jedyną kwestią wartą rozważania, był termin wygaszania zakładów wydobywczych. Oczywiście im szybciej, tym lepiej, bo przecież mieliśmy tańszy węgiel i ekologiczny gaz z Rosji. Poza nieliczną grupą ekspertów i oszołomów z PiS nikt nie dostrzegał najmniejszych problemów. Do 24 lutego. Teraz już nikt nie ma wątpi w kluczową rolę jaką pełni węgiel w polskiej gospodarce. Nikt też nie kwestionuje jego strategicznego znaczenia dla bezpieczeństwa energetycznego kraju. Tyle że proces likwidacji górnictwa trwa już od lat i aż boję się pomyśleć, ile teraz kosztowałaby tona węgla, gdyby rządowi PiS nie udało się wyhamować jego dynamiki, pomimo ostrej krytyki opozycji i Komisji Europejskiej. Ironią losu jest to, że ci którzy najgłośniej protestowali przeciwko górnictwu, teraz najgłośniej narzekają na deficyt węgla na rynku i w konsekwencji jego rosnące ceny. Niektórzy z krytyków tak głęboko zabrnęli w strefie absurdu, iż za całą sytuacje obwiniają kopalnie i górników. Podobno nauka musi kosztować, więc po raz kolejny odrabiamy lekcje z historii, z której wynika, że decyzje o likwidacji kopalń podejmuje się szybko i łatwo. Niestety odbudowa zdolności produkcyjnych zakładu wydobywczego to proces czasochłonny i bardzo kosztowny, o czym świadczy aktualny cennik węgla.
Szkoda tylko, że historia lubi się powtarzać, czasami nawet wielokrotnie...
Komentarze